Where are u now?

636 59 16
                                    

    Od sytuacji w klubie minęły dwa tygodnie. Justin przepadł jak kamień w wodę. Nie było z nim żadnego kontaktu. Wszczęto poszukiwania, ale policja też nic nie wiedziała. Zaginięcia były dla mnie totalną abstrakcją. Nie rozumiałam jakim cudem, w XXI wieku, gdzie świat stał się tak cywilizowanym miejscem może zniknąć człowiek. Nie jesteśmy przecież mikroskopijnymi atomami żeby od tak przepaść na dobre. Martwiłam się. Całymi dniami płakałam. Tęskniłam. Żałowałam wszystkiego co zrobiłam tamtej nocy. Obwiniałam się o to co się stało. Przez pierwsze trzy dni dzwoniłam do niego praktycznie 24 godziny na dobę. Nic. Pisałam smsy, które nawet nie dochodziły. Od dwóch tygodni nie wychodziłam z domu. Nie włączałam telewizji, nie czytałam gazet ani jakichkolwiek powiadomień w social media. Dziennikarze przekrzykiwali się w pomysłach, co mogło stać się z Bieberem. Zrobili z tego pieprzoną sensacje i zarabiali na ludzkiej tragedii. Rodzina piosenkarza była totalnie załamana. Tak samo jak ja. Beliebers się cięły i wszczęły poszukiwania na własną rękę. Swoja drogą bardzo dobrze im to szło, bo przecież kto mógł znać Justina lepiej niż one? W radiu zamiast utworów leciały wiadomości. " Jeśli ktokolwiek coś wie o Justinie Bieberze, jeśli ktokolwiek go gdzieś widział prosimy o natychmiastowy kontakt" apelowali. Świat pogrążył się w żałobie. Nawet jego przeciwnicy pisali teraz wspierające posty na facebooku czy twitterze. Na instagrama wstawiano zdjęcia z nadzieją, że Biebs je zobaczy i się odezwie. Mama Justina jeździła autem po całych Stanach próbując odnaleźć swojego syna. Razem ze znajomymi wynajęliśmy najlepszego detektywa w kraju. Przyjaciele ustalili dyżury. Co jakiś czas się zmieniali i siedzieli ze mną, bo bali się, że coś sobie zrobię. Nigdy nie widzieli mnie w takim stanie. Żałowałam każdego słowa wypowiedzianego tamtego dnia. Chciałam cofnąć czas i spróbować go zrozumieć. Lil i Kylie jeszcze pare razy mi tłumaczyli, że wszystko co robił miało być dla mojego dobra. I może rzeczywiście było, a ja tego nie dostrzegałam? Mieliśmy nadzieję, że Justin gdzieś wyjechał sam, żeby odpocząć i wszystko sobie przemyśleć. Schował się przed nami w wynajętej chatce w dżungli, a my niepotrzebnie się martwimy. Nadzieja matką głupich jak to mówią.
- I co? - zapytała Kendall patrząc jak trzymam słuchawkę telefonu przy uchu.
- To samo. Poczta - odpowiedziałam łamiącym się głosem.
Najgorsze było to, że tej feralnej nocy Justin był pijany i naćpany. Ludzie w takich sytuacjach nie myślą racjonalnie. Alkohol i narkotyki w połączeniu ze złamanym sercem były wewnętrzną destrukcją organizmu. Przestałam rozumieć znaczenie ważnych słów, życia, egzystencji ludzkiej. Zadawałam sobie pytania "Dlaczego miłość zamiast uskrzydlania nas rzuca kłody pod nogi? ". Miałam ochotę skrzywdzić się tak bardzo jak skrzywdziłam Justina. Idiotka ze mnie! Tępa, popierdolona idiotka.
- Boże, oddałabym wszystko za wiadomość od Justina - powiedziałam w stronę Lil'a.
- Ja też, Hails. Uwierz mi, że ja też - odpowiedział chłopak mocno przytulając mnie do swojego ramienia.

Czytasz = komentujesz! 💘💘💘
Nowy rozdział kochani. Troszeczkę krótszy niż poprzedni, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Jak myślicie co stało się z Justinem?

So sorryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz