Beginning with J

26K 1K 72
                                    

Brooklyn

 Powoli się odwróciłam, jego oczy pociemniały i zacisnął szczękę. Nie odzywałam się, ale napięcie, które gęstniało w powietrzu z powodu ciszy trudno było wytrzymać.
- Przepraszam, nie chciałam... - Zaczęłam tylko, by ponownie zamilknąć, kiedy przemówił Justin.
- W porządku. Wcześniej czy później muszę Ci powiedzieć - Jego głos był zachrypnięty, jakby starał się uspokoić.
O mój Boże, Brooklyn. Coś Ty powiedziała?
Justin westchnął i opadł na łóżko, opierając się plecami o zagłówek. Przeczesałam dłonią włosy, które miałam lekko związane, ze względu na wiatr.
- Naprawdę Justin, nie musisz mi tego teraz mówić. W porządku - Posłałam mu uspokajający uśmiech i usiadłam na skraju łóżka, po jego stronie.
Ukrył twarz w dłoniach, wypuszczając kolejne westchnienie. Nie będę kłamać, ciekawość zżerała mnie od środka, ale dla Justina, który tak się zachowywał, musi być to coś naprawdę poważnego/smutnego/trudnego. Dotknęłam nieśmiało jego dłoni, a on odsunął dłonie od twarzy pod moim dotykiem, relaksując się trochę. Przysunęłam się bliżej, kiedy mój kciuk głaskał jego knykcie. Nie spojrzał mi w oczy i przygryzłam wargę w niepokoju. Nagle palce Justina poruszył się i splótł je z moimi, posyłając mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam. Po kolejnym westchnieniu, w końcu przemówił.
- To jest mój tata - Wskazał brodą na zdjęcie, na które wcześniej patrzyłam. Choć jego twarz była pozbawiona emocji, głos go zdradził. W jego oczach nie było łez czy coś, były po prostu zimne. Bałam się usłyszeć, co stało się z jego ojcem. Czy on nie żyje? Zostawił swoją rodzinę? Wszystkie możliwości krążyły po mojej głowie. Skinęłam głową ściskając mu lekko dłoń, dając mu tym znak, że mógł kontynuować, gdyby chciał.
- On... - Odchrząknął, przez co jego głos był mniej posępny. Czekałam, by mówił dalej nie chcąc na niego naciskać - Nie widziałem go od prawie roku - Odwrócił się i spojrzał na mnie, a ja próbowałam stłumić jęk.
Jego oczy złagodniały i sięgnęłam po jego drugą dłoń.
- Dlaczego? - Zapytałam cicho, odwracając wzrok.
Usłyszałam, jak oblizuje usta.
- On... On jest w wojsku, w Palestynie w tej chwili.
Teraz to wszystko miało sens: jego ojca nie było tak długo w domu, nieśmiertelnik, który nosił Justin i to, że robił się smutny, kiedy tylko o nim wspominał.
- Och - To wszystko, co mogłam wydukać - P-przykro mi - Dodałam, nie bardzo wiedząc, co mogłabym jeszcze powiedzieć.
Ku mojemu zdziwieniu, Justin zachichotał krótko.
- Dlaczego jest Ci przykro?
Wzruszyłam z zakłopotaniem ramionami, patrząc na niego. Jego twarz całkiem złagodniała i nie wyglądał już na zdenerwowanego. Może to było, jak zrzucenie ciężarku z barków?
- Nie wiem, po prostu mi Cię szkoda.
- Nie potrzebuję niczyjej litości - Skrzywił się i puścił moje dłonie, krzyżując ramiona na piersi.
Uniosłam brwi w górę, zaskoczona nagłą ostrością, ale trochę go rozumiałam. myślę, że czułabym się tak samo, gdybym była na jego miejscu, więc zignorowałam jego wybuch i postanowiłam zapytać go o coś innego, zamiast się złościć.
- Ten nieśmiertelnik, który nosisz jest jego?
Justin zerknął na mnie, a potem w dół na swoją pierś, gdzie na granatowej koszulce wisiał łańcuszek.
- Tak - Wymamrotał i ponownie wziął jedną z moich dłoni, jakby przepraszając za swoje wcześniejsze zachowanie.
Pociągnął mnie za rękę, bym przysunęła się bliżej niego. Zdjęłam buty i przeniosłam się tak, że moje plecy opierały się o zagłówek łóżka obok jego, a nasze nogi się dotykały. Nasze splecione dłonie znajdowały się na jego kolanach, kiedy bawił się moimi palcami. Wyglądał tak słodko, kiedy był pogrążony w myślach. Moja wolna ręka sięgnęła po jego nieśmiertelnik i obejrzałam go po raz kolejny. Więc tata Justina ma na imię Jeremy?
- To jakaś tradycja w waszej rodzinie, że wszystkie imiona zaczynają się na "J"? - Zapytałam lekko rozbawiona.
Justin ściągnął brwi zdezorientowany, co wyglądało, jakby tylko jego imię tak się zaczynało.
- Justin, Jeremy, Jaxon, Jazmyn... - Wymieniłam.
- Och, chyba tak - Zaśmiał się, ukazując swoje doskonałe białe żeby.
Oparłam głowę na jego ramieniu - co przy okazji było bardzo wygodne - i spędziliśmy kilka minut w milczeniu.
- Tęsknisz za nim? - Justin spiął się, gdy usłyszał moje pytanie.
Nie chciałam się w to mieszać, ale to pytanie wymknęło mi się z ust.
- Tak - Odpowiedział zgodnie z prawdą.
Wtedy poczułam się źle, że narzekam na swoją rodzinę, kiedy Justin wyraźnie znajdował się w znacznie trudniejszej sytuacji. Jeśli on tęskni za ojcem, choć jest taki niezależny i twardy, to wyobraźcie sobie, co czuje jego rodzeństwo i Pattie. To smutne.
- Kiedy wraca? - Zapytałam cichym głosem.
- Na Boże Narodzenie - Powiedział po prostu. Więc za około miesiąc.
- To fajnie - Starałam się go pocieszyć.
Postanowiłam nie zadawać więcej pytań, żeby nie poczuł się bombardowany i pochyliłam się, by pocałować go w policzek. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Za co to było?
- Czy muszę mieć jakiś powód, by pocałować mojego chłopaka? - Uniosłam brwi, odwzajemniając jego uśmiech.
Mój chłopak. Prawda, że dobrze to brzmi?
- Nie, chyba nie - I nagle zapomniał o całym napięciu i smutku i chwycił mnie w pasie, bym usiadła okrakiem na jego kolanach.
Potarł nosem o mój, na co zachichotałam, po czym złączył nasze usta. Mokłam poczuć lekki smak tytoniu i pizzy, kiedy tylko jego język znalazł się w moich ustach. Jakkolwiek banalnie to brzmi, nasze pocałunki są inne. To nie to, co całowanie Nate'a, czy jakiegoś innego chłopaka (nie, żebym całowała wielu). Nigdy nie chciałam, byśmy przerywali. Mogłabym całować go cały czas, nigdy mi się to nie znudzi. Jego dłonie masowały delikatnie moje boki, a ja bardziej zatopiłam się w pocałunku. Moje palce wędrowały od jego szczęki, w dół na szyję, do obojczyków, aż po wyrzeźbioną klatkę piersiową. Nagle poczułam, że jest mi zbyt gorąco w moich białym wełnianym swetrze. Justin przesunął dłonie z moich pleców na moje ramiona i kark.
- Jesteś spięta - Wymamrotał w moje usta.
Otworzyłam oczy, by zobaczyć, że na mnie patrz.
- To przez stres związany ze szkołą - Wzruszyłam ramionami, przesuwając usta, na jego wyraźną szczękę i całowałam go delikatnie w dół szyi, czując pod ustami, jak krew pulsuje mu w żyłach.
- Nie powinnaś się uczyć tak dużo - Zaśmiał się lekko, układając dłonie ponownie na moich bokach.
- Jakbyś chciał wiedzieć, to powinnam uczyć się teraz i spójrz, gdzie jestem - Podniosłam głowę, na wysokość jego twarzy czując, że na moich ustach pojawia się uśmieszek.
Justin zachichotał.
- Założę się, że to jest fajniejsze, niż nauka.
- Och jest, uwierz mi - Powiedziałam, przygryzając wargę, a następnie ją puszczając.
- Nie rób tak - Justin jęknął, pozostawiając kolejny pocałunek na moich ustach - Odwróć się - Nakazał.
Zrobiłam to co powiedział i teraz siedziałam plecami do niego. Justin przeniósł wszystkie moje włosy na jeden bok i zaczął masować moje ramiona.
- Hmmm, to jest takie przyjemne - Cichy jęk wydostał się z moich ust, na co się zarumieniłam, ale na szczęście Justin nie mógł tego zobaczyć.
Wciąż czynił cuda swoimi dłońmi, a ja momentami nie mogłam powstrzymać jęków.
- Lubię, jak jęczysz, kochanie - Wyszeptał mi do ucha. Sprośny chłopiec.
Zignorowałam dreszcz, który przebiegł mi po plecach i w milczeniu czekałam, aż skończy.
- Gdzie się tego nauczyłeś? - Przechyliłam głowę, by móc na niego patrzeć.
- Naturalny talent - Puścił mi oczko, na co potrząsnęłam głową.
Słońce już zachodziło, a jego pomarańczowe promienie sprawiały, że tęczówkach Justina było widać zielonkawe plamki. W tej chwili wyglądał tak cudownie, że jedyne co mogłam zrobić, to patrzeć na niego z uwielbieniem. Justin uśmiechnął się i pochylił, by musnąć moje usta, po raz kolejny splatając nasze palce. W tej chwili było wręcz idealnie, chciałam zachować każdą sekundę.


Justin

- Która godzina? - Zapytała Brooklyn, schodząc z moich kolan i ubrała buty.
Spędziliśmy kolejne pół godziny rozmawiając o różnych rzeczach i śmiejąc się, ale teraz prawdopodobnie musiała iść.
- Siódma - Powiedziałem, zerkając na zegarek.
Westchnęła wstając.
- Powinnam już iść - Przeczesała włosy palcami, wypychając dolną wargę do przodu.
- Nie patrz tak na mnie, ja też nie chcę, żebyś szła - Zaśmiałem się, również wstając.
Brooklyn stanęła na malcach, by cmoknąć mnie w policzek. Fakt, że była taka niska sprawiał, że chciało mi się śmiać.
- Czemu się śmiejesz? - Zmarszczyła brwi, zmieszana.
- Jesteś taka niziutka - Poklepałem ją słodko po głowie jakby była dzieckiem, wciąż się śmiejąc.
Posłała mi zabójcze spojrzenie.
- Nie jestem niska, to Ty jesteś wysoki - Próbowała się bronić.
- Oczywiście, kochanie. Jeśli przez to poczujesz się lepiej... - Zachichotałem, denerwując ją.
Zbyt zabawnie jest się z nią droczyć, jakkolwiek wydaje się to złośliwe.
- Ugh, przestań tak mówić - Brooke uderzyła mnie w pierś swoją małą piąstką, zanim spróbowała odejść ze skrzyżowanymi rękami.
Wyciągnąłem ramiona i złapałem ją, choć starała się wyrwać.
- Puść mnie.
- Ej no Brooke, nie gniewaj się. Ja tylko się z Tobą droczę - Przytuliłem się od tyłu do jej szyi.
- Zawsze się ze mną droczysz - Zarzuciła mi, lecz przestała się wyrywać.
- Wiesz, ja robię to w sposób żartobliwy - Mruknąłem w jej skórę.
- Zobaczymy, czy będzie tak zabawnie, kiedy się zemszczę - Uśmiechnęła się złośliwie, uwalniając się z mojego uścisku i otwierając drzwi.
Zaśmiałem się, idąc za nią.
- Och kochanie, już wychodzisz? Nie zostaniesz na kolację? - Moja mama pojawiła się w korytarzu, kiedy Brooke zakładała płaszcz.
- Chciałabym, ale moi rodzice pewnie się zastanawiają, dlaczego nie ma mnie jeszcze w domu - Wytłumaczyła grzecznie.
- Okej, może innym razem - Dlaczego Pattie tak nagle chcę ją zaprosić na kolację?
- Jasne mamo, przyjdzie innym razem - Zainterweniowałem, ratując Brooklyn przed zbytnią ekscytacją mojej mamy, bo przyprowadziłem do domu dziewczynę w innym celu, niż seks.
Pattie posłała nam ogromny uśmiech.
- Wyglądacie razem tak słodko - Zagruchała, na co Brooklyn mocno się zarumieniła, a ja posłałem jej złowrogie spojrzenia.
- Mamo - Szepnąłem bezgłośnie, na co ona tylko wzruszyła ramionami.
- Dziękuję Pattie. Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce - Brooke zrobiła krok do przodu, aby przytulić moją mamę, coś co ona lubi sądząc po jej twarzy i po tym, jak mocno odwzajemniła uścisk.
- Oczywiście, kochanie - Potem spojrzała na mnie - Chyba odwieziesz ją do domu.
- Tak - Skinąłem głową, chcąc po prostu opuścić dom i moją żenującą mamę.
- Nie musisz Justin. Po prostu wezmę taksówkę - Zapewniła Brooklyn, uśmiechając się do mnie lekko.
- O nie, moja droga. To mu wcale nie przeszkadza, prawda Justin? - Powiedziała moja mama, na co Brooke zachichotała.
Przewróciłem potajemnie oczami.
- Zaraz wracam, mamo.
Jak tylko znalazłem możliwość ucieczki, otworzyłem drzwi i wyszedłem z domy z Brooklyn, która wciąż chichotała.
- To nie było śmieszne - Stwierdziłem, kiedy schodziliśmy w dół po schodach.
- Och właśnie, że było. Karma to suka, nie? - Uśmiechnęła się z dumą.
Pokręciłem głową, kiedy byliśmy już na ulicy.
- Na pewno nie chcesz, abym Cię podwiózł? - Zapytałem, otaczając ramionami jej talię i oparłem czoło o jej.
- Tak - Przeciągnęła "a", zanim pocałowaliśmy się słodko.
- W porządku, ale napisz do mnie, jak wrócisz do domu - Byłem trochę zdziwiony, że tak bardzo się o nią troszczę, że aż muszę wiedzieć, czy dotarła bezpiecznie do domu.
Co ta dziewczyna z Tobą robi, Justin?
Jej oczy błyszczały, jakby to dla niej naprawdę dużo znaczyło.
- Napiszę - Stanęła na palcach, by ponownie musnąć moje usta, zanim ruszyła do żółtej taksówki, która już na nią czekała.
- Co tu robisz tak wcześnie? - Skarciła mnie mama, jak tylko przekroczyłem próg.
Ułożyła ręce na biodrach i miała na sobie fartuch, prawdopodobnie przygotowywała kolację.
- Uparła się na taksówkę - Wzruszyłem ramionami - Ale powiedziałem jej, żeby do mnie napisała, jak wróci do domu - Dodałem wiedząc, że to jej się spodoba.
Spoglądała na mnie, oparta o framugę, w jej niebieskich oczach połyskiwała duma.
- Co? - Zapytałem, dziwiąc się.
- Ty ją naprawdę lubisz, prawda?
- Mamoooo - Jęknąłem, chowając twarz w dłoniach.
- Justiiiiin - Naśladowała mnie - To nie jest nic złego, wręcz przeciwnie.
Milczałem, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Ona wydaje się świetną dziewczyną. W końcu musiała przełamać te Twoje grube mury - Puknęła w moją pierś w miejscu, gdzie znajduje się serce.
- Mówisz tak, jakbym miał serce z kamienia, czy coś - Zaśmiałem się udając, że jestem obrażony
- Jesteś taki jak Twój ojciec - Westchnęła smutno. Och świetnie, temat mojego taty dwa razy w tego samego dnia - Wszystko, czego potrzebujesz to dobra dziewczyna, która pokaże Ci właściwą drogę w życiu.
Moja mama zawsze mówi tak filozoficznie, jeśli jeszcze nie zauważyliście.
- Ona jest inna, tak sądzę. Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny, która byłaby warta mojego czasu - Przyznałem w końcu, na co ona się rozpromieniła.
- Więc nie pozwól jej odejść - Powiedziała dobrodusznie.
Nagle drzwi otworzyły się, przez co odwróciliśmy w ich kierunku, przerywając nasz moment matka-syn.
- Jestem w domu - Krzyknęła Jazmyn.
- W samą porę - Skarciła ją mama, na nowo zakładając ręce na biodra.
Jazzy zignorowała ją i wciągnęła powietrze.
- Czekajcie, była tu jakaś dziewczyna. Czuję drogie perfumy.
Przewróciłem oczami. Poważnie?! A Ty co, pies?
- Justin przyprowadził swoją dziewczynę - Powiedziała radośnie moja mama.
Świetnie, teraz będę musiał znosić nie jedną, ale dwie kobiety rozprawiające o tym, jak bardzo staję się miękki.
- Bieber ma dziewczynę? - Oczy Jazmyn prawie wyszły z orbit z zaskoczenia - Dlaczego nigdy mnie tu nie ma, kiedy dzieje się coś ciekawego? - Wyrzuciła ręce w powietrze z irytacją.
Pattie roześmiała się i potrząsnęła głową, nie chcąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
- Zaraz, czy to nie ta bogata blondynka? - Jazmyn podniosła dłoń do ust, gdy zdała sobie sprawę, że tak właśnie było.
- Nie mów tak o dziewczynie swojego brata - Powiedziała mama, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Mówiąc o zażenowaniu.
- Wciąż musi przejść mój test, Bieber - Jazmyn wskazała na mnie ostrzegawczo palcem, zanim odeszła do swojego pokoju.
Brooklyn nie wie, w co się wpakowała zgadzając się być moją dziewczyną.


Brooklyn

Wyciągnęłam klucze, próbując znaleźć ten, do drzwi frontowych. Nie mogąc pozbyć się głupiego uśmiechu z twarzy, przestałam próbować. Może zniknie, kiedy zaczną boleć mnie mięśnie twarzy. Taksówkarz pewnie myślał, że jestem jakimś dziwakiem, ale kogo to obchodzi? Kiedy w końcu udało mi się otworzyć drzwi, powitał mnie zapach lasagni i - och nie - moja mama, patrząca na mnie oskarżycielsko.
- Gdzie byłaś? - Jej głos był srogi, jak zawsze.
Ale byłam w zbyt radosnym nastroju, by mogła go zepsuć.
- W bibliotece - Odpowiedziałam od niechcenia. Zdjęłam płaszcz i buty, zostawiając je w przedpokoju.
- Uczyć się? - Spytała podejrzliwie.
- Co jeszcze można robić w bibliotece, mamo? - Posłałam jej swój najlepszy niewinny uśmiech.
- Okej - Wyraźnie się zrelaksowała i uśmiechnęła się - Tak tam dzisiejszy sprawdzian?
- Dobrze - Wzruszyłam ramionami.
To typowa odpowiedź, którą zwykle daję rodzicom, więc kiedy będą wyniki, nie będą zaskoczeni ani w doby, ani w zły sposób.
- Świetnie. Kolacja jest gotowa i choć raz, Twój ojciec jest w domu - Powiedziała, naprawdę szczęśliwa. Uśmiechnęłam się.
- W porządku. Pójdę umyć ręce - Pocałowałam jej policzek i pobiegłam do łazienki, w międzyczasie sprawdzając swój telefon. Wysłałam Justinowi szybkiego smsa i zobaczyłam, że mam jedną wiadomość od Kelsey, ale postanowiłam odczytać ją później.

Jestem w domu cała i zdrowa. Dziękuję za dzisiaj, świetnie się bawiłam :) x

Nie co się wahałam, czy dodać buziaka na końcu, ale pomyślałam, że nic się nie stanie, jak go tam umieszczę. Bo co gorszego może się stać? To, że on go nie odeśle? Obserwując swoje odbicie w lustrze dostrzegłam lekki rumieniec na policzkach od wszystkich dzisiejszych emocji. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Wypłukałam ręce, po umyci ich w mydle jabłkowym, które moja mama tak uwielbiała i przyłożyłam je do twarzy, próbując się ochłodzić.

Spójrzcie, kto ma chłopaka.

Czułam się głupio, mówiąc do siebie, ale machnęłam lekceważąco ręką do lustra. W tej chwili zachowywałam się, jak głupia nastolatka.

Czyż on nie jest najgorętszym, najseksowniejszym i najbardziej niegrzecznym chłopakiem na świecie, Brooklyn? Szczęściara!

Mój uśmiech sięgał niemal oczu - dosłownie - dopóki nie wróciłam do rzeczywistości. "Dobra, wystarczy" - powiedziałem do siebie, potrząsając głową na swoje zachowanie. Związałam swoje splątane włosy w kucyk i weszłam do jadalni, gdzie wszyscy siedzieli już przy stole. Przytuliłam lekko tatę i usiadłam między Tommym a Blakiem, jak zwykle.
- Brooke, wyglądasz na zdenerwowaną. Wszystko w porządku? - Zapytał tata, zmartwiony luzując swój krawat.
- Wszystko w porządku - Wzruszyłam ramionami i posłałam mu lekki uśmiech. Och tato, nie powiem Ci przecież, że zachowuję się tak głupio i roztrzepanie przez chłopaka.
Obaj moi bracia wymienili zadowolone spojrzenie i roześmiali się świadomie. Moi rodzice byli zbyt zajęci, dzieląc lasagnę na talerze, by zauważyć, jak posłałam braciom spojrzenie "Powiedzcie coś, a Was zabiję". Zamknęli się natychmiast i zabrali się za jedzenie, ale nadal starali się stłumić śmiech.
- To jest pyszne, mamo - Jęknęłam z uznaniem, ocierając usta z czerwoną serwetką.
Nie byłam zbyt głodna, bo jadłam pizzę, ale lasagna mojej mamy była najlepsza. Wszyscy zgodzili się ze mną i jedliśmy w milczeniu.
- Brooklyn - Mama przerwała ciszę - Maria powiedziała mi, że kiedy sprzątała Twój pokój, widziała plamy krwi na dywanie.
Prawie zakrztusiłam się jedzeniem i niemożliwe było nie kaszlnąć, ale wypiłam łyk wody i spojrzałam na nią, jakby wszystko było w porządku. No dalej, już się przyzwyczaiłaś do kłamania.
- Krew? To musiał być czerwony lakier do paznokci - Wzruszyłam ramionami, zakładając kosmyk włosów za ucho. Nie, żeby mój chłopak któregoś dnia wszedł przez okno cały zakrwawiony. Pff.
- Powiedziała, że to wyglądało jak krew - Nalegała moja mama. María, ty nigdy nie mówisz po angielsku, dlatego teraz musiałaś zacząć to robić?
Spojrzałam na nią z niewinnym wyrazem twarzy.
- Nie przypominam sobie, abym się przecięła - Urwałam - Może kartką papieru, czy coś - Wzruszyłam ramionami po raz kolejny.
Moja mama pokiwała głową, chyba mi wierząc i jedliśmy dalej. Mój umysł odtwarzał poprzednie wydarzenia, jak mały film i musiałam uważać, by nie zachichotać przed całą rodziną, jak jakaś małolata. Po chwili mój tata odchrząknął, odkładając swój nóż i widelec obok talerza.
- Muszę coś ogłosić - Nasze głosy zwróciły się w jego stronę, w oczekiwaniu - Dostałem awans, zajmując stanowisko pana Stevensona, który przeszedł na emeryturę - Uśmiechnął się.
- To wspaniale, Charlie - Moja mam zawołała równie podekscytowana, jak on i ścisnęła jego dłoń, po czym musnęła go w usta.
Niezbyt fajnie jest widzieć całujących się rodziców, ale z jakiegoś powodu uważałam, że to słodkie. Oboje bardzo się kochają i chcą spędzić ze sobą resztę życia, a nawet po dwudziestu czterech latach małżeństwa nie są sobą znudzeni. Chciałbym pewnego dnia mieć taki związek...Może z Justinem? Pokręciłem głową, aby pozbyć się tej myśli. Brooke, nie jesteście nawet zakochani. Tak, masz rację głosie w mojej głowie lub czymkolwiek jesteś.
- Będzie małe przyjęcie z okazji wszystkich nowych awansów w czwartek wieczorem - Kontynuował - I wszyscy możecie oczywiście przyjść.
- Idealnie - Ucieszyła się mama i stuknęli się kieliszkami w toaście.
Po kolacji wzięłam prysznic, ubierając się w piżamę i rzuciłam się na łóżko. Nie zdawałam sobie sprawy, jaka byłam zmęczona, dopóki nie opadłam na miękką kołdrę. Wyciągając ramię, wzięłam swój telefon, by odpisać Kelsey, bo inaczej by mnie zabiła.

ZADZWOŃ. DO. MNIE. TERAZ.

Dobra, to było trochę trudne, bo minęło dwie godziny, odkąd to wysłała. Postanowiłam ją potrzymać w niepewności.

Jutro wszystko Ci opowiem. Jestem zbyt podekscytowana by w ogóle mówić. Asxckldfgaikdxsl.

Roześmiałam się, wyobrażając sobie jej reakcję i jak będzie przeklinać na mnie pod nosem.

Jesteś suką. Zadzwonię do Tysona i spytam, czy Justin powiedział mu wszystko. HA.

Zaśmiałam się. Och, jak ja kocham moją najlepszą przyjaciółkę. Wtedy właśnie zauważyłam inną wiadomość. Otworzyłam ją i zobaczyłam, że jest od Justina i natychmiast w moim brzuchu pojawiły się motylki. Co ten chłopak ze mną robi?

To dobrze. Ja też się świetnie bawiłem, kochanie;) Śpij dobrze i śnij o mnie. x

Stłumiłam poduszką swój pisk. Mrugający uśmieszek i buziak w jednym smsie? Panie pomóż mi, zaraz zemdleję. Duży uśmiech wrócił na moją twarz, moje nogi trzęsły się z podekscytowania i napisałam nową wiadomość.

Tylko o Tobie, kochanie;) x

B.R.O.N.X | Wszystkie RozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz