4. Starzy znajomi

Start from the beginning
                                    

- Nie. – pokręciłam głową. – Przynajmniej na razie, a co?

- Will nie ma kluczy, a gdzieś poszedł. Powiedział że wróci później. Ja musze lecieć, umówiłam się z Loreen na kawę.

- Pewnie będę w domu. – oświadczyłam.

Kiedy Edythe wyszła, poszłam odrabiać lekcje. WOS stawał się coraz trudniejszy a Stealson gonił nas z programem że ledwie wyrabiałam się z zapisywaniem wszystkiego. Ułożyłam się na łóżku otoczona podręcznikami i zeszytami po czym zaczęłam czytać temat dotyczący polityki zagranicznej Ameryki. Cały świat liczy się z USA, zadrwiłam w myślach, to dość proste. Leżąc nie patrzyłam na zegarek ani nie skupiałam się na rzeczach otaczających mnie. Kiedy wreszcie przyswoiłam temat, na dworze zaczęło robić się ciemno. Wstałam po mój telefon i w jednym momencie zabrzęczał.

- No co tam? – spytałam kiedy odebrałam. – Isaac?

- Mogłabyś przyjechać do loftu?

- Muszę czekać na Willa. – wywróciłam oczami mimo że wiedziałam iż tego nie zobaczy.

- Już nie musisz. – zawahał się. – Po prostu jedź do loftu, i tyle.

Wciągnęłam powietrze i bez słowa się rozłączyłam. Szybko złapałam kurtkę i nie zaprzątając sobie głowy tym że jestem w dresach, pobiegłam do samochodu. Zamknąwszy drzwi upewniłam się że są odpowiednio zablokowane i wsiadłam do auta.

Mknęłam przez ciemniejące miasto nie zważając na to że mogę się rozwalić. Adrenalina pulsując w moich żyłach wyostrzyła moje zmysły więc z podrasowanym refleksem omijałam wlokące się samochody.

- Stój. – przemówił męski głos. Spanikowana zahamowałam nagle na czerwonym świetle i rozejrzałam po samochodzie. Siedziałam w nim sama, ale głos dudnił cały czas w moich uszach. Gdzieś go słyszałam, ale nie potrafiłam przypisać go do niczyjej twarzy. – Grzeczna dziewczynka, zabiłabyś nas.

- Co? – jęknęłam.

Głosu nie było. Światło zapaliło się ponownie więc ruszyłam nieco wolniej, dalej czując jak się krępuję. Samochód był pusty, kompletnie pusty. Wzięłam kilka głębokich oddechów zanim ponownie się rozejrzałam. Pusto. Skręciłam w mały zjazd i zostawiłam auto przy jednej z długich ścian. Wysiadłam, zamknęłam zamek centralny ledwie przyciskiem i włożyła klucze do kieszeni kurtki. Z duszą na ramieniu wsiadłam do windy. Po potwornym skrzypieniu zatrzymała się i pozwoliła mi wysiąść. Bogu dzięki nie zacięła się mimo sędziwego wieku. Bez wahania otworzyłam drzwi.

Powitał mnie głośny dziewczęcy pisk wydobywający się gdzieś z góry. Isaac stał przy oknie w towarzystwie Lydii i Scotta. Wyglądał na zamyślonego bo nie zauważył mnie, dopóki nie ściągnęłam kurtki i nie położyłam ręki na jego ramieniu.

Odwrócił się gwałtownie i chwycił mnie w objęcia. Przez chwilę zdrętwiałam w jego ramionach ale rozluźniłam się na tyle szybko by bez wzbudzania podejrzeń odwzajemnić uścisk i posłać Lydii zdziwione spojrzenie.

- Całe szczęście nic ci nie jest. – odetchnął z ulgą w moje włosy.

- Wiem jechałam strasznie nieodpowiedzialnie ale...

- Co? Nie o to chodzi. – odsunąwszy się zauważyłam jego błyszczące na złoto oczy.

- Mamy tutaj niejaką rudowłosą Beth. – wyjaśnił Scott. – Powiedziała nam że z polecenia Cartera, Eric i Ruth po ciebie poszli.

Wzdrygnęłam się na sam dźwięk imion Zimnych. Doskonale pamiętałam obłąkany wzrok Beth kiedy wyrwała mi z ręki nasiąknięty krwią ręcznik, oraz rytmiczne kołysanie Ruth wąchającej moją skórę. Erica ciężko było zapomnieć, jego wojskowy chód.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now