Rozdział 4

741 41 5
                                    

Sara
- Proszę - mówię a do szpitala wchodzi Dhara. Swoje ciemne włosy miała zaplecione w warkocz a do tego dobrała modne dodatki do obozowej koszulki, którą podwinęła sobie do połowy brzucha.
- Och, Sara. - dziewczyna siada obok  i patrzy na mnie z troską - Co się stało? Chyba się z nikim nie pobiłaś.
- Co? Ja? - zaczynam się śmiać - No co ty. Mały wypadek podczas treningu. Ale to tylko zwichnięcie. Nic mi nie jest.
- Will cię popchnął? - dopytuje córka Afrodyty - on nigdy nie umiał obchodzić się z dziewczynami. Jak tylko go spotkam to...
- Nie. - przerywam jej - To był Luke. - mówię i czuję, jak zaczynam się rumienić. Dhara patrzy na mnie w oszołomieniu mrugając oczami i po chwili maluje się na jej twarzy ogromny uśmiech.
- Widziałam jak siedział na schodach. Nie dopytywałam co się stało ale.. przyszedł potem do ciebie? Mam nadzieję, że przeprosił. Zaopiekował się jakoś tobą?
Znowu się śmieję - Przepraszał i to nie raz. Zaniósł mnie do szpitala i zrobił herbatę. - spoglądam przez okno wspominając tamte chwile. W pewnych chwilach nie potrafię dowierzyć, że to się dzieje. Niby leżę teraz ze zwichniętą kostką ale czuję się dziwnie szczęśliwa i usatysfakcjonowana.
- Zaniósł cię?! Och bogowie. - Dhara wygląda jakby nie miała wystarczającej ilości powietrza.
- Zaprosił mnie też na jutrzejszy pokaz sztucznych ogni. - oznajmiam i na tą myśl robi mi się przyjemnie ciepło. Dhara zaczyna piszczeć i rzuca mi się na szyję.
- A widzisz? Mówiłam! Nie minął zaledwie jeden dzień a wy już idziecie na randkę! - krzyczy i jeszcze mocniej mnie ściska.
- Ciszej! - mówię zniżonym głosem ale mimo wszystko nie mogę powstrzymać uśmiechu - nawet nie wiem czy to w ogóle jest randka.
- No chyba żartujesz. Oczywiście, że to jest randka! - Dhara jeszcze raz mnie ściska a potem siada na przeciwko mnie i chwyta za rękę - A ja doskonale cię do tego przygotuję. - oznajmia - zobaczysz, jutro będziesz najśliczniejszą dziewczyną w obozie. Przygotuję ci makijaż, jakieś modne ubrania i uczeszę włosy - dziewczyna przeczesuje moje włosy swoimi palcami - masz takie śliczne, że naprawdę można by było zrobić z nich wspaniałą fryzurę.
- No cóż, chyba mogę powierzyć swoje włosy w twoje ręce. - obie się śmiejemy a potem Dhara cały czas nawija jaki to Luke jest dla mnie idealny, że doskonale do siebie pasujemy i tak dalej. Nie ukrywam, że przez krótką chwilę ja też tak sobie myślę, że może z tego mogłoby coś być.
Dziewczyna jednak musi iść i znowu zostaję sama jednak nie przejmuję się tym. Powinnam naprawdę zacząć myśleć co jutro ubiorę. Może nie powinno to być nic krzykliwego. Ale może coś eleganckiego? Nie mam bladego pojęcia jaki Luke ma gust. Może preferuje po prostu obozową koszulkę bez dodatków? A może jednak większy dekolt. Jak mam się dowiedzieć?! Nigdy nie byłam na randce. Opieram głowę o ścianę próbując rozgryźć gust Luke'a lecz watpliwości są zbyt wielkie. Może kiedy znowu do mnie przyjdzie to uda mi się odgadnąć.

Luke
Siedząc tak na schodach kątem oka zauważam wchodzącą do szpitala Dharę. Nagle uświadamiam sobie, że pokazywanie doła nie jest za dobrym pomysłem więc wstaję ze schodów, mimowolnie chowam ręce w kieszenie i odchodzę w jakieś ciche miejsce. Zmierzam w stronę lasu nie zważając na nic dookoła. Moją głowę wypełnia teraz jeden jedyny kłopot - Tanja. Jej szantaż jest jakimś szczytem. Nie mam pojęcia co robić. Jeżeli nie pójdę z tą idiotką jutro na ten pokaz to mogę zostać zawieszony. Co oznacza nie tylko sam fakt, że praktycznie nie możesz brać w niczym udziału ale także to, że inni będą postrzegać cię nieodpowiedzialnie. Ale przecież to ja zaprosiłem Sarę. Mam jej teraz odmówić? Co jej powiem? "Eee.. sory Sara ale wiesz, idę jednak z taką jedną córką Afrodyty". Nigdy! Sarę skrzywdziłem już fizycznie, nie mogę teraz jeszcze emocjonalnie! Jednak pomimo tego to nadal nie wiem co zrobić. Czuję się jakbym był w kropce. Najlepiej by było się kogoś poradzić. Problem polegał tylko w tym, że mam bladego pojęcia kogo. Napewno nie zamierzam rozmawiać o tym z jakimś dzieckiem Afrodyty. Wolę oszczędzić sobie widoku jak ktoś się jara i krzyczy "bogowie, jakie to romantyczne!" bez powodu. Ewentualnie zastanawiam się nad dzieckiem Ateny. To bogini mądrości i strategii więc jej dzieci chyba mogą doradzić coś pożytecznego. Nie mając lepszego pomysłu kieruję się w stronę domku bogini mądrości. Wpatruję się w sowę wisząca nad drzwiami w marnym oczekiwaniu, że jakiś pomysł przyjdzie mi do głowy. Nagle drzwi się otwierają a ze środka wychodzi Carter. Grzywkę miał przeczesaną na bok a jego szare oczy niepokojąco lśniły. Chłopak zdziwiony robi krok do tyłu.
- A ty czego tutaj chcesz? Jak coś to Annabeth nie ma. - oznajmia a przez moją skórę przechodzi dreszcz. Annabeth nawet nie przyszła mi na myśl ale jej też się nie zamierzam doradzać. Coś czuję, że to byłby bardzo zły pomysł. Ale Carter? Mam obawy, że jeszcze gorszy.
- W zasadzie to przyszedłem do ciebie. - oznajmiam zastanawiając się, co mi odwala - możemy pogadać?
Chłopak wzrusza ramionami i siada na schodach. Patrzy na mnie wyczekująco więc siadam obok niego.
- Ty zostałeś zawieszony, prawda? - zaczynam niepewnie. Carter patrzy na mnie podejrzanie po czym spogląda przed siebie i prycha.
- To chyba wiedział już dawno każdy, co nie? A co, ciebie też zawiesili?
- Nie. - odpowiadam - ale nie wiem czy nie zawieszą. Opuściłem trening.
Przez dłuższy moment syn Ateny milczy i stuka palcami w kolano.
- Jaki powód? - pyta i znowu na mnie spogląda.
- No... Sara miała wypadek. Głównie przeze mnie. Skręciła kostkę więc zaniosłem ją do szpitala zostawiając pozostałych. I teraz problem polega w tym - wzdycham zastanawiając się, czy mogę mu coś takiego wyjawić. Jednak chyba i tak nie mam lepszej opcji - Tanja tak jakby mnie szantażuje, że jeżeli nie pójdę z nią jutro na pokaz sztucznych ogni to zgłosi moją postawę Chejronowi.
A ja.. ja zaprosiłem już Sarę - wyjaśniam i nagle orientuję się, że zamiast rozmawiać o zawieszeniu zacząłem temat sercowy. Carter odchyla się do tyłu i gwiżdże.
- No no, ta to ma pomysły.  Więc w czym problem? Stary, jeżeli Sara ci się podoba to ja nie widzę jakiś innych możliwości. - Carter wstaje i klepie mnie po ramieniu - zgadnij dlaczego ja opuściłem wtedy trening.
Następnie chłopak odchodzi a ja podejmuję decyzję. Pójdę z Sarą i nie obchodzi mnie co inni sobie o mnie pomyślą. Wstaję i pośpiesznym krokiem kieruję się w stronę szpitala. Wchodzę po schodach i otwieram drzwi. Dostrzegam Sarę nadal na szpitalnym łożku. Wyglądała na zamyśloną lecz mimo to podchodzę do niej.
- Hej. - mówię niepewnie - Długo mnie nie było? - pytam i podchodzę bliżej.
- Raczej nie. Poza tym jeszcze inna osoba mnie odwiedziła. - Sara uśmiecha się do mnie a ja odwzajemniam to tym samym grymasem. Siadam obok niej a nasze spojrzenia się spotykają. Oczy Sary jakby przeglądały mnie na wylot. Pomimo, że jej oczy były przepiękne to czułem się jakoś dziwnie.
- Jak tam kostka? - pytam i spoglądam na unieruchomioną kostkę. Nadal mam wyrzuty sumienia z tego co się stało ale też w sumie trochę się cieszę. Ta sytuacja trochę nas do siebie przybliżyła. I miałem okazję poznać Sarę tak dobrze jak jeszcze nigdy dotąd.
- Nie wiem. - Sara kręci głową - nie ruszam nią więc nie czuję bólu. Ale nie chcę niczego próbować.
- Zawsze jesteś taka ostrożna. - uśmiecham się - i masz rację. Teraz niczego nie próbuj.
Tym razem to ona odwzajemnia uśmiech.
- No więc, - zaczynam - przyjdę po ciebie tak o dziewiętnastej. Pasuje?
- Tak, no pewnie - dziewczyna ostrożnie poprawia pozycję i znowu się do mnie uśmiecham chociaż wyczuwam, jak jej głos drży. Mimo to Sara wytwarzała jakąś dziwną aurę. Na serio, przy niej momentalnie zapominam o
wszystkich problemach.
- To.. - zaczyna Sara - jak byś chciał abym wyglądała?
Siedzę i patrzę na nią jak wryty. Tak naprawdę nigdy nie myślałem aby Sara mogła coś w sobie zmienić. Praktycznie zawsze widywałem ją w obozowej koszulce i z jej blond włosami spływającymi na jej ramiona. I właśnie tak wygląda zawsze naturalnie i tak mi się podoba.
- No nie wiem. Jak dla mnie możesz zostać tak jak teraz. - odpowiadam kiedy nagle przeszywa mnie dreszcz zaraz po tym, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
- Och, ale to chyba nie ma znaczenia. Prawda skarbie?
Moje mięśnie się spinają i zaciskam pięści. Tanja stoi tuż obok i pochyla się nade mną a od jej perfum mam ochotę zwrócić śniadanie. Znowu patrzę na Sarę która wygląda na kompletnie zdezorientowaną.
- Czego chcesz? - warczę i odchylać ramię tym samym odtrącając jej rękę.
- Zamierzasz wytwarzać taką atmosferę przed naszą randką? - dziewczyna uśmiecha się szyderczo do Sary a ja gwałtownie wstaję.
- Wy... idziecie na randkę? - po promiennym uśmiechu Sary nie widać już ani śladu a jej głos drży.
- Ależ oczywiście! - wykrzykuje Tanja - Luke nic o tym nie wspominał?
Mam ochotę udusić tą dziewuchę. Nie dosyć, że już wymyśliła sobie jak mnie szantażować to jeszcze teraz będzie opowiadać jakieś bzdury.
- Tanja, chyba musimy pogadać. - mówię przez zęby z trudem powstrzymując się aby nie uderzyć jej pięścią prosto w tą jej wytapetowaną twarz.
- Czyli ona nie wiedziała? A może ty działasz na dwa fronty, Luke? - po tym słowach, nie chcąc odzywać się przy Sarze, chwytam Tanję za nadgarstek i ciągnę na ubocze gdzie nikt nas nie słyszy.
- Czy ty masz jakiś problem?! - posyłam jej groźne spojrzenie lecz ona tylko się uśmiecha.
- No co? Przecież i tak nie masz wyjścia. Chejron ma się dowiedzieć? - dziewczyna posyła mi uśmieszek - Chyba nie będzie zbytnio zadowolony.
Moje myśli pędzą jak oszalałe. Nie mogę jej nic zrobić za to ona może zrujnować to, co właśnie chciałem zacząć. W tym momencie nawet już nie myślę o tym, co zrobi Chejron i czy zostanę zawieszony. Liczą się tylko uczucia Sary. Nie chcę tej dziewczyny już nigdy skrzywdzić.
- Być może nie będzie zadowolony - odpieram - ale mam to gdzieś.
Posyłam Tanji tryumfalny uśmiech po czym odchodzę zostawiając ją samą. Słyszę za sobą jeszcze jej krzyki, że to będzie największy błąd w moim życiu lecz wiem, że największym błędem byłoby granie w tę jej grę. Zmierzam w kierunku wielkiego domu i staję przed drzwiami. Tak naprawdę przecież tak powinienem był zrobić od razu. Jeżeli mam ponieść konsekwencje za opuszczenie stanowiska to tak ma być. Pukam ostrożnie do drzwi a po krótkiej chwili drzwi otwiera nasz koordynator obozu, w połowie koń a w połowie człowiek, Chejron.
- Luke? Co cię tutaj sprowadza? - pyta poprawiając okulary na nosie. Powtarzam sobie "zachowaj spokój. Jeżeli ma być dobrze to będzie"
- Muszę poruszyć pewną sprawę. Chodzi o dzisiejszy trening z domkiem Apollina - oświadczam. Chejron kręci ogonem po czym cofa się a kopytka stukają o podłogę.
- Może jednak wejdziesz. - Centaur wykonuje gest ręką a ja wchodzę do środka. Następnie siadam na sofie i mimowolnie spuszczam wzrok.
- Opuściłem swoje stanowisko trenera - oświadcza i momentalnie robi mi się wstyd. Czy naprawdę aż tylu rzeczy nie da się pogodzić? Chciałem tylko pomóc Sarze a za to teraz jestem na dywaniku u koordynatora obozu. Chejron drapie się po brodzie i krzyżuje ręce.
- Mogę znać powód? - pyta.
- Był wypadek. Chociaż tsk naprawdę też z mojej winy. Ćwiczyłem z Sarą w parze i za mocno ją pchnąłem. Ona niefortunnie upadła i skręciła kostkę. Dlatego zaniosłem ją do szpitala. - tłumaczę o dziwo czując się nieco lepiej, mówiąc całą prawdę. Chejron przygląda mi się jakbym był jakąś trudną zagadką do rozgryzienia.
- To wszystko? - dopytuje a ja niepewnie kiwam głową.
- Słyszałem, że... Carter z domku Ateny został zawieszony za taki występek więc ja też nie powinienem się sprzeciwiać tej decyzji. - dodaję. Centaur nadal mi się przygląda po czym zaczyna się śmiać.
- Luke, czy wiesz za co Carter został zawieszony? Nie tyle za opuszczenie treningu ale za to z jakiego powodu. Miał swoje widzi mi się i sobie poszedł. Ty natomiast zareagowałeś w słusznej sprawie. Dziecko, nie widzę żadnych powodu aby cię jakoś ukarać a tym bardziej zawieszać! Jesteś naszym najlepszym trenerem oraz doskonałym grupowym. - tłumaczy a ja jestem w szoku jednocześnie czując, jak kamień spada mi z serca. Nerwowo przełykam ślinę i wstaję z sofy.
- To ja mogę już iść? - pytam a Chejron udziela mi pozwolenia skinieniem głowy. Wychodzę z wielkiego domu i podskakuję z radości. Mam ochotę zaśmiać się Tanji prosto w twarz i zapewne to zrobię, jak tylko ją spotkam. Teraz tylko muszę zaplanować randkę. Mam już pewien pomysł i mam nadzieję, że Sarze się spodoba i że trafię w jej gust.

Miłość uskrzydla [Luke Castellan x OC] [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now