Nierozpoznany wilkołak ze snu.

Odwróciłam głowę. Ktoś gwałtownie szarpnął Ruth, a ona pociągnęła mnie i Beth za sobą. Obie nagle zwolniły uściski. Straciłam równowagę i gdyby nie czyjeś ciepłe ramiona otaczające mnie w talii, rąbnęłabym głową o ziemię. Uniosłam wzrok. Isaac stał tuż nade mną, a jego wilczą twarz i moja dzieliły ledwie centymetry. Otrząsnął się szybko i podciągnął do góry. Dopiero teraz się zorientowałam że Stiles nie wysiadł z auta a trzymał cały czas włączony silnik. Isaac otworzył drzwi od starego jeepa i bezceremonialnie cisnął mną o siedzenie.

- Co? – spytałam kiedy mocował się z pasem. Tamci w czarnych płaszczach wysiedli.

- Nie mamy czasu. Potem to sobie wyjaśnicie i będzie happy end ale musimy spadać, Rosalie. – Stiles odpowiedział mi zamiast Isaaca.

- Nigdzie nie jadę. Nie będziecie z nimi walczyć o mnie. Też chcę...

- Zostajesz w aucie. – ton Isaaca nie tolerował sprzeciwu. Mimo moich protestów zapiął mnie i zamknął trzaśnięciem drzwi które Stiles zablokował.

Wycofał się szybko z parkingu pod motelem i ruszył drogą do miasta. Był skupiony na drodze. Tyle razy jechałam tym jeepem ale miałam wrażenie że minęła wieczność od momentu kiedy po raz ostatni zajmowałam to miejsce.

- Jeśli chcesz wiedzieć, mnie też się to nie podoba. – mruknął. – Pojedziemy teraz do szpitala. Twoja mama jest tam z mamą Scotta.

- Dlaczego ich zostawiliśmy. Wrócą?

- Tak. Zawsze demolują pół miasta, ale wracają bez większych obrażeń. – wzruszył ramionami. – Nie martw się. Zostawiłem tam najważniejszą osobę pod słońcem. Nie zniósłbym tego, gdyby coś stało się Lydii.

Przyjrzałam się dokładnie jego twarzy. Naprawdę martwił się o Lydię. On nadal ją lubił. Pamiętam jak gadał o niej kiedy jechaliśmy do szkoły a ona go ignorowała. Zwierzał mi się siedząc na tych samych miejscach co teraz. Pewnie wiedział że nikomu nie wygadam bo był jedynym ze szkoły w którym w ogóle rozmawiałam.

Zatrzymaliśmy się pod szpitalem. Wyskoczyłam z samochodu zanim Stiles w ogóle wyłączył silnik i potykając się, o własne nogi dopadłam do przesuwanych drzwi. Mama siedziała na jednym z białych krzesełek trzymając w rękach papierowy kubek. Zawartość kolorem przypominała kawę. Mama Scotta obejmowała ją ramieniem.

- Mamo! – krzyknęłam pędząc po gładkiej nawierzchni. Opadłam na krzesło obok niej, wtulając się w Edythe szlochałam. – Nic ci nie jest. Jak dobrze.

- Rosalie. – wzięła moją twarz w swoje ręce doszukując się obrażeń. Podpuchnięta warga i siniejąca szyja zapewne jej nie uspokoiły, ale objęła mnie ponownie przyciskając mocno do siebie. – Przepraszam. Tak strasznie przepraszam gdyby nie...

- Już. Nie przepraszaj, wystarczy.

Stiles usiadł na krzesełku obok mnie wyraźnie na coś czekając. Odkleiłam się od matki i objęłam go za szyję.

- Dziękuję. – uśmiechnęłam się. Wyciągnął z kieszeni coś białego i kwadratowego. Mój telefon. Wzięłam go ostrożnie i schowałam do kurtki.

- Chodź. Mama mówiła mi, że ten cały Jeremy coś ci pociął. Zszyjemy to. – mama Scotta uśmiechnęła się do mnie ciepło. – Też możesz iść, jak chcesz Stiles.

Od razu ochoczo się podniósł i pociągając mnie za rękę poszliśmy za panią McCall do gabinetu. Był to niewielki pokój zabiegowy z białymi ścianami i zieloną podłogą. Usiadłam na twardej leżance i ściągnąwszy kurtkę, pokazałam broczące krwią rozcięcie. Pielęgniarka zacmokała tylko i wyciągnęła z szafki odpowiednie przybory.

- Wiesz, pojechaliśmy kiedyś do Meksyku. – uśmiechnął się szeroko Stiles. Byłam pewna że starał się odciągnąć moją uwagę od tego co robiła pani McCall. Udawało mu się to. – Derek nagle był super młody, jego chora ex była jagurołakiem. Fakt że podpaliła jego dom, ale dlatego chora. Ogólnie to było nieźle. Uwierzysz że nie zostawiłem jeepa w Meksyku nawet jak się zepsuł.

- I nawet go po tym nie umyłeś, zgadłam? – zaczepny ton mamy Scotta wywołał uśmiech na mojej twarzy. – Już skończyłam. Zostanie najwyżej niewielka blizna.

- Ale ja nie skończyłem opowieści. – obruszył się Stiles. – I ta ex Dereka – Kate, zamieniła Scotta w Berserkera. Dzięki Liamowi znów był sobą. O właśnie, mój jeep...

Przestałam słuchać. Skupiłam się na swoich myślach krążących wokoło motelu. Martwiłam się. O Isaaca, o Scotta, o Malię, o Kirę, o Lydię. Jedynie niepewna byłam co do Theo. Dlaczego był w moim śnie, dlaczego pochylał się nad ciałem Hayden. Czyżby mógł być tym złym którego wszyscy szukają. To raczej niemożliwe.

- Rosalie Clear. Słuchasz mnie w ogóle?

Widocznie kiedy się wyłączyłam pani McCall pozwoliła nam tu zostać i poczekać bo byliśmy sami w pokoju Zabiegowym.

Pokręciłam głową.

- Ja też się martwię. Obiecuję ci, że zaraz pojawią się w szpitalu, może lekko poharatani ale na pewno żywi. – Stiles złapał mnie za ramiona uważając na zszycie. – Słyszysz? Obiecuję.

- Nigdy nie chciałam żeby ktoś za mnie ginął. – wyznałam półgłosem, zupełnie jakbym się tego bała. – Nigdy. Nie chcę żeby im stała się krzywda bo ja ni z tego, ni z owego jestem jakąś Norną której potrzebuje koleś którego nawet nie znam. Jedyne co o nim wiem, to że ma sługusów i jest ekstra potężny. A i że Jeremy to palant.

- Co?

- Oszukałam go, że czyszczę mamie i Kirze pamięć żeby je wypuścił. – nuta dumy wkradła się do mojego głosu. – Dopiero kiedy Eric wszedł i Jeremy mu się pochwalił co zrobił, zorientowali się że to było kłamstwo. Znaczy, Eric się zorientował. Myślisz, że możemy iść do Liama?

- Jasne. – Stiles uśmiechnął się i podał mi rękę.

Opuściliśmy gabinet zabiegowy i wyszliśmy na korytarz. Moja mam gdzieś znikneła, zapewne za sprawą pani McCall. Przeszliśmy do pokoju Liama. Leżał na łóżku, ale już był całkiem przytomny. Brzydkie ugryzienie na ręce zdawało mu się nie przeszkadzać bo uśmiechał się szeroko, oglądając jakiś mecz na szpitalnym telewizorze. Stiles od razu ruszył w jego stronę i walnął się na łóżko nie zważając na protesty chorego.

- Kto gra?

- Metsi. – Dunbar uśmiechnął się szeroko. – Cześć Rosalie.

- Cześć. Tak strasznie przepraszam...

- Spoko. To ten debil powinien przeprosić. Nie dostałem żadnego jadu. Może byłbym teraz wampirem a moja skóra świeciłaby w słońcu. Kompletnie się nie postarał. – jego lekki ton mnie uspokoił. Nie miał do mnie żalu. – Gdzie reszta?

- Walczy z wampirami o Rosalie.

- I mnie tam nie ma?

- Nie. – uśmiechnęłam się. – Ty leżysz bo ciebie jeden dziabnął. 



OSTATNI PRZED EPILOGIEM I POTEM ZACZNIEMY KOLEJNĄ FAZĘ KTÓRA BĘDZIE BARDZIEJ RANDOMOWA, PRZYGOTUJCIE SIE NA KOLEJNE POWROTY, WSZYSTKO CO DZIWNE I NIEREALNE ZNAJDZIECIE W FAZIE DRUGIEJ! POJAWI SIE TEŻ KILKA NOWYCH POSTACI!


Full Moon - isaac laheyDove le storie prendono vita. Scoprilo ora