ROZDZIAŁ 8. Ruda rodzinka i sen

531 58 63
                                    

Tara

Czarodziej wystąpił krok naprzód i zaczął się do nas zbliżać, powoli, z wyciągniętą różdżką i zagadkowym uśmiechem na twarzy.

- Nie zbliżaj się! - Norah wycelowała w niego swój łuk, a Clay zasłonił mnie swoim ciałem.

- Spokojnie, chcę tylko porozmawiać - powiedział, unosząc ręce w pokojowym geście, ale nie odkładając różdżki.

- Odwołaj ich - syknął Clay, wskazując ruchem głowy na resztę Śmierciożerców. Avery skinął na nich, aby cofnęli się o krok do tyłu, co też uczynili.

- Pasuje? - zapytał, unosząc brwi. - Opuść ten łuk, maleńka. Nie podoba mi się to, jak we mnie celujesz.

- Powiedział ten, który przed chwilą wraz ze swoimi koleżkami wybił cały oddział Królewskiej Gwardii - syknęła Norah.

- Może jakieś "dziękuję"? - zapytał Śmierciożerca. - Zrobiliśmy wam przysługę, odbijając z rąk tych królewskich patałachów. Powinniście być wdzięczni.

- Wdzięczni? - Clay wyglądał na oburzonego. - Zabiliście ich. Nie macie do tego uprawnień. Dlaczego to zrobiliście?

- Jak to: dlaczego? - wtrącił jeden z Śmierciożerców, którego nie kojarzyłam z książki ani filmu. - Jesteśmy "tymi złymi", to normalne, że zabijamy.

- Ale nie Królewskich Gwardzistów, do cholery! Zaraz pojawią się kolejne zaalarmowane oddziały i ześlą was do więzień lub na wygnanie. Tego chcecie? Poza tym, co tu w ogóle robicie? To nie wasz rewir, Azkaban i świat Harry'ego Pottera jest na prawo od tego lasu.

- Ha, świętoszki się znalazły! - zaśmiał się Avery. - To zabawne, że akurat WY, nałogowi łamacze prawa, macie czelność nam rozkazywać.

- Nie łamiemy prawa, po prostu stoimy z dala od tego konfliktu. To nie robi z nas przestępców! - Norah zagryzła wargę. - MY nie zabijamy królewskich posłańców bez powodu. W ogóle ich nie zabijamy, to wbrew Świętym Prawom! Nie jesteśmy głupi, żeby z nimi igrać.

- Och, Clay, Norah. Nie takich was poznałem. - Avery cmoknął z niezadowoleniem. - Brawurowa para najlepszych łuczników jednej z dawniejszych epok, bojąca się Króla? Żenada.

- Nazywaj nas jak chcesz. Ale pamiętajcie: ta cała wojna z Królem i Bohaterami nie skończy się dobrze, nieważne, która ze stron wygra. - odparł Clay, marszcząc gniewnie czoło.

Avery wskazał na niebo, na Mroczny Znak wiszący nad naszymi głowami.

- Za chwilę zjawią się tu kolejni Śmierciożercy, a może nawet sam Czarny Pan. Daję wam jedną szansę, żeby odejść we względnym pokoju, lub przyłączyć się do nas. Nie jesteśmy waszymi wrogami. Nie chcemy tego. Jedyne, czego chcemy, to obalenia raz na zawsze Króla i Bohaterów.

Sylwetki Czarnych Charakterów spowijał mrok. Zerwał się mroźny, porywisty wiatr, który rozwiał jasne włosy Clay'a, gdy spojrzałam na jego śmiertelnie poważną twarz.

- Przemyślcie to, co robicie - powiedział cicho. Chwycił mnie za ramię i razem z Norah pociągnął za sobą, głębiej w stronę lasu, krok za krokiem oddalając się od Śmierciożerców.

- To smutne. - usłyszałam w oddali głos Avery'ego. - Myślałem, że trochę więcej w was odwagi. No cóż, ludzie się zmieniają. Czasy również.

Norah zawahała się przed postawieniem następnego kroku. Wzięła głęboki wdech.

- Bunt to nie zawsze akt odwagi - rzuciła w przestrzeń, a jej duże oczy zalśniły.

Beyond Reality | book multifandomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz