Lost Sould

22.2K 705 30
                                    

Brooklyn

Przysunęłam kolana do piersi, siedząc na swoim łóżku i spoglądałam w przestrzeń przed sobą. Gdybym zaczęła kołysać się w przód i w tył, wyglądałabym pewnie jak ci szaleni ludzie w filmach, którzy noszą kaftany bezpieczeństwa i przebywają w szpitalach psychiatrycznych. Jakkolwiek to brzmi, rozumiałam, dlaczego znajdywali spokój w takim kołysaniu. Jak gdyby bycie w ruchu, zamiast w miejscu sprawiało, że myśli też są w ruchu, a nie zatrzymują się na jednej przeżywanej chwili - jak to, że nazwało się swojego chłopaka potworem. Przysięgam, że sprzedałabym duszę, jeśli to by oznaczało, że mogłabym cofnąć się w czasie i usunąć te słowa, uniemożliwiając im wydostanie się z moich ust. W chwili, gdy je wypowiedziałam, już zdałam sobie sprawę, że schrzaniłam. I to bardzo. A najlepsze? Nawet nie uważałam ich za prawdziwe. Nie wierzyła w to, co powiedziałam, choć i tak to zrobiłam. I zraniłam Justina - a trzeba czegoś naprawdę poważnego, by go zranić - a to boli mnie bardziej, niż fakt, że sama czuję się zraniona, jeśli to ma sens. W dodatku słowa Pattie i Jeremy'ego wciąż rozbrzmiewały w mojej głowie.

Po tym, jak udało mi się zatrzymać potok łez, wycierając oczy chusteczką, odkleiłam się od ogrodzenia, przy którym zostawił mnie Justin i udałam się do jego rodziny. Justin zniknął, nigdzie nie było go widać. Zastanawiałam się, czy też płakała, ale natychmiast odrzuciłam ten obraz, bo tylko raz widziałam, jak uronił łzy - w dzień powrotu Jeremy'ego - i ten obraz złamał mi serce. Trzęsłam się z nerwów, kiedy podeszłam do Jeremy'ego. Czy zauważy, że coś jest nie tak? Czy już wie, że między mną a Justinem nie do końca jest w porządku? Pojawiało się coraz więcej pytań. Wciąż jesteśmy razem? Czy jego ostatnie zdanie oznaczało, że ze mną zrywa? Modliłam się do Boga, by tak nie było.
- Brooklyn, jak się masz? - Przywitał mnie entuzjastycznie Jeremy, przytulając do swojego boku. Okej, więc nie podejrzewał, że coś jest nie tak.
Rozmawialiśmy przez chwilę, również z Jazmyn - która obserwowała uważnie moją twarz, jakby wyczuwała, że mój uśmiech jest wymuszony.
- Gdzie mój brat? - Zapytała z troską w głosie, przez co czułam się okropnie. Cóż, nawet bardziej, niż okropnie. To oznaczało, że wiedziała. Może Justin jej powiedział? Z jakiegoś powodu w to wątpiłam. Ale Jazmyn była na tyle bystra, by to wszystko zauważyć.
Kiedy poczułam kolejną falę łez, szybko wymyśliłam pretekst do odejścia.
- Cóż, muszę wrócić do swojej rodziny, ale chciałam się pożegnać, gdybym nie zobaczyła cię przed wyjazdem. Justin powiedział, że jedziesz do Afganistanu we wtorek - Powiedziałam, starając się nie skrzywić przy wymawianiu jego imienia, ale i tak smutek przesłonił moje słowa.
Chciałabym, żeby Jeremy mógł zostać, by jego rodzina nie musiała przechodzić przez to wszystko, nie wiedząc, co przyniesie następny dzień. Jeremy przytulił mnie mocno ojcowskim gestem - przez co moje oczy zrobił się wilgotne, ponieważ w tak krótkim czasie przyjął mnie, jak rodzinę. Przed puszczeniem mnie, wypowiedział te słowa, które wciąż czaiły się gdzieś w zakątkach mojego umysłu, zaskakując mnie tym.
- Nie wiem co robisz z moim synem, ale cokolwiek to jest, tak trzymaj. Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego i jesteśmy ci za to wdzięczny, Brooklyn. Zmieniłaś go na lepsze.
Gdyby tylko wiedział, że to ja jestem powodem, dla którego już nie jest szczęśliwy...


Łzy zgromadziły się pod moimi powiekami, więc zamrugałam, by je od siebie odsunąć. Musiałam przestać płakać, jak dziecko i wziąć się w garść. Zmieniłam pozycję na łóżku i położyłam się, patrząc w sufit. To nie była tylko moja wina. Gdyby Justin nie zrobił tego, co zrobił Michaelowi, nie byłoby teraz tej sytuacji. Byłam suką dla niego, ale to nie tak, że mogę odwrócić się plecami od swojego brata - z krwi i kości, jak powiedział Ryan - i wrócić do Justina, jak gdyby wszystko było w zupełnym porządku. Bo nie było, a teraz wydawało się, że już nigdy nie będzie. Szloch wstrząsnął moją klatką piersiową i ramionami. Byłam świadoma tego, że zrzucam całą winę na Justina, próbując tylko zmienić ból w gniew. Łatwiej było go nienawidzić, kiedy myślałam, że to słuszne. Problem w tym, że wiedziałam również, że tak nie było. Bóg tylko wie - cóż, może bardziej Justin - dlaczego był na wyścigach samochodowych tamtej nocy, co się działo w jego życiu, że nawiązał znajomość z takimi ludźmi, co by się stało, gdyby nie posłuchał polecenia Anthony'ego. Powinnam była dać mu szansę na wyjaśnienie, mówiłam sobie, jakby to zrobiło teraz jakąś różnicę. Schowałam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki oddech myśląc, że to pomoże zapobiec atakowi niepokoju. Ale tak się nie stało. Tym razem przypomniałam sobie słowa Pattie.

Po tym, jak pożegnałam się z Jeremym, nie pragnęłam niczego bardziej, jak pobiec do samochodu i niknąć. Albo nawet przejechać całą drogę do swojego domu, jakkolwiek męczące - i nie oszukujmy się, niemożliwe z moim poziomem wytrzymałości psychicznej - to było. Jednak los wydawał się mieć dla mnie inne plany, bo Pattie zauważyła mnie, gdy próbowałam się wmieszać w resztę tłumu. Przestała rozmawiać z innymi mamami i ruszyła w moją stronę.
- Brooklyn - Zawołała, a chwilę później była przy moim boku.
- Cześć, Pattie - Powiedziałam z takim entuzjazmem, na jaki było mnie stać, co oczywiście nie było zbyt imponujące. Uśmiechałam się sztucznie już tak długo, że czułam, jakby moje usta nie mogły już nigdy wykrzywić się w drugą stronę.
- Wszystko w porządku? Jesteś blada - Położyła pocieszająco dłoń na moim ramieniu, dając mi to swoje typowe matczyne spojrzenie.
- Byłam wczoraj chora, więc chyba jeszcze nie do końca wyzdrowiałam. Ale chciałam zobaczyć Tommy'ego, bo wiem, jak bardzo to było dla niego ważne i również dla Jaxona... - Zaczęłam się tłumaczyć, ale wiedziałam, że Pattie mnie przejrzała, ponieważ przerwała mi.
- Myślałam, ze to ma coś wspólnego z Justinem, po poszedł - Powiedziała, a jej duże, niebieskie oczy próbowały ocenić moją reakcję.
- Poszedł? - Wyszeptałam. A dlaczego miałby nie iść, idiotko? Pewnie już nigdy nie będzie chciał być w pobliżu ciebie.
Pattie skinęła głową, a następnie ścisnęła pokrzepiająco moje ramię.
- Co się między wami stało?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć, obawiając się, że mój głos załamie się w chwili, gdy spróbuję się odezwać.
- Słuchaj, kochanie - Pattie zaczęła, widząc moją niechęć do rozmowy. - Znam swojego syna, jak własną kieszeń. Wiem, kiedy jest smutny lub zły, a nawet wiem, kiedy pali, czy pije. A on smętnie wałęsa się po domu od piątku, kiedy wrócił z balu. Wiem, że lepiej nie próbować wyciągać z niego żadnych informacji, bo nigdy mi nie powie, dlatego pytam ciebie, Brooklyn.
W moim gardle utworzyła się gula, kiedy ujrzałam w oczach Pattie prawdziwy niepokój. Ale jak mam jej powiedzieć, nie wspominając przy tym o Michaelu? Nie potrafiłam.
- Po prostu się pokłóciliśmy, to wszystko - Zapewniłam ją, choć wątpiłam, że mój głos brzmiał choć trochę przekonująco.
Pattie wzięła głęboki oddech, zanim odpowiedziała.
- Nie wiem, co zrobił Justin, ale wiem, że to prawdopodobnie jego wina - Zaśmiała się się lekko, jakby to musiała być jego wina. Jakby zawsze miała być jego wina. - Justin jest wybuchowy, czasem nie uważa na słowa. Wiem, ze nie jest święty - Zastanawiałam się, czy ona naprawdę wiedziała, że zdecydowanie nie jest święty, czy wiedziała o rzeczach, które zrobił. Ja prawdopodobnie wiedziałam o mniej, niż połowie. Kolejny powód, dla którego byłam zła. - Ale czekałam bardzo długo, by zobaczyć, czy kiedykolwiek będzie w stanie zaufać dziewczynie na tyle, by się w niej zakochać. Odkąd zaczął się spotykać z dziewczynami, nie widziałam go z jedną więcej, niż dwa razy. Bał się tego, że jego życie tak bardzo może być uzależnione od kogoś innego. A tobie się to udało. Pomogłaś mu się otworzyć i przełamać jego problem z zaufaniem. Zawsze był bardzo niepewny własnej wartości, wierz mi lub nie.


Trudno było uwierzyć, że chłopak taki, jak Justin mógł kiedykolwiek być niepewny swojej wartości. Na litość boską, on był doskonały! Prawie zachichotałam, leżąc na łóżku. Nieważne, jak bardzo byłam zła na Justina, nigdy nie mogłabym zaprzeczyć, że był uosobieniem perfekcji - przynajmniej w moich oczach. Ale prawdą było, że nie bardzo w siebie wierzył. Pomimo pewności siebie, którą zawsze okazywał, był małym chłopcem, który w duchu myśli o sobie jak najgorzej. Dlatego zawsze czuł nienawiść do Nate'a, nawet jeśli ledwo zamienili trzy słowa. Dlatego tak łatwo stawał się zazdrosny. Dlatego był tak opiekuńczy. Chronienie mnie było jego sposobem na chronienie samego siebie. Zdusiłam kolejną falę płaczu. Chciałabym, żeby już wszystko było w porządku.

- Sprawiłaś, że się zmienił. Uczyniłaś go lepszym człowiekiem. I wiem, że go kochasz. Więc proszę, pogódź się z nim, kochanie. On cię potrzebuje.
Nie, to ja potrzebowałam jego.


To były ostatnie słowa Pattie, zanim Jaxon podbiegł do niej z jakąś prośbą. Byłam mu za to wdzięczna. Chciałam stąd wyjść. Jak miałabym nie wybaczyć Justinowi po tych wszystkich słowach, które powiedzieli Pattie i Jeremy? Uszczęśliwiałam go. I zmieniłam. On mnie potrzebuje. To było surrealistyczne, bo czułam, że od dokładnie to samo zrobił dla mnie. Boże, moje życie to straszny bałagan. Po rozmowie z Pattie poszłam do Ryana i rozpaczliwie błagałam go, by zabrał mnie do domu. Nie chciałam być na świeżym powietrzu, gdzie w każdej chwili ktoś mógłby mnie zobaczyć. Niemal czułam wszystkie spojrzenia na sobie, osądzające i dezaprobujące moje decyzje. Musiałam pobyć sama i wszystko dokładnie przemyśleć. Teraz zegar wskazywał godzinę dziesiątą wieczorem dnia następnego. Siedziałam zamknięta w sowim pokoju, ignorując nacisk Ryana na to, by został ze mną. Jego obecność tylko by mi utrudniała zapomnieć tematu Michaela, Justina i mojej obawy o zdradę rodziny. Nie, żeby samotność mi pomagała, ale przynajmniej nikt nie musiał widzieć mnie wyglądającej jak gówno i przeklinającej własne życie. Dostrzegłam swój telefon, spoczywający na szafce nocnej i przygryzłam wargę. Justin nie zadzwonił, ani nie napisał wiadomości, co było całkowicie normalne po tym wszystkim. Nie będę kłamać, spędziłam co najmniej pięć minut na próbie wyczarowania wiadomości, która poskładałaby wszystkie moje odczucia do kupy i jednocześnie nie zraniła Justina jeszcze bardziej lub skłóciła nas jeszcze bardziej. Miałam już tego dość, dziękuję bardzo.

Przepraszam za to, co powiedziałam wcześniej. Mam nadzieję, że wiesz, że nie o to mi chodziło. Potrzebuję czasu, aby wszystko przemyśleć i spróbować to zrozumieć. Więc proszę, daj mi trochę więcej czasu.

Zastanawiałam się, czy dodać "<3" lub napisać "kocham Cię", ale wyglądałoby tak, jakbym zaprzeczała sama sobie i była niesprawiedliwa. Nie mogłam po prostu powiedzieć "wiem, że nazwałam cię potworem, ale hej, wciąż cię kocham", mimo, że taka była prawda. Plus, i tak nie spodziewałam się, że mi odpisze. Zaraz po tym, jak odłożyłam telefon na szafkę nocną wyłączając go, bo nie chcę wiedzieć, czy faktycznie mi odpisał, rozległo się kolejne pukanie do moich drzwi. Byłam gotowa wygonić Ryana, kiedy twarz mojej mamy pojawiła się między drzwiami, a framugą. Miała na sobie koszulę nocną, czerwone okulary i była bez makijażu. Drobne zmarszczki mimiczne powstały wokół jej oczu i kącików ust, przez co wyglądała na nieco starszą i zmęczoną całym dniem.
- Mogę wejść? - Zapytała niezwykle słodkim głosem. To oznaczało, że będziemy rozmawiać, a nie wiem, czy mam na to ochotę, czy nie.
- Jasne - Powiedziałam nieśmiało, siadając prosto na łóżku i opierając plecy o zagłówek.
Mama zamknęła za sobą drzwi i usiadła naprzeciwko mnie na niebieskiej kołdrze. W każdym innym wypadku roześmiałabym się, bo obie siedziałyśmy po turecku, jakby to był wrodzony odruch, ale nie teraz. Zapadła chwila ciszy - mam nadzieję, że mama nie oczekiwała, że odezwę się pierwsza - zanim zapytała.
- Chcesz o tym porozmawiać?
O tym? Czy to oznacza, że wiedziała, że mam jakiś problem? Albo co gorsza, o co chodzi?
- O czym? - Udawałam głupią, czując jaj jej spojrzenie wierci dziury w mojej głowie, kiedy spuściłam ją w dół, nagle zainteresowana naskórkiem wokół moich paznokci.
- Brooklyn, jestem twoją matką. Wiem, kiedy jesteś zmartwiona - Boże, brzmiała zupełnie jak Pattie... To musiała być cecha każdej matki. - Wiem, że jesteś zła z powodu chłopaka. Rozpoznaję objawi, widząc je.
- Nie jestem zła na Justina - Zrozumiałam swój błąd w chwili, gdy go popełniłam. Niemal wyłożyłam to, jak na tacy; Justin był problemem. jednak nie chcę omawiać tego z nią, ponieważ nie wolno mi było powiedzieć większości rzeczy dotyczących tej sprawy.
Mama westchnęła.
- Wiem też, że wiesz o Rayu.
To sprawiło, że uniosłam głowę. Posłałam jej zaskoczone spojrzenie.
- Jak...
Nim zdążyłam dokończyć, ona się roześmiała.
- Nie jesteś tak dobra w ukrywaniu różnych rzeczy, jak myślisz - Powiedziała, a ja prawie się skrzywiłam. Byłam świetna w utrzymywaniu tajemnic.
- Nie złość się na Jennę. Ja w zasadzie z niej to wyciągnęłam - Znowu się potknęłam, ujawniając źródło swoich informacji.
- Wiedziałam, że to była ona - Przez chwilę mama jedynie pokręciła głową, choć nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało. - Nie potrafi trzymać języka za zębami, nawet jeśli jej życie miałoby od tego zależeć.
Zaśmiałam się krótko. Jednak poczułam, ze się rozluźniam. Zwykle musiałam być bardziej ostrożna, gdy mama była w pobliżu, aby niczego nie powiedzieć, aż zapomniałam, ze to jest kobieta, która wydała mnie na świat. Powinnam być w stanie ufać jej bardziej, niż komukolwiek innemu, ale nie mogłam się zmusić, by to zrobić.
- Ona tylko próbowała mi wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo obawiałaś się tego, ze spotykam się z Justinem - Jego imię wyszło jako szept, bo wciąż ciężko było mi wymówić je na głos, kiedy miało dla mnie tak ważne znaczenie.
- Więc zgaduję, że wiesz, co zrobił mi Ray? - Mama uniosła jedną ze swoich idealnie wyregulowanych brwi, biorąc mnie za rękę. Był to jej zwyczaj. Robiła to, kiedy któreś z nas - Ryan, Blake, Tommy i ja - byliśmy smutni z jakiegoś powodu. Ale dawno tego nie robiła i zdałam sobie sprawę, że to moja wina. Ponieważ to ja ją nieco od siebie odsunęłam. Wow, jestem mistrzem w odpychaniu od siebie ludzi, których kocham, prawda? Prawie tak dobra, jak Justin.
- On był dupkiem - Powiedziałam, odnosząc się do osoby Raya, na co obie się roześmiałyśmy.
- Był - Przyznała mama, nie bez skarcenia mnie spojrzeniem za moje słownictwo. - Rozkochał mnie w sobie, a potem mnie rzucił, gdy już się trochę pobawił. Byłam ślepo w niego zapatrzona, ignorując rodzinę i ostrzeżenia przyjaciół, bym trzymała się z dala od chłopców takich, jak on. Myślałam, że to szaleństwo, że Ray nigdy mnie nie skrzywdzi. Już przewidywałam ich miny, kiedy dowiedzą się, że się mylili, a tymczasem to ja się pomyliłam. Potem byłam wściekła na siebie za to, że byłam taka naiwna. Ale musiałam się z tym uporać, no i ze złamanym sercem. To było straszne. I przeraża mnie, że ktoś może zrobić to samo tobie, kochanie. Wiem, że powinnam pozwolić ci dorastać i uczyć się na własnych błędach, ale tak wiele wycierpiałam przez tego kretyna, że nie mogę znieść myśli, że ty też musiałabyś przez to przejść - Jej słowa były łagodne, pełne miłości i troski.
Ścisnęłam jej dłoń, dając znać, że to doceniam. Za każdym razem, gdy myślałam, że moja mama nie dba o moje dobro, tylko o to bym umawiała się z Natem, aby mój wizerunek w towarzystwie był nieskazitelny, myliłam się. Ona naprawdę myślała, ze Nate jest dobrym chłopakiem dla mnie. Coś, czego nie mogła powiedzieć o Justinie, przynajmniej na początku.
- Dlatego, kiedy zobaczyłam cię wczoraj taką przybitą i przygnębioną - Ciągnęła - Chciałam udusić Justina. Wiedziałam, że coś poszło nie tak na balu, nazwij to szóstym zmysłem, i wiedziałam, że tylko udajesz chorą. Możesz oszukiwać tatę, a nawet swoich braci, ale nie mnie - Posłała mi figlarny uśmiech, a ja wydałam z siebie coś na kształt chichotu i pociągnięcia nosem - Ale - Ciągnęła - Po spotkaniu Justina na wigilii i widząc, jak on przez cały czas na ciebie patrzył, tak jakby był gotów skoczyć za tobą w ogień, zdałam sobie sprawę, że to nie Ray, którego musiałabym zabić za zranienie mojego dziecka.
Na moją twarz wrócił uśmiech, gdy to powiedziała. Był mały i chwilowy, ale był. Justin byłby gotów za mnie umrzeć?
- Brooklyn, masz szczęście, że masz w swoim życiu kogoś takiego, jak on. Ktoś, kto nie wyrzuci cię, jak śmiecia, gdy się znudzi. Po Rayu zajęło mi sporo czasu, by znaleźć kogoś, w kim mogłabym się naprawdę zakochać i był to twój ojciec - Powiedziała szczerze, patrząc mi w oczy - Wiem, że miałam wcześniej nie najlepsze zdanie o twoim chłopaku, ale zbyt szybko go oceniłam, a on tak bardzo cię uwielbia. Nie mogę go nienawidzić po tym, widząc to wszystko... Po prostu nie pozwól mu odejść.
Byłam całkowicie oszołomiona. Wzbudzająca emocję przemowa mojej mamy w obronie Justina była ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałam. Zamiast czuć się lepiej - motyle w moim brzuchu pojawiły się tylko na kilka chwil - to czułam się gorzej. Nawet moja mama wiedziała, że musiałam wrócić do Justina. Czy naprawdę było tak oczywiste, że byłam w nim zakochana? Jej słowa wzięły mnie z zaskoczenie. Wtedy przypomniałam sobie coś, co kiedyś powiedziała mi Jazmyn: "Myślę, że niektórym ludziom nie łatwo jest się zakochać, ale kiedy to już się stanie, zakochują się na poważnie".
Otworzyłam usta, nie wiem czy myślałam nad odpowiedzią na słowa mamy, czy Jazzy, ale nie zdążyłam się odezwać, bo moja rodzicielka mnie uprzedziła.
- Widzisz, kochanie wiem, że nie powiesz mi co się stało między tobą, a Justinem i szanuję to. Ale powinnaś wziąć pod uwagę, że skoro nie jest to na tyle złe, by mi o tym powiedzieć, to może Justin zasługuje na wybaczenie.
Przygryzłam wnętrze policzka, rozważając jej słowa. Czułam się, jakby każdy był przeciwko mnie w tej sprawie. Wszyscy byli po stronie Justina, oprócz Ryana, oczywiście. Ale poważnie, nawet moja mama mówiła mi, aby zacząć z Justinem od początku. Pytanie było, czy faktycznie możemy naprawdę zrobić? Udawać, że nic się nie stało i być znów szczęśliwymi? Czy kiedykolwiek będę w stanie spojrzeć na Justina, w jego piękne piwne oczy, nie widząc w wyobraźni spalonego ciała Michaela, tonącego w brudnej wodzie East River? Po tym, jak mama wyszła, po czułam, jakby jakiś ciężar opadł z moich barków. Decyzja została podjęta, prawda? Tak, jakby Bóg wysłał mi wiadomość poprzez tą rozmowę z mamą. Teraz potrzebowałam tylko tego czasu, o którego poprosiłam Justina, by w pełni się przekonać, że to był dobry wybór, że naprawdę mogę mu wybaczyć, nie raniąc go przy okazji. Ale znowu, zawsze gdy szczęście się do ciebie uśmiecha, zawsze coś musi się przytrafić. Zawsze. W moim umyśle pojawił się obraz niemalże płaczącego Ryana, więc szybko zamknęłam oczy, jakby to pomogło wymazać wcześniejsze wyobrażenie. Nadal czułam się, jakbym zdradzała własnego brata, wracając do Justina. Czy Ryan mnie przez to znienawidzi? Czy moja mama zmieniłaby zdanie, gdyby wiedziała o Michaelu?
Zaczęło mi się kręcić w głowie od tych wszystkich pytań. Byłam wyczerpana i miałam nadzieję, ze uda mi się zasnąć choć na chwilę. Miałam jutro szkołę, więc jeśli nie prześpię przynajmniej sześciu godzin, będę zasypiać na każdej lekcji. Wstałam z łóżka, aby umyć w łazience twarz. Moje włosy upięte były w niesfornego koka i zdjęłam koszulkę nocną w niebieską kratkę. Była trochę tandetna, ale towarzyszyła mi w najsmutniejszych momentach mojego życia, kiedy Brian Coldwater zerwał ze mną w ósmej klasie, kiedy ja i Natasha po raz pierwszy w życiu pokłóciłyśmy się o różową sukienkę w piątej klasie, kiedy Ryan zamknął mnie w piwnicy naszego domku letniskowego w Hampton jakieś sześć lat temu... Tak, teraz była na mnie trochę ciasna i krótka. Zgasiłam światło w łazience, pozostawiając pokój w półmroku, bo jedynym źródłem światła był teraz księżyc i światła miasta za oknem. Udałam się na oślep do mojego łóżka, uderzając biodrem o komodę.
- Ał - Krzyknęłam głośno, pocierając obolałe miejsce i przeklinając cholerny mebel, który znalazł się na mojej drodze.
Wtedy coś przykuło moją uwagę. Biały kawałek materiały wystawał z pierwszej szuflady, gdzie trzymałam swoją bieliznę. Odsunęłam ją i włożyłam tkaninę z powrotem do środka, ale zatrzymałam się, jak wryta, gdy zauważyłam, że to koszulka Justina. Prawdopodobnie to moja wyobraźnia, ale w tym momencie jej zapach wypełnił pokój, wypełniając moje nozdrza nostalgią. Żel do ciała, czekoladowy Axe i Justin. Moje gardło ścisnęło się lekko, a ja niemal mechanicznie wyjęłam koszulkę z szuflady i włożyłam ją na siebie, wcześniej zdejmując tandetną koszulę nocną i wrzucając ją na dno szuflady. Zabawne, ale poczułam się lepiej. Było prawie tak, jakby Justin owinął ramiona wokół mojego ciała i mogłabym poczuć ciepło i zapach jego skóry. Wskoczyłam do łóżka, całkowicie zakrywając się kołdrą, wąchając poduszkę, by poczuć ten sam zapach. Oczywiście, nie było go tam. Ostatnio Justin spał tutaj tydzień temu,a teraz mogłam wyczuć tylko płyn do płukania i swoje perfumy Ralpha Laurena.


Justin

Zaciągnąłem się mocno jointem i przytrzymałem dym w płucach przez kilka sekund, zanim wypuściłem go przez nos. Szybko uformował się w szarą chmurę na mroźnym powietrzu dochodzącym z mojego zawsze otwartego okna, a następnie zniknął. Tak, paliłem i czułem się jak gówno za to, że nie mam żadnego innego sposoby na radzenie sobie z gniewem, który palił moje wnętrzności. Inne, niż pobicie kogoś oczywiście, ale to byłoby bardziej kłopotliwe. A nie potrzebuję już więcej gówna w swoim życiu.
Byłem wściekły, zraniony i sfrustrowany. W takiej kolejności.
Wściekły, bo Brooklyn nie chciała mnie wysłuchać i kłóciła się ze mną, nie dając mi szansy na wytłumaczenie się wyćwiczoną przemową. Chociaż, prawdę mówiąc, zapomniałem wszystkiego, co chciałem powiedzieć, zanim zdołałem to zrobić. Nieważne, nadal byłem wściekły.
Byłem zraniony, bo nazwała mnie potworem i choć powiedziała od razu, że nie miała tego na myśli, wciąż miałem wątpliwości. Chyba nie powinienem być zaskoczony, sam tak o sobie myślę. Ale widząc, jak jedyna osoba na świecie, która nigdy nie wyrzucała ci błędów, zmienia zdanie, to boli jak cholera.
I byłem sfrustrowany, ponieważ nic sobie nie wyjaśniliśmy, nic się nie polepszyło, a nawet pogorszyło, jeśli to możliwe. Jezu, wiedziałem, że Brooklyn była uparta i emocjonalna, ale to wszystko przybrało zupełnie nowy poziom. A biorąc pod uwagę fakt, że byłem wybuchowy o niezbyt dobry w produktywnych rozmowach, to mieliśmy przechlapane.
Kopnąłem w ścianę pod oknem, przez co odpadło trochę starej farby. Obiecałem mamie, latem ubiegłego roku, że pomaluję pokój, ale - zgadnijcie - nie zrobiłem tego. Choć i tak będę musiał. Płuca piekły mnie od minusowej temperatury powietrza, które wdychałem zmieszanego z ziołem, które - nie bez problemów - pożyczyłem od Tysona (nie, żebym planował oddać, czy coś). Zaraz po tym, jak opuściłem mecz Jaxona - bo bałem się, że albo zabiję Brooklyn za to, że mnie zraniła, albo przygwożdżę do tego ogrodzenia i pocałuję ją, by przypomnieć jej, że pomimo wszystko mnie lubi - poszedłem do Tysona. Podróż trwała wystarczająco długo, abym się uspokoił, ale wciąż nerwowo podrygiwałem w metrze - nie mogłem zostawić rodziny bez samochodu - z mieszaniną furii i bólu emocjonalnego. Cholerne laski i ich moc zrobienia z ciebie przygnębionego - z powodu czegoś, co powiedziały - tylko dlatego, że kochasz je zbyt mocno. Tyson odmówił mi pożyczenia marihuany na początku, mówiąc, że jej nie potrzebuję i mogę się bez niej obejść. Jakby w ogóle miał prawo, by mi coś takiego powiedzieć. Moja cierpliwość była na wyczerpaniu. Po przedstawieniu mu w skrócie przebiegu mojej rozmowy z Brooklyn - pomijając szczegóły takie, jak moje cierpienie gdy powiedziała "być może tym właśnie jesteś" - w końcu się zgodził i dał mi zwiniętego blanta, jako nagrodę pocieszenia. Jakie żałosne.
W końcu dotarłem do domu, mój brzuch był pełny gulaszu wołowego zrobionego przez mamę Tysona. Bez słowa udałem się prosto do swojego pokoju, choć moja rodzina już wróciła i patrzyli na mnie wyczekująco. To nie tak, ze nie byli przyzwyczajeni do tego, że przychodzę i wychodzę, o której chcę. Miałem wrażenie, że moja mama wiedziała więcej, niż okazywała.
- Justin! - Usłyszałem nagle krzyk kogoś po drugiej stronie moich drzwi. Nie odpowiedziałem, wciąż paląc jointa. Czy człowiek nie może mieć ani chwili spokoju?
- Justin! - Głos zawołał znowu, jeszcze wyższym tonem. Był irytujący i mógł należeć tylko do jednej osoby: Jazmyn. Przewróciłem oczami. Wkrótce rozległo się pukanie do drzwi, które było całkiem bez sensu, bo Jazmyn nie czekała, aż jej otworzę, tylko wtargnęła do mojego pokoju - Nie słyszałeś, jak cię wołam, kretynie? Musisz mi pomóc poskładać pranie.
Nawet się nie odwróciłem, w nadziei, że pójdzie sobie i przestanie mnie niepokoić.
- Czy to jest zioło? - Syknęła, wciągając powietrze. Po chwili była za mną, ciągnąc mnie za ramię, bym w końcu się odwrócił.
- Wyjdź. Z. Mojego. Pokoju.
- Oszalałeś, Justin? O mój Boże, mama i tata są w drugim pokoju - Nie poruszyła się ani o cal, z każdą chwilą była bardziej wkurzona. Zauważyłem, że nauczyła się mówić "o mój Boże" od mojej dziewczyny (zakładając, że wciąż ją mam).
- Jazzy, poważnie, nie mam na to czasu - Wyrwałem ramie z jej uścisku i zignorowałem jej rozdrażnioną twarz.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym odeszła. Tak! Pomyślałem, niewinnie wierząc, że osoba tak natarczywa i niespokojna, jak moja siostra, w czymś mnie posłucha. Ha. Słyszałem, jak drzwi skrzypią i zamykają się, ale Jazmyn wciąż była w moim pokoju. Przeczesałem dłonią włosy i jęknąłem.
- Dlaczego znów bierzesz narkotyki? Myślałam, że z tym skończyłeś - Powiedziała z wyrzutem, zatrzymując się obok mnie. Zadrżała z zimna, ale nawet nie próbowała zamknąć okna. Wiedziała, że każę jej wyjść, gdyby je zamknęła.
- To nie narkotyki - Odpowiedziałem znudzony - Czy teraz możesz zostawić mnie w spokoju? - Wciąż na nią nie patrzyłem, wystarczyła mi sama jej irytująca obecność.
Jazmyn prychnęła.
- Proszę cię, wiem jak pachnie marihuana. Ten zapach otacza mnie niemal codziennie, kiedy spędzam czas z przyjaciółmi.
To przykuło moją uwagę.
- Lepiej, żebyś nigdy nie próbowała zioła, Jazmyn, bo pożałujesz - Powiedziałem śmiertelnie poważnym głosem starszego brata.
Przewróciła oczami.
- Dzięki, nie interesują mnie narkotyki. Poza tym, nie możesz mi zabronić czegoś, co sam robisz.
Celna uwaga. Ale lepiej, niech tego nie wie.
- Nieważne. Nie masz komu przeszkadzać? - Zapytałem, biorąc kolejnego bucha. Wow, kiedy nie pali się dłużej niż miesiąc, to szybciej uderza do głowy. Już czuję się spokojniejszy.
Jednak mała Jazzy nie mogła się powstrzymać i wybiła jointa z moich palców, pozwalając mu wypaść z okna na chodnik, gdzie jakiś włóczęga mógłby go uratować i nacieszyć się moim kawałkiem nieba.
- Jazmyn, co jest kurwa? - Krzyknąłem, patrząc na nią z niedowierzaniem.
Bóg wie, że jestem świadomy, jak bardzo potrafi być irytująca, ale żeby wyrzucać moje rzeczy przez okno? To było zbyt wiele, nawet dla niej.
- Robię ci przysługę! - Odpowiedziała, ale wiedziałem, ze bała się tego, co mógłbym zrobić.
Założę się, że moje źrenice były rozszerzone, a białka przekrwione i wiedziałem, ze zacisnąłem dłonie w pięści, ale nigdy, nigdy nigdy, przenigdy bym jej nie uderzył. Wydałem z siebie zduszony odgłos, wrzucając pięści w powietrze z frustracji. Rany, ona musi być najbardziej upierdliwym dzieckiem na świecie.
- Jesteś strasznie irytująca, wiesz o tym? - Warknąłem przez zaciśnięte zęby, chwytając się za włosy.
Odetchnęła, gdy zdała sobie sprawę, że nie zamierzam podnieść na nią ręki i wzruszyła ramionami.
- Tak mi mówiono - Nawet odważyła się posłać mi zadowolony uśmieszek. Powiedzieć, ze działała mi na nerwy, byłoby niedomówieniem.
- Powiesz mi, co cię tak wkurzyło? - Powiedziała kpiąco, choć wiedziałem, że próbuje ukryć to, jak poważna była, aby wyciągnąć ze mnie wszystkie informacje. W ciągu piętnastu lat życia z nią pod jednym dachem, poznałem wszystkie jej sztuczki - Chociaż już wiem - Dodała, dmuchając w paznokcie, jakby właśnie je pomalowała.
- Oczywiście, że wiesz panno wiem-to-wszystko - Skrzywiłem się dziecinnie.
- To jest jakiś krok od "bachora" - Przyznała z zadowoleniem. Była mistrzem w drażnieniu się ze mną. Agh.
- Poważnie Jazzy, po prostu wyjdź, zanim wyrzucę cię przez okno, gdzie wylądował mój niedokończony joint - Podkreśliłem słowo "niedokończony".
Ale ona wciąż dręczyła mnie swoimi pytaniami, jakby nie słysząc moich słów.
- To dlatego, że tata wyjeżdża, czy dlatego, że ty i Brooklyn macie kryzys? Albo to i to? - Zapytała, przenosząc swoje chętne-na-plotki oczy na mnie.
Jakim cudem zauważyła to wszystko? Umieściła jakąś szpiegowską kamerę na kurtce lub jakieś inne pokręcone gówno, jak to? Jeśli mam być szczery, to wcale bym się nie zdziwił.
- Co? - Krzyknąłem, odsuwając się od niej i idąc w stronę łóżka. Moja mama musiała pościelić je rano, bo zostawiłem wszystko w nieładzie, gdy obudziłem się rano.
Jazzy wykorzystała to, by zamknąć okno, oddychając z ulgą.
- Któregoś dnia się w końcu rozchorujesz - Upomniała mnie, naśladując głos pediatry. Ach, jak ona kochała testować moją cierpliwość.
Odpowiedziałem jej w bardzo nieuprzejmy sposób.
- Justin, jestem twoją siostrą, jestem dziewczyną i jestem wyjątkowo dobra w rozszyfrowywaniu emocji - Zrobiła minę, jak psycholog, przykładając dłoń do piersi - Nie, żebyś był kiepski w ukrywaniu ich - Dodała ciszej do siebie, ale i tak ją usłyszałem.
- Czy twoja podnosząca na duchu przemowa będzie długo trwać? Trochę tu zasypiam - Powiedziałem, zarzucając rękę na głowę, kiedy tak leżałem na łóżku.
Wbrew temu, czego oczekiwałem, Jazmyn nie prychnęła, nie przewróciła oczami, nie parsknęła, ani nawet nie posłała mi wymownego spojrzenia. Po prostu usiadła obok mnie, położyła dłoń na moim przedramieniu, by odciągnąć je od oczu, a następnie wyszeptała.
- Justin, nie chcę żebyś się stoczył.
W tym momencie moja siostra zmieniła się w swoje zmartwione, przestraszone alter ego i wyglądała tak, jakby w każdej chwili miała się rozpłakać.
- J-ja widziałam, co się działo wcześniej. Zawsze, kiedy tata musiał wyjeżdżać, ty uciekałeś się do narkotyków, spędzałeś większość czasu poza domem z przyjaciółmi, stałeś się agresywny i pakowałeś się w kłopoty.
Przełknąłem ślinę. Ona mówiła poważnie? Wtedy zdałem sobie sprawę, że moja siostra była bardzo spostrzegawczą osobą i zauważała rzeczy, których ja nie widziałem.
- Nie chcę, abyś skończył w więzieniu, albo nawet gorzej, martwy - Wymamrotała, jakby trudno było jej wyrazić swoje myśli. Nieco pewniejszym głosem dodała. - Te ostatnie miesiące są lepsze. Nie jesteś zjarany, nie imprezujesz cały czas, nie sypiasz z przypadkowymi dziewczynami i nie miałeś żadnych problemów z policją. Od dawna nie przyszedłeś do domu krwawiąc. Lubię nowego ciebie - Ledwo usłyszałem jej ostatnie słowa, ale byłem zbyt zaskoczony, by nawet otworzyć usta i coś powiedzieć. - Lubie mieć brata, którego mogę wkurzać i lubię, że spędzasz z nami czas i to, że spotykasz się z Brooklyn, bo ona jest dla ciebie dobra.
- Jazzy - Powiedziałem w końcu, krzywiąc się na wspomnienie jej imienia.
Mimo to, ona mówiła dalej.
- Mama mówi, że chce, by tak zostało. Justin, musisz to zrobić dla niej, jesteś jej to winien. Musisz być dobrym synem, wywoływać uśmiech na jej twarzy, bo kiedy pakujesz się w kłopoty, ona jest smutna, Justin. Ona nie zasługuje na to, by żyć z myślą, że w każdej chwili do naszych drzwi może zapukać policja, albo, że za którymś razem, gdy nie wrócisz do domu, możesz obudzić się pchnięty nożem w jakimś ciemnym zaułku.
Kiedy skończyła, była cała zapłakana, łzy płynęły po jej twarzy, a dolna warga drżała. Podniosłem się i objąłem ją ramionami, pozwalając jej wypłakać się na moim ramieniu. Pogłaskałem ja uspokajająco po plecach i szepnąłem jej do ucha.
- Cśś, wszystko będzie dobrze. Nie zamierzam wracać do swoich starych nawyków, Jazzy. Nie płacz, proszę - Przytuliłem ją mocniej do siebie. Jeśli jest coś, czego nienawidziłem bardziej niż tego, że czułem się źle, to źle czujący się ludzie, na których mi zależało.
- Tak bardzo cię kocham, Justin - Powiedziała Jazmyn między szlochem. Czułem, że moja koszulka jest już mokra od łez.
- Ja też cię kocham, bachorze - Powiedziałem, na co zaśmiała się lekko. Hej, lepsze to, niż nic.
Odsunęła się po kliku chwilach przestając oplatać mnie zbyt mocno ramionami. Nie narzekałem jedna, bo to była moja młodsza siostra.
- Jeśli komuś o tym powiesz, to posiekam ci jaja i zrobię z nich omlet - Zagroziła mi, ocierając ostatnie łzy pod zapuchniętymi oczami.
Zaśmiałem się, unosząc dłonie w geście poddania.
- Nikomu nie powiem - Wolę moje skarby tam, gdzie są.
- Ale Justin, odzyskaj ją - Nie trzeba było być Einsteinem, by wiedzieć, że mówiła o Brooklyn. - Cokolwiek zrobiłeś, napraw to.
- Dlaczego zakładasz, że to moja wina? - Wypaliłem. Każdy to robił. Cały czas. Jakby cały czas oczekiwali, że coś spieprzę.
- Bo wyglądała, jakbyś złamał jej serce tego przedpołudnia i próbowała nie rozpłakać się przed nami - Odpowiedziała Jazzy głosem cichym i nabrzmiałym od płaczu.
- Czekaj, rozmawiałaś z nią? - Zmarszczyłem brwi. Kiedy?
- Kiedy poszedłeś, ona przyszła pożegnać się z naszym tatą - Rzuciła Jazzy. - Wyglądała jak gówno, szczerze mówiąc.
- Nie, nie wyglądała - To było pierwsze zdanie, które wypowiedziałem.
- Nie wciskaj mi tu tego kitu, że "pomimo cieni pod oczami i okropnych ubrań, wyglądała pięknie" - Zrobiła cudzysłów w powietrzu i przewróciła oczami.
Zignorowałem ją - co było moim mechanizmem obronnym - i zmieniłem temat.
- Jeremy coś podejrzewa?
- Nie sądzę. Brooklyn dość dobrze udawała, ale wiesz, że ja jestem nienabieralna - Wzruszyła ramionami, dumna z siebie.
- Nie ma takiego słowa - Rzuciłem z rozbawieniem.
- Nieważne, lepiej wymyśl jakiś plan, aby odzyskać Brooklyn, bo nie oszukujmy się, potrzebujesz jej. I nawet nie próbuj zaprzeczać, bo wiesz, że mam rację.
- Tak - Powiedziałem niezbyt entuzjastycznie. - Zawsze masz rację - Dodałem sarkastycznie.
- Cóż, dziękuję bracie. Jestem wzruszona - Udała, że ociera niewidoczną łzę pod okiem.
Zdecydowałem, że to najwyższy czas, by już sobie poszła.
- Tak, tak. Teraz możesz wyjść - Wyprowadziłem ją za drzwi.
- Sama się zajmę praniem, ale tylko ten jeden raz - Powiedziała, kiedy przesunąłem ją tak, że jej skarpetki wydały szurający odgłos.
- A, i naprawdę musisz się ostrzyc! - Pisnęło, gdy w końcu udało mi się wyciągnąć ją z mojego pokoju.
No i moja denerwująca siostra wróciła. Wrażliwa Jazmyn pojawiła się tylko na chwilę, a jej diabelna siostra bliźniaczka znów zajęła tron. Westchnąłem i wróciłem na łóżko. Teraz tylko musiałem się skupić i wymyślić plan, aby naprawić moje popieprzone życie miłosne.

**

We wtorek, po tym jak odwiozłem tatę na lotnisko, pojechałem pod szkołę Brooklyn. Naprawdę się starałem, by udawać przed swoją rodziną, że jest okej i jak to tej pory odwaliłem kawał dobrej roboty. Po raz pierwszy nie uroniłem ani jednej łzy, z powodu wyjazdu taty na Bóg wie, jak długo. Z natury nie byłem emocjonalną osobą, ale cholera, nie wiedząc, co do cholery dzieje się z twoim własnym ojcem i mając świadomość, że w każdej chwili może zdarzyć się jakiś... Wypadek, cóż, to jest trochę przerażające.
Moja mama i siostra zalały się łzami, gdy tylko ujrzały tatę ubranego w mundur armii i z przewieszonym przez ramię plecakiem. Starał się je uspokoić, że wszystko będzie dobrze i, ze wróci, zanim się zorientujemy. Ale nie udało mu się oszukać nikogo, no może poza Jaxonem. Ten nawet poprosił go, by przywiózł mu jakieś zabawki, gdziekolwiek się wybiera. Wszyscy roześmialiśmy się z jego niewinności.
Mama musiała odprowadzić Jaxona i Jazzy do szkoły, a następnie iść do pracy. Ponieważ nie miałem nic do roboty - urok braku stałej pracy - spędziłem poranek ze swoim tatą. Pograliśmy trochę w kosza na boisku w pobliżu naszego mieszkania, a potem zjedliśmy obiad w naszej ulubionej knajpce Donor Kebab, w pobliżu lotniska. Miejsce było kiepskie, nie chcę nawet wiedzieć, jakich zwierząt mięso serwowali, ale przychodziliśmy tam za każdym razem, gdy tata były wysyłany na drugi koniec świata. Kiedy jedliśmy nasze tortille z jagnięciną, popijając piwo Budweiser, tata tradycyjnie zapodał mi swoją przemowę.

"Musisz być odpowiedzialny, gdy mnie nie będzie."
"Dbaj o mamę i rodzeństwo."
"Nie pakuj się za bardzo w kłopoty."
"Chcę, żebyś wiedział, że jestem dumny, że mogę nazywać cię swoim synem."


Tym razem trochę ją zmienił, dodając do całości Brooklyn.

"Trzymaj tą dziewczynę przy sobie, synu. Jest niesamowita."

Skinąłem głową i przytuliłem go przez dłuższą chwilę, zanim musiał iść na pokład samolotu, zamierzając zrobić to, o co prosił, jak tylko stąd pójdę.
W chwili gdy przybyłem pod Saint Jude, kamienne schody prowadzące do głównego wejścia zapełnione były uczniami, z torebkami od Chanel i w garniturach od Armaniego - ja tylko podałem przykładowe marki, nie wiem zbyt dużo na temat mody. Zaparkowałem na tyle daleko od wejścia, by nikt nie zauważył mojego samochodu i resztę drogi przeszedłem pieszo, dopóki nie oparłem się o marmurową kolumnę w dole schodów, gdzie mogłem wszystko widzieć i nie zostać zauważonym. Czułem się jak szpieg. Mój plan to obserwowanie miejsca w poszukiwaniu Brooklyn, ale bez pozwolenia jej ujrzenia mnie. Jeśli moje przypuszczenia są dobre, Kelsey będzie razem z nią. Zwykle chodziły razem, jakby były przyklejone. W końcu jednak musiały się gdzieś pożegnać i według mojego planu, Brooklyn pójdzie poszukać swojego samochodu i pojedzie odebrać Tommy'ego z treningu i będę w stanie porozmawiać z Kelsey sam na sam.
Mike'a i Tysona - jako swoich sojuszników - wysłałem z misją, by odebrali Jaxona, ponieważ nie chciałbym wpaść tam na Brooklyn. To byłoby niezręczne i potencjalnie mogłoby spowodować kolejną kłótnię. W końcu Brooklyn pojawiła się na szczycie schodów, śmiejąc się i odgarniając włosy do tyłu, jak gwiazda filmowa. Wydawało mi się, że wszystkie dziewczyny tutaj tak się zachowywały. Nie mogłem dostrzec zbyt wiele z tej odległości, ale wyglądała dobrze. Była jak zwykle ubrana w swoje markowe ciuchy, cześć włosów miała starannie splecioną, jak opaskę, a resztę rozpuszczoną. Powiedziałbym, że wyglądała pięknie, ale czy nie zawsze tak wygląda? Zgodnie z moimi oczekiwaniami, Kelsey była przy jej boku, wyglądając bardzo podobnie. Nie pamiętam, żeby laski z mojej szkoły dbały o siebie tak bardzo. Kiedy uczniowie zaczęli się rozpraszać, zauważyłem, że Kelsey i Brooklyn w końcu się żegnają - musiałem czekać cholerne dziesięć minut w swojej kryjówce. Brooklyn zniknęła za rogiem parkingu na tyłach szkoły, a Kelsey szła pewnym krokiem w moim kierunku. Nie widziała mnie jeszcze, ale gdy tylko przeszła obok mnie, złapałem ją za ramię.
- Jezu Chryste, Justin! - Pisnęła bardzo wysokim głosem - Co ty, na Boga, wyprawiasz?
Przewróciłem oczami na jej dramatyzowanie - przycisnęła dłoń do piersi i oddychała nierówno, jakbym był tym facetem z Krzyku w domu grozy w wesołym miasteczku.
- Potrzebuję pomocy - Powiedziałem.
- Brooklyn właśnie poszła, jeśli chcesz z nią porozmawiać - Wskazała palcem kierunek, z którego przyszła.
- Powiedziałem, że potrzebuję twojej pomocy - Powtórzyłem pospiesznie.
- Nie jesteś zbyt miły, wiesz o tym? - Zmrużyła na mnie oczy, zaciskając swoje różowe usta w cienką kreskę.
- Tak, wiem o tym. Pomożesz mi, czy nie? - Nalegałem.
Skrzyżowała ręce na piersi i przestąpiła z nogi na nogę.
- A dlaczego miałabym to robić?
Posłałem jej spojrzenie mówiące "poważnie?"
- Bo chcesz, by twoja przyjaciółka znów była szczęśliwa? - Miałem nadzieję, że to dobra odpowiedź.
- A jak zamierzasz to zrobić? - Zapytała, unosząc brew. Ta dziewczyna naprawdę była królową dramatu. Brooklyn ostrzegała mnie już jakiś czas temu.
- Słuchaj, nie wiem, co ci powiedziała, ale zakładam, że ty również myślisz, że spieprzyłem. Ostatnim razem, gdy próbowałem z nią porozmawiać, cóż, nie poszło najlepiej. Więc mam pomysł, jak to naprawić, ale musisz mi pomóc.
Wydawało mi się, że myślała nad tym chwilę.
- Powiedziała mi wszystko, Justin. I, ku jej przerażeniu, tak jakby jestem po twojej stronie.
Otworzyłem usta.
- Naprawdę?
Zachichotała.
- Tak, chcę, by Brooklyn do ciebie wróciła. Bo teraz jest nieszczęśliwa. I choć to, co zrobiłeś nie było właściwe - Posłała mi karcące spojrzenie. - To w końcu wszyscy popełniamy błędy. Poza tym, to co ci powiedziała też nie było miłe. Przy okazji, już ją za to skarciłam. Jej skorupka już pęka. Myślę, że ona chce ci wybaczyć, ale boi się reakcji Ryana. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie, bo on wraca na studia w tym tygodniu. Poza tym, jestem wielkim zwolennikiem drugich szans, a wy po prostu jesteście dla siebie stworzeni. Wyglądacie razem tak słodko...
Jej paplanie nie miało końca. Laska mówiła zbyt wiele, przez co miałem ochotę wcisnąć w jej usta jabłko, by się zamknęła. To jednak nie działałoby na moją korzyść, ponieważ potrzebowałem jej pomocy.
- Więc co chcesz, bym zrobiła? - Powiedziała w końcu z szerokim uśmiechem, patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Chcę, żebyś włożyła to Brooklyn do torebki, szafki, czy czegokolwiek - Powiedziałem, wyciągając z kurtki niebieską kopertę. - I w żadnym wypadku tego nie otwieraj - Podkreśliłem wiedząc, że plotkowanie to kolejna cecha wspólna dziewczyn z Upper-East Side.
- Nie mogę niczego obiecać - Wycedziła złośliwie, biorąc ode mnie kopertę i przyglądając jej się pod światło.
Posłałem jej mordercze spojrzenie i próbowałem zabrać kopertę. To było osobiste i nie chcę, by ktoś to przeczytał. Pisanie listu było już wystarczająco żenujące.
- Wyluzuj, żartuję. Upewnię się, że to dostanie - Rozpromieniła się Kelsey, chowając kopertę do torebki.
- Dziękuje, Kelsey - Powiedziałem szczerze, klepiąc ją po ramieniu.
Ona przytuliła mnie, zanim ruszyła dalej. Okej, to było niespodziewane.
- Żaden problem i nie martw się, ona do ciebie wróci! - Mrugnęła do mnie, zanim zniknęła w długim samochodzie, który na nią czekał.


Brooklyn

- Brooklyn - Kelsey przeciągnęła moje imię, kiedy zamykałam drzwiczki szafki.
- Kelsey! - Naśladowałam ją kpiąco.
- Mówię poważnie, B. Musisz mu już wybaczyć - powiedziała, pochylając się. - Włóczysz się smętnie, jak zagubiona dusza.
Przewróciłam oczami.
- Co ty robisz na podłodze, tak w ogóle? - Zaśmiałam się i zgarnęłam stamtąd swoją torebkę, wkładając do niej podręcznik do chemii .
- Umm, nic - powiedziała tak szybko, że brzmiało to podejrzanie i wstała.
- Okej? - Zmarszczyłam lekko brwi.
Dziwnie się dzisiaj zachowywała, dręcząc mnie na temat Justina - nie wydawała się zrozumieć, że nie chcę o tym mówić - i wciąż patrzyła to na moją torebkę, to na mnie.
- Chcesz ją, czy co? - Zapytałam raz, kiedy przyłapałam ją na tym.
- Eee, tak, chyba kupię sobie taką samą, jeśli nie masz nic przeciwko - posłała spojrzenie mojej nowej beżowej torbie Balenciagi, śmiejąc się dziwnie.
Kelsey i ja szłyśmy w stronę stołówki, kiedy zadzwonił mój telefon. Szybko go wyciszyła, rozglądając się dookoła, czy nie ma w pobliżu jakiegoś nauczyciela. Kiedy upewniła się, że nie było, odebrałam.
- To Sameera - Powiedziałam bezgłośnie do Kelsey.
- Pamiętasz naszą rozmowę sprzed około półtora miesiąca temu? - Zapytała, nie mówiąc nawet "cześć".
- Cześć, Sam. Jak się masz? - Odpowiedziałam sarkastycznie, wskazując Kelsey na mniej zatłoczony róg korytarza szkolnego.
- Pamiętasz, czy nie?
Byłam zaskoczona jej surowym tonem, więc odpowiedziałam równie sucho.
- Nie, nie pamiętam.
- Więc przypominam ci, żebyś nie mieszała w sercu Justina i nie zraniła go - och, teraz pamiętam. Przed klubem. - Obiecałaś mi, że nigdy nie zrobisz niczego, by go zranić - ciągnęła, jej ton głosu się nie zmienił.
- Nie mieszam w jego sercu - mruknęłam do telefonu. Kelsey cały czas patrzyła na mnie wyczekująco, próbując coś podsłuchać.
Sam prychnęła.
- Nie wydaje mi się, laska. Przez ostatnich kilka dni, wałęsał się nieszczęśliwie, jak zagubiona dusza - och, co za ironia. - Lubię cię, Brooklyn. Naprawdę. Ale jeśli Justin cierpi, to nie zawaham się sprać twojego białego tyłka.
Sapnęłam z niedowierzaniem.
- Poważnie, Sam?
Zachichotała ponuro.
- Tak.
Boże, mówiła poważnie. Była gotowa na spranie mnie na miazgę, za zranienie uczuć jej przyjaciela. Uwaga do siebie: nigdy więcej nie narazić się na złą stronę tej dziewczyny.
- Ał - usłyszałam nagle głos Sam.
- Co się stało? - Trudno mi było udawać zainteresowaną, po tym jak dostałam wyrok śmierci.
- Dziecko. Mam dużo skurczów - syknęła Sam, klnąc pod nosem.
- Wszystko w porządku? - Zmarszczyłam brwi. Wtedy Kelsey nadstawiła uszu i zbliżyła się do mnie.
- Tak, w porządku. Za pięć minut mam wizytę u lekarza - wyjaśniła. O mój Boże, wysyła mi groźby i przeklina w poczekalni u ginekologa? - Ale moje ostrzeżenie nadal jest ważne. Jeśli kolejny dzień będę musieć znosić Justina ze złamanym sercem, to jesteś martwa, kochanie.
Tymi słowy, rozłączyła się

**

Kiedy wróciłam do domu tego dnia, wciąż miałam w głowie rozmowę z Sam. To znaczy, ta dziewczyna potrafiła być przerażająca. Jednak za bardzo się nie myliła. Zraniłam Justina i chęć zadzwonienia do niego lub pokazania się w drzwiach jego mieszkania była męcząca. Minęło pięć dni od Balu Zimowego, a trzy od meczu piłki nożnej - kiedy widziałam Justina po raz ostatni. Moje mury powoli pękały i w zasadzie wychodziłam z domu udając, że wszystko było w porządku. Jednak słowa mojej mamy, Kelsey i Sam nie dawały mi spokoju. Z drugiej strony, Ryan wciąż był w domu, aż do piątku, kiedy miał wrócić do college'u. W duchu cieszyłam się z tego powodu, bo wiedziałam, że kiedy Ryan był w pobliżu, nie mogłam wrobić wielkich postępów. To było, jak krok naprzód i dwa kroki w tył.
Opróżniłam zawartość torby, wysypując wszystko na biurko, gotowa do ciężkiej powtórki z chemii - jej! Ha, nie. Usiadłam na obrotowym krześle i otworzyłam książkę. Ciężka okładka opadła ponownie, gdy ujrzałam niebieską kopertę uwięzioną pomiędzy zeszytem do angielskiego, a teczką. Zmarszczyłam brwi, kiedy wyciągnęłam ją, wiedząc, że wcześniej jej nie widziała. Nie było adresata, ani nadawcy, więc ją otworzyłam. Skoro była w mojej torebce, to musiała być do mnie. Wewnątrz była biała, złożona na pół kartka. Robiło się dziwnie. Rozłożyłam kartkę i dostrzegłam jakiś list. Niestety, rozpoznałam niechlujne pospieszne i w stylu dziesięciolatka pismo i rzuciłam kartkę na biurko. Jak Justin zdołał wrzucić coś do mojej torebki, skoro nie widzieliśmy się od niedzieli? Wtedy przypomniałam sobie Kelsey klęczącą obok mojej torby i szybko wyjaśniło się jej dziwne zachowanie. Czy to jakiś spisek między nimi przeciwko mnie? Moje palce drgnęły, by podnieść papier i przeczytałam to co napisał Justin - choć sam był w szoku, tak jak ja.

Cześć Brooklyn,
Nigdy nie pisałem listu w tradycyjny sposób, więc nie wiem, jak się za niego zabrać. Poprosiłem Kelsey, aby pomogła mi przemycić go do Twoich rzeczy, więc, proszę, nie gniewaj się na nią.
W zasadzie, to chciałem Cię przeprosić, cóż, za wszystko. Wiem, że prawdopodobnie nadal jesteś na mnie wściekła i nie będziesz chciała ze mną rozmawiać przez jakiś czas (dostałem Twoją wiadomość), ale nie mogłem spędzić jeszcze jednego dnia, przynajmniej nie próbując naprawić wszystkiego. Jak już wiesz, jestem beznadziejny w słowach, a moje wypowiedzi znane są jako najmniej romantyczne gówno świata, więc wpadłem na pomysł.
Chcę, abyś posłuchała tej piosenki, bo mówi o mnie - i o tej sytuacji - więcej, niż ja sam będę w stanie kiedykolwiek wytłumaczyć. Po prostu wpisz w Youtube: "Hoobastank - The Reason".
Mam nadzieję, że to da Ci lepsze wyobrażenie o tym, co czuję.

Justin,

PS. Wciąż Cię kocham.

Wypuściłam oddech, nawet nie zdając sobie sprawy, że go wstrzymywałam a mój palec niepewnie nacisnął przycisk, by odpalić laptopa. Mimo, że Justin miał rację, że nie był romantyczny, miał tendencję do psucia swoich wypowiedzi, choć skrycie to kochałam, ten list dotarł do nie na więcej sposobów, niż mogę wyrazić. Sam fakt, że odsunął swoją dumę na bok i podjął inicjatywę, już coś dla mnie znaczy. Posłuchałam jego wskazówek i weszłam na Youtube, poszukując utworu. Jak pierwsze takty zaczęły grać, zdałam sobie sprawę, że już słyszałam tę piosenkę.

I'm not a perfect person / Nie jestem idealny
There's many things I wish I didn't do / Jest wiele rzeczy, których wolałbym nie zrobić
But I continue learning / Ale wciąż się uczę
I never meant to do those things to you / Nigdy nie chciałem zrobić ci tego wszystkiego
And so I have to say before I go / Więc zanim pójdę, muszę ci powiedzieć
That I just want you to know / Że chcę, abyś wiedziała

I've found a reason for me / Znalazłem dla siebie powód
To change who I used to be / By zmienić to, kim kiedyś byłem
A reason to start over new / Powód, by zacząć od nowa
And the reason is you / A ty jesteś tym powodem

I'm sorry that I hurt you / Przepraszam, że cię skrzywidziłem
It's something I must live with everyday / Muszę z tym żyć na co dzień
And all the pain I put you through / Cały ból, którego ci przysporzyłem
I wish that I could take it all away / Chciałbym go zabrać
And be the one who catches all your tears / I być tym, który otrze wszystkie twoje łzy
Thats why I need you to hear / Dlatego chcę, byś usłyszała

I've found a reason for me / Znalazłem dla siebie powód
To change who I used to be / By zmienić to, kim kiedyś byłem
A reason to start over new / Powód, by zacząć od nowa
And the reason is You / A ty jesteś tym powodem

And the reason is You / A ty jesteś tym powodem

And the reason is You / A ty jesteś tym powodem

And the reason is You / A ty jesteś tym powodem

I'm not a perfect person / Nie jestem idealny
I never meant to do those things to you / Nigdy nie chciałem ci tego zrobić
And so I have to say before I go / Więc zanim pójdę, muszę ci powiedzieć
That I just want you to know / Że chcę, abyś wiedziała

I've found a reason for me / Znalazłem dla siebie powód
To change who I used to be / By zmienić to, kim kiedyś byłem
A reason to start over new / Powód, by zacząć od nowa
And the reason is you / A ty jesteś tym powodem

I've found a reason to show / Znalazłem powód, by pokazać
A side of me you didn't know / Tę stronę mnie, której nie znałaś
A reason for all that I do / Powód, dla którego robię to wszystko
And the reason is you / A ty jesteś tym powodem

Pod koniec piosenki, o dziwo, nie płakałam. Wsłuchiwałam się w każde słowo, każdą nutę, każdy bit i nie mogłabym wymyślić lepszego opisu naszej sytuacji w tej chwili. Justin może nie radził sobie z wyrażaniem uczuć słowami, ale robił to absolutnie niesamowicie za pomocą muzyki. W końcu jakiś nieznany autor powiedział kiedyś: "Muzyka najlepiej odzwierciedla uczucia". Wtedy wpadłam na fantastyczny pomysł. Chwyciłam telefon i napisałam wiadomość.

Możesz to dla mnie zaśpiewać?

Nacisnęłam "wyślij", nie myśląc o tym za długo. Sądzę, że Justin będzie wiedział, o co mi chodzi. Rzeczywiście, dwie minuty później do mnie zadzwonił. Odebrałam i ustawiłam na głośnomówiący. Żadne z nas nie powiedziało "cześć". Po prostu słuchałam, jak Justin delikatnie szarpie struny swojej gitary, grając początkową melodię, a po chwili dołączył do niej jego doskonały głos. Każdy szczegół wydawał się być bardziej znaczący, kiedy on to śpiewał, a jego melodyjny głos odbijał się echem w moim pokoju. Byłam wzruszona emocjami, które w to wkładał, a na mojej skórze pojawiała się gęsia skórka, słysząc jego chrypkę, gdy uderzał w niskie tony.
Poczułam motylki w brzuchu, łzy zapiekły mnie w kącikach oczu. Nie wiem, czy płakałam, bo byłam smutna, czy szczęśliwa, że znalazłam brakujący element swojej układanki. Ostateczny dowód na to, co moje serce chciało zrobić w ciągu ostatnich dni, które wydawały się miesiącami. Rozłączyłam się, gdy tylko Justin skończył, nie pozwalając mu usłyszeć mojego cichego płaczu lub powiedzieć coś jeszcze. Czułam, jakby najmniejsze słowo mogło zepsuć tą chwilę. Szybko stanęłam na nogi, chwyciłam kluczyki od samochodu i torebkę i wybiegłam z domu.

B.R.O.N.X | Wszystkie RozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz