Kiedy gęsta atmosfera wywołana zabójstwem Ministra Magii opadła, Hogwart starał się wrócić do normy, jednak nauczyciele nie potrafili ukryć strachu o szkołę i uczniów. Ustalono, iż dopóki Ministerstwo nie znajdzie czarodzieja odpowiedzialnego za ten czyn, Hogwart będzie chroniony przez większą ilość zaklęć, a uczniowie będą zmuszeni do dostosowania się do godziny policyjnej, która zaczynała się o siódmej wieczorem. McGonagall obawiała się, że zabójca może pojawić się także w szkole, więc z całych sił starała się wszystkim zapewnić bezpieczeństwo.
Lillian właśnie wychodziła z klasy od obrony przed czarną magią, kiedy jakiś Ślizgon z czwartej klasy podszedł do niej, informując, iż musi stawić się w gabinecie dyrektora. Dziewczyna spojrzała ukradkiem na plan, upewniając się, że właśnie teraz ma przerwę na lunch i szybko pożegnała się z Emmą. Ruszyła w wyznaczonym kierunku, a po chwili stała już przed wielkim posągiem chimery.
– Ślimaki-gumiaki – powiedziała, a przed nią odsłoniły się schody prowadzące na górę. Prędko wbiegła po nich i zapukała do drzwi, czekając na pozwolenie. W końcu usłyszała surowy głos Minerwy McGonagall, nacisnęła klamkę i wślizgnęła się do środka.
– Lillian, proszę, usiądź – oznajmiła prędko profesor. – Mam do ciebie kilka pytań.
Ślizgonka zajęła miejsce wskazane przez kobietę i dostrzegła, że w pomieszczeniu, poza dyrektorką i nią, znajduje się także nauczycielka wróżbiarstwa, Sybilla Trelawney, przyglądającą się jej zza okularów powiększających jej oczy. Pierce od razu domyśliła się, z jakiej przyczyny znalazła się w tym miejscu, choć sądziła, że pojawi się tutaj o wiele wcześniej, a nie prawie miesiąc po tamtym incydencie.
– Profesor Malfoy przekazał mi to, o czym rozmawialiście po naszym wyjściu – zaczęła. – Czy mogłabyś nam dokładnie opowiedzieć to, co widziałaś?
Lillian westchnęła cicho i zaczęła opowiadać, czując na plecach gęsią skórkę, to, co widziała w tamtym śnie. Nawet nie sądziła, że pójdzie jej to tak szybko i tak łatwo. Gdy skończyła, zauważyła, że Minerwa McGonagall zamyśliła się na chwilę, a następnie skierowała swoje spojrzenie ku profesor Trelawney. Ta zaś uporczywie, trochę z przerażeniem i szacunkiem w oczach, wpatrywała się w dziewczynę.
– Czy to możliwe, Sybillo, żeby Lillian widziała dokładnie to, co wydarzyło się w Ministerstwie? – zapytała dyrektor, drapiąc się po dłoni.
Profesor Trelawney podeszła do Ślizgonki i przyjrzała się jej z bliska, co sprawiło, że dziewczyna na krótki moment poczuła się niczym eksponat w muzeum. Zacisnęła usta w cienką linijkę i usłyszała głos pełen fascynacji, który należał do nauczycielki wróżbiarstwa:
– To jak najbardziej możliwe – powiedziała, nie patrząc na McGonagall. – Jestem zawiedziona, Lillian – zwróciła się do niej – że nigdy nie uczęszczałaś na moje zajęcia. Obie mogłybyśmy rozwinąć twój talent...
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Talent? Raczej przekleństwo, prychnęła w duchu i pogratulowała sobie tego, że zdecydowała się na lekcje wróżbiarstwa nie z profesor Trelawney, a z profesorem Firenzo, dzięki któremu naprawdę polubiła ten, według niej, nieco niepotrzebny w Hogwarcie przedmiot. Obie kobiety wymieniły między sobą kilka zdań wypowiedzianych szeptem, po czym McGonagall wręczyła Ślizgonce list i kazała zanieść go opiekunowi Slytherinu.
Dziewczyna grzecznie pożegnała się w profesorkami i wyszła na zewnątrz, kierując się ku lochom, gdzie znajdował się gabinet eliksirów. Szybkim i żwawym krokiem pokonywała kolejne odległości, aby już po paru minutach znaleźć się przed drzwiami klasy, które były lekko uchylone. Jej uszu dobiegł zdenerwowany głos Dracona Malfoya rozmawiającego z kimś, jednak nie była w stanie ustalić, kim ten człowiek był, ponieważ milczał, a dziewczyna nie odważyła się wejść do środka i przeszkodzić w konwersacji.
YOU ARE READING
snake eyes ∆ hp
Fanfiction❝Już sama nie wiedziała, w co wierzyć, każdy mówił coś innego i wszystko to wydawało się mieć ręce i nogi. Mimo to ustosunkowała się do Dracona Malfoya. Nie zaczęła go uważać za dobrego człowieka, do tego było mu daleko, ale nie uważała go za tak zł...