xvii. but at least you can do no wrong in my eyes

1.8K 159 6
                                    

Pierce gwałtownie zerwała się ze snu, o mało nie spadając z łóżka w Skrzydle Szpitalnym. Dookoła niej znajdowało się także kilka innych osób, zapewne rannych w walce ze Śmierciożercami. Za oknem było już ciemno; Lillian obstawiała, że jest już grubo po północy i kiedy spojrzała na zegarek, jej domysły się sprawdziły – było wpół do czwartej nad ranem. Zamek był pogrążony we śnie.

Ostrożnie odsunęła kołdrę i bosymi stopami wylądowała na zimnej posadzce. Prędko narzuciła na siebie szkolną szatę i wyszła, powoli i po cichu, na korytarz, a następnie skierowała się do lochu, aby sprawdzić, czy Draconowi nic się nie stało. Przez cały ten czas, gdy blondyn zniknął jej z oczu, bała się o niego bardziej niż o swoje życie. Ostrożnie ominęła miejsca, w których mogłaby spotkać Irytka i narobić masę hałasu, tym samym zdradzając swoje położenie, aż w końcu znalazła się w podziemiach zamku. Podeszła do wielkich drewnianych drzwi i zapukała. Nikt nie odpowiadał.

– Alohomora – szepnęła, celując różdżką w zamek. Weszła do środka, mrucząc Lumos i rozejrzała się po wnętrzu gabinetu. Wszystkie rzeczy były w takim samym porządku, więc nic nie wskazywało na to, aby Dracona tutaj nie było. Prześlizgnęła się przez mniejsze drzwi do jego sypialni, gdzie zastała tylko niepościelone łóżko i pomiętą białą koszulę zawieszoną na mahoniowym krześle. Nigdzie nie było Malfoya, co sprawiło, że łzy napłynęły jej do oczu, a oddech przyspieszył. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że ktoś za nią stoi.

– Ekhm. – Lillian aż podskoczyła, gdy cichy dźwięk dobiegł jej uszu. Odwróciła się na pięcie, w nadziei, że zobaczy wysokiego blondyna o stalowoszarym spojrzeniu; ujrzała jednak Vincenta Wooda.

– Co ty tutaj robisz?! – pisnęła, ciągnąc go ku wyjściu za rękę.

– Mógłbym zapytać cię o to samo – warknął, posyłając jej zdenerwowane spojrzenie.

– Jak długo mnie śledziłeś?! – zapytała uniesionym głosem, gdy znaleźli się już na zewnątrz.

– Poszedłem po szklankę wody, a jak wróciłem, dostrzegłem, że wychodzisz na korytarz – wyjaśnił prędko. – Co ty tutaj w ogóle robiłaś?!

– Martwiłam się – mruknęła, idąc w kierunku Skrzydła Szpitalnego.

– Co masz na myśli mówiąc, że się martwiłaś? – Gryfon starał się dotrzymać jej kroku.

– Nieważne. – Wywróciła oczami, próbując jak najszybciej dotrzeć do swojego łóżka.

– Ej, ej, Lily – powiedział stanowczo Vincent, zagradzając jej drogę. – O co chodzi z Malfoyem?

– O nic – odparła wzburzona. – Po prostu rozmawiałam z nim w momencie, gdy nas zaatakowano i chciałam wiedzieć, czy nic mu nie jest!

– I dlatego poszłaś do niego w środku nocy?

– Tak! – wrzasnęła, a osoby śpiące w ramach obrazów obudziły się i na moment zaczęły przyglądać się kłócącej dwójce z ciekawością i irytacją.

– Lily – zaczął niepewnie Wood. – Czy ty i Malfoy...?

– OSZALAŁEŚ?! – powiedziała, udając oburzenie. Z całych sił starała się nie okazać tego, że kłamie jak najęta.

– Przepraszam – wyszeptał zmieszany Gryfon.

– Jestem zmęczona, muszę już wracać.

– Odprowadzę cię – zaoferował.

– Poradzę sobie sama – oznajmiła stanowczo Lillian i ruszyła biegiem w kierunku Skrzydła Szpitalnego. Vincent patrzył w ślad za nią i sam udał się do swojego dormitorium.

Pierce ze łzami w oczach i zaciśniętymi pięściami z powrotem wślizgnęła się do łóżka. Była zła i zrozpaczona, nie znalazła nigdzie Dracona Malfoya, a poza tym ta kłótnia z Woodem także ją odrobinę rozbiła. Wszystko byłoby prostsze, gdyby opuściła Hogwart i nie musiała ukrywać się ze swoimi uczuciami i wyborami. Zamknęła powieki i próbowała na nowo zasnąć, z nadzieją, że gdy rano się obudzi, zobaczy nauczyciela eliksirów przy swoim łóżku. Jednak gdy tego samego ranka otworzyła szeroko oczy, nikogo takiego nie ujrzała. Dostrzegła tylko panią Pomfrey krzątającą się między łóżkami, która podawała uczniom różne eliksiry w szklanych buteleczkach.

W końcu nadeszła też pora na Pierce, więc prędko wypiła zawartość fiolki, czując, jak opuszcza ją zmęczenie i odnosząc wrażenie, jakby pojawiły się w niej nowe siły. Gdy szkolna pielęgniarka zniknęła w swoim gabinecie, dziewczyna niepostrzeżenie ubrała się na powrót w szkolną szatę i wybiegła ze Szpitalnego Skrzydła, kierując się ku Wielkiej Sali. Otworzyła drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu; nigdzie nie było Malfoya. Chciała wrócić na korytarz i na nowo przeszukać szkołę w jego poszukiwaniu, ale czując, jak odzywa się w niej głód, prędko zajęła miejsce obok Emmy i Alice, i bez słowa wzięła się za jedzenie owsianki z miodem i żurawiną.

– Lily, wszystko okej? – zapytała z troską Alice, przyglądając się koleżance.

– Tak – przytaknęła dziewczyna, wtykając łyżkę do ust.

– Vincent się nam przygląda – oznajmiła Emma, biorąc łyk soku dyniowego.

– Daj mi z nim spokój, okej? – mruknęła Lillian.

– Pokłóciliście się? To stąd to okropne samopoczucie? – naciskała na nią Alice, grzebiąc widelcem w swoim talerzu.

– Nie widzieliście Malfoya? – zapytała w końcu Pierce, ignorując pytania Davis i Pine.

– Co? – Emma o mało nie zadławiła się kanapką.

– Pytałam, czy nie widzieliście Malfoya? – powtórzyła Lillian.

– Nie pojawił się w szkole od wczorajszej walki ze Śmierciożercami – wyjaśniła Alice. – Mówi się, że na nowo do nich dołączył, wiesz?

– Nauczyciele coś o tym mówili? McGonagall? Ktokolwiek? – Ślizgonka zacisnęła wargi w cienką linijkę.

– Nie, wszyscy milczą, jakby liczyli, że niedługo znów pojawi się w Hogwarcie. – Emma wzruszyła ramionami.

Lillian podniosła się z miejsca, czując na sobie spojrzenia nie tylko koleżanek, ale także i Vincenta Wooda, który od początku pojawienia się jej w Wielkiej Sali, siedział ze wzrokiem wlepionym w nią.

– Gdzie idziesz? – zapytała Alice zdezorientowana.

– Muszę się z kimś zobaczyć – wyjaśniła wymijająco Pierce i ruszyła szybkim krokiem ku wyjściu.

Kiedy znalazła się na korytarzu, dyskretnie rozejrzała się po jego wnętrzu, upewniając się, że nie spotka tutaj nikogo, zwłaszcza tego wścibskiego Filcha. Pobiegła do swojego dormitorium, przebrała się ze szpitalnej piżamy, którą miała pod swoją szkolną szatą i ruszyła biegiem w dół, kierując się na zewnątrz. Trzymając mocno różdżkę, która znajdowała się w jej kieszeni, gnała przez zimne mury Hogwartu, aby jak najszybciej znaleźć się poza jego obszarem.

– Hej, Lily! – Usłyszała za sobą głos Wooda, na którego natknęła się na parterze.

– Nie teraz, Vincent! – krzyknęła w jego stronę, nawet na niego nie patrząc, aby chwilę później zaczerpnąć świeżego powietrza.

Szybkimi i żwawymi krokami szła do Hogsmeade, skąd miała zamiar aportować się... Właśnie, gdzie? Gdzie mógł znajdować się Draco Malfoy? W tej chwili do głowy przyszło jej tylko jedno miejsce – Malfoy Manor, więc gdy tylko znalazła się na głównej ulicy, wślizgnęła się za pierwszy lepszy budynek i zniknęła.

snake eyes ∆ hpDonde viven las historias. Descúbrelo ahora