Rozdział 22: Zdrada

27 1 0
                                    

Zerwała się z łóżka jeszcze przed świtem. Zbudziło ja niejasne przeczucie, które nie pozwalało pozostać dłużej w stolicy. Szybko ubrała się we wczorajszy strój, starając się nie zbudzić królewicza. Uczesała włosy w długi koński ogon z warkoczem z boku głowy. Wyjrzała przez okno i stwierdziła, że kołpaczka nie założy, zapowiadał się pogodny dzień.

Wyszła z komnaty zabierając wszystkie potrzebne rzeczy. Korytarze były jeszcze puste, jej kroki dudniły w porannej ciszy. Dotarłszy do stajni osiodłała Aksamita i pędem wypadła z miasta przez południową bramę. Celem jej wyprawy było zdobycie poparcia ludzi z południa.

Jechała przez najmniej żyzną część Westerii. Zasadniczo były to już południowe kresy. Mijała lasy, jeziorka i strumyczki. W ciągu dnia nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Dopiero pod wieczór, jak zwykle, Lilli miała okazję zaznać przygód.

Właśnie szukała miejsca do rozłożenia obozu gdy nagle ujrzała kątem oka jakąś postać za sobą. Człowiek siedział na rasowym, pięknym i na pewno drogim rumaku, ale chyba nie był dobrym jeźdźcem, ciągle kiwał się w siodle. Ubrany też był dziwnie. W zachodzącym słońcu jego szaty mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.

Koń nagle przyspieszył i niewprawny niby - rycerz zachwiał się i spadł kilkanaście metrów od Lilli do zagłębienia w ziemi. Dziewczyna podjechała tam i westchnęła pokrywając tym zdziwienie.

W dołku leżała Eliza.

Zobaczywszy Lilli, odwróciła się i pobiegła w las. Nie biegała jednak za szybko, więc wkrótce już stała z miną potępionego ucznia przed swoim jedynym autorytetem.

- Co ty tu do cholery robisz?! - spytała wściekła dziewczyna. - przecież zabroniłam ci jakiejkolwiek ucieczki!

- Wybacz, Lilli - przeprosiła spuszczając oczy. Szlachcianka była co najmniej kilka lat starsza od tej, która ją pouczała. Była już prawie dojrzałą kobietą.

- Ale jak mnie wyśledziłaś?

- Po prostu widziałam jak wyjeżdżasz przez bramę. Moje okno wychodzi na tą stronę. - wyjaśniła Eliza.

- I co masz zamiar teraz zrobić? - Lilli była zła jak osa. Teraz może jeszcze miała brać odpowiedzialność za tą nieudolną pannę? Miała tego dosyć, ale w jej sercu było wiele dobroci dla wszystkich, którzy również byli dobrzy. A ta szlachcianka była z pewnością po jej stronie prawa.

Ruszyły obie z powrotem do koni i dziewczyna krytycznym okiem obejrzała strój Elizy. Wyglądała żałośnie. Tego typu ubrania nosili minstrele z Serinu. Gdy rozłożyły obóz, Lilli pożyczyła jej swój dawno nie noszony zestaw ciuchów. Do ręki włożyła jej na siłę sztylet znaleziony w zamku. Nie był na razie potrzebny. Szlachcianka wyglądała teraz o wiele lepiej.

Przygotowały kolację. Ognisko paliło się czerwono - żółtym chybotliwym płomieniem. Zasadniczo Lilli nie miała wiele pomocy we wszystkich zajęciach. Okazało się, że Eliza nigdy nie spała pod gołym niebem. Albo jej się tak wydawało.

Tak czy inaczej, doświadczona podróżniczka musiała zrobić wszystko sama. Po zjedzonej kolacji dziewczyny zajęły się rozmową. Tematy były różne. Najpierw komentowały zdarzenia najnowsze. Niemało ich było.

Następnie opowiadały o sobie. Musiały się lepiej poznać przed wspólną, długą i mozolną podróżą. Musiały znać swoje słabości i atuty. Opowieść Lilli była stosunkowo normalna w porównaniu z jej teraźniejszym życiem.

Natomiast Eliza nie potrafił nic powiedzieć o swoim wczesnym dzieciństwie. Wszystkie pytania zbywała półsłówkami. Mówiła, że nie wie. A może nie chciała wiedzieć. Jej historia zaczynała się gdzieś kiedy miała siedem - osiem lat. Wtedy mieszkała w nudnym mieście z nudnymi rodzicami, więc nie rozwodziła nad tym. Co prawda, wymieniła kilka wydarzeń, ale nie było to tak interesujące jak dzieciństwo i przeszłość Lilli.

Było trochę przed północą gdy położyły się spać. Liliana spała spokojnie. W środku nocy obudziła się jednak i obserwowała śpiącą Elizę. Młoda kobieta była roztrzęsiona, dręczyły ją koszmary. Bała się czegoś, co przychodziło do niej nawet w nocy.

Rano dziewczyny nie miały zupełnie ochoty wstawać. Właśnie zaczął padać deszcz i nie było to przyjemne. W nocy nie potrzebowały namiotu, ale teraz przydałby się. Niestety nie miały czasu na opóźnienie w podróży. Miały sprawy do załatwienia.

W końcu po długich namowach i motywacji Lilli zebrały się i ruszyły z miejsca. Koń Elizy nie był zły, ale po prostu ona fatalnie go dosiadała. Nie miała doświadczenia w tym względzie, widać, że nie siedziała nigdy na wierzchowcu i podróżowała tylko powozem.

Około południa zjadły obiad chroniąc się pod rozłożystymi gałęziami drzewa. Eliza ciągle narzekała. Lilli miała już tego dosyć. Pokrzyczała trochę na nią i przez kolejne dwa dni nie odzywały się do siebie. Szlachcianka czuła jakby coś próbowało się przebić z jej podświadomości. Chciało o sobie przypomnieć. Coś związane z tym miejscem.

Po tym czasie oddaliły się już daleko od umownej granicy południa. Tu kończyła się cywilizacja. Co prawda kilkadziesiąt kilometrów od niej stała jeszcze forteca nazywana Ostatnim Bastionem Północy, ale to był tylko jeden niewielki zameczek.

Siódmego października dotarły w pobliże bagien rozciągających się w dorzeczu jednej z rzek, których nazw nie uczono w szkołach. Do ich krawędzi zostało cztery - pięć godzin drogi.

Wtedy nastąpiła kumulacja wszystkich nagromadzonych w podróży uczuć.

W zaroślach szumiał wiatr. Teren stawał się coraz bardziej podmokły, ale dziwnym trafem im trafił się suchy trakt, coś na kształt szlaku. Pogoda była przepiękna. Na południu bywa dużo cieplej.

Nagle Lilli zatrzymała się i odwróciła w kierunku Elizy. Stały teraz twarzą w twarz. Jedna wysoka, wyprostowana, z rozwianym czarnym włosem patrzyła z wyzwaniem w bladoniebieskie oczy rywalki. Druga jeszcze ciągle kiwała się w siodle, nie miała odwagi podnieść wzroku. Zjadliwie zielone spojrzenie wbijało w ziemię.

- A teraz powiedz mi co ja ci takiego zrobiłam?! - krzyknęła z wściekłością Lilli - dlaczego chodzisz za mną krok w krok i nie dajesz spokoju?!

- Zostaw mnie! - odpowiedziała Eliza - nie chcę ci zrobić krzywdy! Po prostu pozwól mi odejść. - trzęsła się ze strachu. - pomogłaś mi, dziękuję. Teraz to już koniec.

- I co tak sobie odjedziesz, bez słowa gdzie i do kogo?! - dziewczyna była coraz bardziej zła - skąd mam wiedzieć, że nie wyjawisz wszystkiego moim wrogom? Możesz to wszystko robić specjalnie!

- Przestań! - płacząca kobieta zawróciła konia i spróbowała odjechać, ale Lilli była szybsza. Złapała wierzchowca za uzdę i wysyczała:

- Jeżeli cokolwiek im wyjawisz, znajdę cię.

Eliza chwilę patrzyła w pełne wściekłości oczy dziewczyna i błyskawicznym ruchem wyciągnęła sztylet. Pokryta runami broń w jej dłoni zalśniła światłem. Szlachcianka uniosła rękę i z całej siły wbiła ją w lewe udo Lilli. Ostrze znikło w ciele niczym kamień w wodzie. Nastąpiła eksplozja światła i magii. Szybko wyciągnęła klingę i przestraszyła się swojego czynu. Robiła to pod wpływem emocji, ale jej ruchy były szybkie jak strzała, tak, że Lilli nie zdążyła się obronić.

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i cicho westchnęła z bólu. Po chwili zamknęła oczy i zsunęła się na ziemię bez przytomności.

Eliza pewna, że Lilli nie żyje, popędziła konia i uciekła pozostawiając ranną swojemu losowi.

o


Tam, gdzie rosną róże ~ KorektaWhere stories live. Discover now