xv. i come to you in pieces so you can make me whole

2K 202 11
                                    

– Gdzie ty, na czapkę Merlina, byłaś tak długo?! – zapytał przerażony Wood, gdy Lillian przekroczyła próg dormitorium. – Szukałem cię po całym zamku! Bałem się, że coś ci się stało!

– Spokojnie, odprowadzałam tylko dwóch puchońskich pierwszoroczniaków, którzy się zgubili. – Wzruszyła nieznacznie ramionami, przenosząc swój wzrok na zegarek. Było kilka minut po północy, więc nawet się nie zdziwiła, że Vincent się przestraszył, bo wychodziło na to, że zniknęła na ponad godzinę.

– Nigdy więcej tego nie rób. – Zagroził jej palcem, a potem ziewnął, przymykając oczy.

– Chodź, jesteś zmęczony, tak samo, jak ja. Czas na nas – powiedziała, biorąc go pod rękę i prowadząc na górę.

Weszli na górę i po pożegnalnym pocałunku na dobranoc, skierowali się do swoich sypialni. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za Lillian, rzuciła się na szmaragdowe prześcieradło, chowając twarz w dłoniach. Nareszcie pozwoliła uciec swoim myślom w kierunku Draco, którego dosłownie przed chwilą odprowadziła do jego gabinetu. Nadal doskonale widziała za zamkniętymi oczami ból i pogardę dla samego siebie, która malowała się na jego twarzy. Pierwszy raz widziała go w takim stanie i szczerze mówiąc, wystraszyło ją to bardziej, niż wydarzenia z Malfoy Manor, bo uświadomiła sobie, że nigdy więcej nie chce widzieć, jak on cierpi. Może i był zimny, i był okrutny, jak śnieg, ale w jakimś dziwnym stopniu był w tym wszystkim naprawdę piękny i niesamowity, więc za każdym razem, gdy go nie było, odczuwało się tęsknotę za nim, a kiedy przytrzymało się go w swoich rękach wystarczająco blisko i wystarczająco długo, zmieniał się. Topniał.

Z jego obrazem na powiekach zasnęła.

Obudziło ją uderzenie błyskawicy gdzieś w oddali, a gdy na nowo położyła się spać, usłyszała ciche skrzypnięcie podłogi. Złapała za różdżkę i szepnęła Lumos, a przed oczami zobaczyła Dracona Malfoya, siedzącego w fotelu. Przyglądał się temu, jak śpi. Dziewczyna omal nie wrzasnęła, jednak w porę się zorientowała, że przez to może obudzić Wooda śpiącego za ścianą. Wzięła głęboki oddech i zapytała szeptem:

– Co ty tutaj robisz? – Dawno przestała mówić do niego profesorze, bo tak samo, jak on, całkowicie zapomniała o tym, jaka relacja powinna ich łączyć.

– Lubię obserwować cię, gdy śpisz – odparł. – Dzięki temu jestem w stanie chociaż częściowo zapanować nad moimi atakami paniki.

– Jak długo...?

– Od jakiegoś czasu. Nieważne – machnął dłonią – wracaj do snu, Pierce.

– Chyba nie myślisz, że z taką wiedzą będę mogła teraz normalnie zasnąć?

Draco uśmiechnął się półgębkiem i podszedł do jej łóżka. Zabrał z materaca książkę, biografię Dumbledore'a, którą Lillian miała w zwyczaju czytać przed snem i odłożył na nocny stolik. Następnie usiadł na skraju materaca.

– Przepraszam – powiedział.

– W porządku. – Uśmiechnęła się, machnąwszy lekceważąco ręką. Odsłoniła kawałek wolnego miejsca na swoim łóżku i gestem poprosiła, aby Draco usiadł obok. – I tak nie zasnę, więc możemy sobie tak posiedzieć, jeśli chcesz.

Malfoy bez słowa usiadł obok niej i objął jej drobne ciało, pozwalając jednocześnie, aby oparła swoją głowę na jego ramieniu. Wsunął kilka kosmyków jej miodowych włosów za jej ucho i pogładził po policzku. Siedzieli tak przez godzinę, może dwie, Draco mógł nareszcie spokojnie oddychać, Lillian zaś poczuć się bezpiecznie. Deszcz za oknem padał z coraz większą intensywnością; w pokoju nie było słychać niczego poza jego głośnymi uderzeniami o szybę.

– Wiesz, że to wszystko się nie uda? – wyszeptał w końcu Malfoy, gładząc ją po dłoni.

– Jakoś sobie poradzimy, Draco – oznajmiła, patrząc prosto w jego stalowoszare tęczówki.

A potem go pocałowała, na co on w odpowiedzi nie pozostawał jej dłużny. Objął ją w szczelnym uścisku, nie pozwalając na żaden ruch, jednak Lillian wcale nie myślała o tym, aby się uwolnić. Było jej dobrze, czując jego ciało obok swojego, mając go całego na wyciągnięcie dłoni. Przesunęła wolną ręką po platynowych włosach Dracona, która następnie spoczęła na jego karku. Później zapamiętała tylko to, że pomiędzy kolejnymi pocałunkami, którymi obdarzał nie tylko jej malinowe wargi, ale także inne części ciała, szybkimi ruchami pozbawił ją bluzy, w której spała. Pamiętała także to, jak odebrało jej oddech, gdy po tym, jak delikatnymi ruchami pomogła mu ściągnąć jego śnieżnobiałą koszulę, ujrzała jego ciało, perfekcyjnie zbudowane, niczym u greckiego boga. Przesunęła dłonią po bladej skórze na jego klatce piersiowej i spojrzała prosto w jego oczy, które mieniły się w blasku dochodzącym z różdżki leżącej na stoliku nocnym.

Ujrzała w nich coś, co ją zaskoczyło. Uczucie.

snake eyes ∆ hpWhere stories live. Discover now