Rozdział 6

647 37 3
                                    

Sara
Kolejne dni były okropne. Płakałam codziennie. Poprosiłam Willa aby użył swoich mocy i przyspieszył gojenie się kostki więc teraz mogę już normalnie chodzi. Pomimo tego wszystkiego i tego jak bardzo czuję się teraz zraniona to nie potrafię o nim zapomnieć. A róża od niego cały czas stoi na moim stoliku nocnym. Pomimo, że Luke często prosił mnie, abym go wysłuchała to patrzenie na niego sprawiało mi zbyt dużo bólu. Nie pozwól się zranić. To dlaczego mimo to czuję ból?

Po śniadaniu mam swój pierwszy dyżur od tygodnia. Nareszcie wszystko może wrócić do normalności. Może uda mi się z czasem zapomnieć o tej porażce. Kiedy kończę posiłek i wstaję od stołu zauważam Luke'a idącego w moją stronę. Na początku panikuję jednak potem posyłam mu tylko niechętne spojrzenie. Luke otwiera usta aby coś powiedzieć lecz ja odwracam się i odchodzę. Nie chcę mieć z nim nic więcej wspólnego. Ale... Czy aby napewno? Potrząsam głową próbując odpędzić wszelkie związane z nim myśli i  kieruję się w stronę szpitala. Po drodze jednak cały czas nie mogę się pogodzić z tym, że to wszystko nie jest tylko snem. Przecież takiego koszmaru nie da się przeżyć. Miłość? Ja? Zupełnie dwa inne światy. Nie nadaję się. Luke zapewne nawet nie myślał o mnie jak o dziewczynie. Idiotko, prawie cię pocałował! Tak, prawie. No właśnie. Może po prostu jakaś aura miała na niego wpływ.
Już mam wchodzić po schodach kiedy nagle słyszę za sobą wołanie.
- Sara! - słyszę a serce mi zamiera. Błagam, Luke, dlaczego akurat on? Przystaję zastanawiając się, co mam zrobić. Jeżeli się odwrócę, Luke znowu będzie próbował się tłumaczyć. Jeżeli się nie odwrócę to tym samym mogę go zranić. Ale przecież on też mnie zranił. Tylko, że chyba nie chcę być taka jak on. Zanim zdążam podjąć jakąś decyzję, czuję jak dłoń Luke'a chwyta mnie za rękę. Jestem tak zaskoczona, że zaczynam w duchu panikować.
- Puść mnie - proszę spokojnie próbując wyrwać rękę. Luke jednak mocno mnie trzyma i wygląda na to, że nie zamierza mnie puścić.
- Nie puszczę cię, dopóki mnie nie wysłuchasz. Nawet nie dałaś szansy mi się wy...
- Nie. A teraz mnie puść! - przerywam mu i zaczynam się wyrywać. Luke nadal mnie trzyma i lekko mocniej zaciska dłoń. Odwracam się i uderzam pięścią w jego tors.
- Puść! - podnoszę głos a on w jednej sekundzie przyciska mnie do siebie. Podczas gdy nadal próbuje się wyrwać mój policzek przylega do jego klatki piersiowej i czuję bicie jego serca które łomotało tak, jakby miało zaraz eksplodować. Jego ramiona otaczają mnie nadal mocno przyciskając do siebie i mimo, że czuję jego ciepło i jest to zdecydowanie jedno z najpiękniejszych uczuć to nie chcę okazać się słabą i nadal próbuję się wyrwać.
- Sara, proszę, okej? - Luke dyszy i podpiera brodę na moim ramieniu tym samym nachylając się nad moim uchem - Daj mi chociaż dwie minuty.
Moje myśli pędzą jak oszalałe. Co ja w ogóle wyrabiam? Powinnam zacząć krzyczeć. Dlaczego tego nie robię?! Coś mi nie pozwala. Cholera, co mi nie pozwala?! Pomimo, że jestem na niego wściekła, przestaję się wyrywać i rozluźniam się. Luke mnie puszcza i patrzy mi w oczy. Próbuje odwrocić wzrok ale nie potrafię. Te jego błękitne oczy, mimo tego błysku co zawsze, są przepełnione bólem i bezradnością. Cofam się krok aby zwiększyć dystans i nie czuć jego kojącego zapachu.
- Więc? - zaczynam chowając ręce w kieszenie bluzy - słucham.
Chłopak wzdycha i przełyka ślinę.
- Sara, do niczego nigdy nie doszło. Posłuchaj, kiedy podczas treningu zaniosłem cię do szpitala, Tanja stwierdziła, że doniesie Chejronowi, że opuściłem stanowisko. Szantażowała mnie, że się nie wygada jeżeli to z nią pójdę na ten pokaz. W końcu sam wszystko powiedziałem więc miałem już czyste sumienie. Przyszedłem po ciebie. A potem... no wiesz, ona przyszła i odegrała najlepszy teatr jaki się dało.
- Ciekawe, wyglądało to aż za bardzo realistycznie. - odpieram spuszczając wzrok.
- Ale to wszystko było tylko aktorstwem! Sara - Luke chwyta mnie za ramiona a przez moje ciało przechodzi dreszcz - nigdy nie chciałem, nie chcę i nie chciałbym cię skrzywdzić. Jeżeli cię skrzywdziłem... Sara przepraszam cię! Błagam, możesz mi wybaczyć? - Chłopak patrzy na mnie błagalnym wzrokiem a minę ma taką, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Jak mu tu nie wybaczyć?!
Kiwam głową nie podnosząc na niego wzroku.
- Mogę - odpowiadam niepewnie.
- Serio? - w oczach Luke'a pojawia się nowy błysk. Błysk nadziei - Sara, nie wiesz jak mi ulżyło! - Luke próbuje mnie przytulić jednak ja cofam się do tyłu.
- Wybaczyć. To wszystko. - oświadczam nie spoglądając na niego. Odwracam się od Luke'a i wchodzę po schodach do szpitala. Zamykam za sobą drzwi i zsuwam się na podłogę. Zgarbiona chowam twarz marząc aby znaleźć się gdziekolwiek. Gdziekolwiek tylko nie tutaj, nie w obozie.
- Sara? A co ty tutaj robisz? - podnoszę głowę i zauważam Willa który kuca i patrzy prosto na mnie - coś z kostką? - dopytuje.
- Hm? Och, nie - odpowiadam i wymuszam uśmiech - wszystko jest w pożądku.
Will przygląda mi się przez dłuższy moment i marszy brwi.
- No chyba niezbyt. Źle się czujesz?
- Ja... - odwracam głowę i otaczam się ramionami - może...
- To idź do domku i może odpocznij, co? Przejmę jeszcze twój dyżur - oznajmia z uśmiechem na twarzy.
- Will, naprawdę nie musisz...
- Powiedz jeszcze tylko czy potrzebujesz jakieś tabletki.
- Ale... - próbuję zaprotestować jednak on posyła mi nieprzyjmujące sprzeciwu spojrzenie. Kręcę tylko głową na nie a on wstaje i pomaga mi wstać.
- Do zobaczenia - chłopak uśmiecha się do mnie a ja odzwajemnam ten grymas. Następnie wychodzę. Dla pewności rozglądam się, czy Luke'a nigdzie nie ma. Najwyraźniej postanowił odejść więc ze spokojem kieruję się w stronę domku Apollina.

W domku nikogo nie ma więc panuje tu przyjemna cisza. Padam na łożku i nakładam poduszkę na głowę. Czuję się tak rozdarta między uczuciami, że nie wiem czy będę w stanie dalej to znosić. Krzyczę w poduszkę a potem zaczynam płakać. Dlaczego akurat ja? Czym sobie na to zasłużyłam? Podnoszę głowę i zgarniam włosy z twarzy. Nagle zauważam różę od Luke'a leżącą na moim stoliku. Coś mnie jednak niepokoi - ta róża nie miała wody od kilku dni. Dlaczego jeszcze nie zwiędła? Biorę ją do ręki aby przyjrzeć jej się z bliska. Żadnego uschniętego listka, wygląda dokładnie tak jak tamtego wieczoru. Przykładam ją do nosa i wącham. Pachnie dokładnie tak samo jak wtedy. Obracam różę w palcach zastanawiając się, co to może znaczyć. Tego nie da się przecież normalnie wytłumaczyć. A co jeżeli... róża ma symbolizować moje uczucie do Luke'a...?

Miłość uskrzydla [Luke Castellan x OC] [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now