xviii. i lent down to kiss you then erased my name

1.9K 162 11
                                    

Malfoy Manor nie zmieniło się od jej ostatniej wizyty. Nadal było mroczne i zakurzone. Lillian ostrożnie rozejrzała się po korytarzu, w którym się pojawiła. Był pusty, ale z parteru dobiegły ją podniesione, zdenerwowane głosy kilku osób; rozpoznała w nich głos Draco, Zabiniego i Pansy. Pierce wiedziała, że o coś się kłócą, jednak nie była w stanie dosłyszeć, czym jest owe coś. Ostrożnie zeszła po schodach w dół uważając na to, aby nie wydać nawet najmniejszego dźwięku.

Podeszła do lekko uchylonych drzwi, co pozwoliło potwierdzić jej domysły. Blondyn stał przy kominku i energicznie gestykulował, podczas gdy ciemnoskóry mężczyzna siedział w fotelu, obok którego znajdowała się kobieta. Pozostali Śmierciożercy panoszyli się po salonie, przysłuchując się rozmowie owej trójki.

- Więc Draco, przystajesz na moją propozycję? - Rozległ się głos Blaise'a.

- A mam inne wyjście? - zapytał sarkastycznie Dracon.

- Oczywiście - szepnęła Pansy Parkinson, zbliżając się do niego. Położyła mu ręce na ramionach, co wywołało obrzydzenie na twarzy Malfoya. - Możesz zginąć z naszych rąk, a potem zginie ta mała szlama, Pierce...

- Jeśli dołączę do was, zostawicie ją w spokoju? - Blondyn zwrócił się do Zabiniego, ignorując gest brunetki.

- Masz moje słowo. W końcu jestem twoim przyjacielem i chcę dla ciebie jak najlepiej - oznajmił Blaise. - Jednak nie wrócisz już do Hogwartu, więc i jej nigdy więcej nie zobaczysz.

- Dobrze - odparł po kilku minutach zamyślenia Dracon. - Niech tak będzie.

Lillian nawet się nie zastanawiała. Po prostu wpadła zdenerwowana i zrozpaczona do salonu, a wszystkie spojrzenia skupiły się na jej drżącej sylwetce. Wyciągnęła różdżkę, którą wycelowała w Pansy Parkinson i potraktowała ją zaklęciem, co sprawiło, że kobieta opadła na dywan. Wszyscy szybko zreflektowali się i w odpowiedzi stanęli z różdżkami skierowanymi w jej osobę. Blaise podniósł się z fotela, a Draco zamarł na moment.

- Spokojnie, moi drodzy - oznajmił, podchodząc do Pierce. - Ta dziewczyna nie jest już dla nas dużym zagrożeniem.

- Tak sądzisz? - warknęła Lillian, celując w niego różdżką, jednak w tym samym momencie ktoś ją jej pozbawił.

- Co ty tutaj robisz, Pierce?! - krzyknął Draco, nareszcie zabierając głos, co trochę ją uspokoiło. Stanął między nią a Zabinim, łapiąc ją za ramiona.

- Nie zostawię cię, tak? Pamiętasz? - odparła stanowczo, patrząc prosto w jego stalowoszare oczy. Widziała w nich przerażenie.

- Wracaj do Hogwartu i nigdy więcej tutaj nie wracaj - oznajmił, odwracając się od niej.

- Nie tak prędko, Draco - wtrącił Blaise. - Nie wiemy, ile z naszej rozmowy usłyszała. Nie może tak szybko wrócić do Hogwartu.

- Obiecałeś... - zwrócił się w jego stronę Malfoy.

- Bezpieczeństwo Śmierciożerców jest dla mnie ważniejsze niż jakaś tam ruda szlama - wzruszył ramionami, odpychając blondyna na bok i podchodząc do dziewczyny - Avada Keda...

- Blaise, pozwól mi to zrobić - wtrąciła Pansy, podchodząc do niego. Ciemnoskóry posłał jej zdenerwowane spojrzenie i machnął głową.

- Nie, on to zrobi. - Wskazał różdżką na postać Draco. Lillian sparaliżowana i pozbawiona różdżki, czuła jak przerażenie wypełnia ją po brzegi duszy.

- Draco, proszę... - szepnęła w jego kierunku, gdy blondyn wyciągnął swoją różdżkę z kieszeni marynarki.

- Przepraszam - powiedział ledwie słyszalnie. Po policzkach Pierce spłynęły gorące łzy. Była wprost przekonana o tym, że Malfoy nie może zrobić jej krzywdy, ale w tej chwili cała ta pewność uleciała z niej niczym powietrze z przebitego balona.

- Draco...

- Kocham cię - wyszeptał tuż nad jej uchem i przelotnie, wprost niezauważalnie ucałował jej usta. Następnie cofnął się, stając przed nią. Różdżkę miał wycelowaną w jej pierś.

- Ja ciebie też, Draco - powiedziała spokojnie, patrząc prosto w jego oczy.

- Obliviate. - Blondyn machnął różdżką, a po jego policzkach popłynęły łzy.

Reszta docierała do niego w zwolnionym tempie. Zdenerwowany krzyk Blaise'a i uporczywy śmiech Parkinson, która potraktowała drobną postać Pierce Drętwotą. Dziewczyna upadła z hukiem na dywan, a kiedy Draco pojawił się przy jej ciele, w chwilę później został od niego odciągnięty przez dwóch nieznanych mu Śmierciożerców. Pansy zaproponowała zostawić dziewczynę gdzieś w lesie albo w górach, ale Zabini, widząc rozpacz w oczach Malfoya, swojego najlepszego przyjaciela z czasów szkolnych, zadecydował o tym, że dziewczyna wróci do Hogwartu. W towarzystwie Parkinson pozwolono Draconowi aportować się do Hogsmeade, aby tam ją zostawić.

Trzymając Lillian na rękach, w milczeniu przyglądał się jej spokojnemu obliczu. Wyglądała tak niewinnie, gdy spała. Krocząc ciemną uliczką Hogsmeade, z Pansy u boku, chłonął bliskość dziewczyny. Czuł jej zimną skórę pod palcami i pragnął jeszcze mocniej przytulić ją do siebie, jednak wiedział, że to już koniec, że nie może nic zrobić. Kochał ją, naprawdę ją kochał, ale aby ją chronić, był w stanie poświęcić wszystko, nawet ich uczucie. I to właśnie się stało. Czuł się tak, jakby ktoś żywcem wyrwał serce z jego piersi i zdeptał na jego oczach.

- No już, zostaw ją tutaj - rozkazała Pansy, gdy pojawili się przed drzwiami do Pubu Pod Trzema Miotłami. - Pomyślą, że wypiła za dużo Ognistej Whisky.

Draco stał z Lillian na rękach w miejscu, gdzie jeszcze dzień wcześniej rozmawiali i nie mógł jej wypuścić ze swoich objęć. Stali tak krótką chwilę; po czym Parkinson chrząknęła znacząco i dała mu do zrozumienia, że zaraz zwymiotuje od nadmiaru uczuć. W sercu jednak była zazdrosna o to, że taka prosta dziewczyna, jak ona, jak Pierce, była w stanie rozbudzić w Draconie miłość, co jej się wcześniej, w latach szkolnych nigdy nie udało. Malfoy zawsze nią gardził i może dlatego kobieta tak bardzo pragnęła śmierci Ślizgonki. Jednak taki stan rzeczy, choć lekko rozczarowujący, nadal wywoływał na jej twarzy złośliwy uśmieszek. Blondyn ułożył Lillian w wygodnej pozycji i wsunął kosmyk miodowych włosów za jej ucho. Przesunął wierzchem dłoni po jej mokrym policzku, a następnie ostatni raz ucałował malinowe usta.

Gdy aportowali się z powrotem do Malfoy Manor, uświadomił sobie, że w tej walce nie przegrał tylko wolności, stracił coś o wiele ważniejszego. Sens swojego życia.

snake eyes ∆ hpWhere stories live. Discover now