11

4K 284 127
                                    

Obudziłam się, ale nie chciałam otwierać oczu. Jeszcze nie teraz. Było mi cieplutko. Nakryłam się jeszcze bardziej kołdrą. Uśmiechnęłam się do siebie. Taki poranek to ja rozumiem. Może nie zbyt wygodne łóżko, ale zawsze. Nikt mnie nie budzi...

Wspomnienia ze wczoraj, czy kiedy to tam, powoli wracały, ale zignorowałam je i głęboko odetchnęłam. Dobiegały do mnie różne odgłosy dnia, ale w sumie się z tego cieszyłam. Po wczorajszej przerażającej ciszy było to niemal błogosławieństwem.

Oczywiście, moje delektowanie się cudownością ciepełka, zwykłą codzienną paplaniną Koreańczyków zza okna i śpiewem ptaków, musiało zostać przerwane.

– Gdzie one są? – zapytał ktoś po mojej prawej. Przez chwilę nie wiedziałam co to w ogóle był za język. Mózg przestaw na angielski.

Podniosłam się, chyba zbyt szybko, i natychmiast jęknęłam, opadając na pościel. Otworzyłam oczy. Ściany pomalowane na ten przeklęty kolor, dzięki któremu od razu wiesz, gdzie jesteś. Specyficzny odcień zieleni, którego po prostu nienawidzę. Łóżka. W sali było pięć łóżek, ale tylko dwa zajęte. Szpital. Jestem w szpitalu. Jeeej.

Pomimo mojego jakże inteligentnego i szybkiego spostrzeżenia, nadal to do mnie nie docierało. Byłam ubrana w moją bladoniebieską koszulę nocną w disneyowskie dalmatyńczyki. Kiedyś nawet, kiedy nie mogłam zasnąć, liczyłam je; dotrwałam do stu trzynastu.

– O, Śpiąca Królewna już wstała! – uśmiechnął się chłopak. Wyjął z szafki jakieś słuchawki i to chyba tego szukał.

Miał roztrzepane, blond włosy i niesamowicie niebieskie oczy, w tym jedno podbite, okolone dorodną śliwą. Był może z rok, dwa ode mnie starszy. Siedział na łóżku obok mojego.

– Wreszcie, wiesz, jak nudno jest mieć sąsiadkę, która tylko śpi? W ogóle, nie pozwolili mi wychodzić, bo podobno robię za dużo zamieszania. Ty też powinnaś najlepiej leżeć w łóżku i żadnych gwałtownych ruchów. A, twój książę tu był.

– Chwila, co? Jaka królewna? Kto... Który książę? – zapytałam, zanim dotarło do mnie, co powiedziałam. Moja dłoń powędrowała do czoła.

Blondyn śmiał się w najlepsze.

– A ilu ich masz, Izzy? – uniósł brwi. – Kim Taehyung, a kto? Jungkook i dziewczyny też tu byli, jakbyś pytała. Reszty nie wpuścili do środka. Musieli iść, bo mieli treningi. Ale powiem ci, że pierwszy dzień to przy tobie siedzieli aż do wieczora.

– Chwila, to ty mnie znasz? To ty znasz ich? – mój głos był zachrypnięty, więc odchrząknęłam. Nie czepiajcie się, byłam ciągle wpół świadoma.

– Wiesz, mogłabyś się pytać, jakbym was nie znał. Kto w Seulu nie wie, kim są BTS i D. Sisters? – zapytał retorycznie. – O tym, kto leży w sali numer 106 wie całe piętro, podobnie z 402, a możliwe, że nawet cały segment. W sumie, to nie zdziwiłoby mnie, gdyby cały szpital wraz z pacjentami i ich rodzinami wiedział. Dziennikarze chcieli się wepchać do szpitala, ale udało się ich wywalić. A poza tym, jest coś takiego, jak karta pacjenta, o tutaj – popukał w plakietkę wiszącą w nogach łóżka i uśmiechnął się pobłażliwie.

– Co mi jest? – zapytałam, ignorując jego stwierdzenie, że jestem tak tępa, że nie wiem, gdzie jest karta pacjenta.

– Jedna noga złamana, druga zwichnięta. Złamane żebro, rozcięta warga i drobny wstrząs mózgu. Przy czym masz mnóstwo siniaków i drobniejszych ran. Spałaś trzy dni, kochana.

Aż trzy dni? Naprawdę aż tyle spałam? Byłam pewna, że trwało to góra jedna noc. Spojrzałam na chłopaka, sprawdzając, czy kłamie. Ale jakie miałby ku temu powody? Uśmiechał się do mnie. Czemu on się tak szczerzy i co widzi zabawnego w odsiadce w szpitalu i spaniu przez trzy dni? Rany, weź się blondasku przestań uśmiechać, bo wyleję na ciebie wodę z wazonu.

Sześć Lat I V (BTS)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz