Just friends

34.2K 1.2K 64
                                    

Brooklyn

Justin prychnął, przeczesując dłonią swoje idealne ciemnoblond włosy.
- Jesteś kiepskim kłamcą.
Oczywiście, że jestem. To znaczy, jesteś cholernie seksowny, ale nie chcę już podsycać Twojego ego, więc się do tego nie przyznam.
- Nie kłamałam w swoim życiu zbyt często, dopóki nie spotkałam Ciebie - Wypowiedziałam na głos swoje myśli.
- A dlaczego? - Zapytał zaciekawiony, kiedy wyszliśmy po schodach na ulicę. Brakowało mi naturalnego światła w tej dziurze.
- No cóż, zobaczmy - Udawałam, że ciężko myślę i zaczęłam liczyć na palcach - Okłamałam moich rodziców, kiedy powiedziałam, że nigdy już nie pojadę na Bronx, okłamałam mojego brata, kiedy mu obiecałam, że już nigdy nie będę z Tobą rozmawiać, okłamałam mojego chłopaka, kiedy powiedziałam mu, że jesteś moim kuzynem, skłamałam też, kiedy powiedziałam moim rodzicom, że spotkałam dawną znajomą - Urwałam, myśląc o możliwych kłamstwach, które wymyśliłam w ciągu ostatnich kilku tygodni - No i okłamałam dziś mamę mówiąc jej, że spotykam się z jakimiś dziewczynami, które nawet nie istnieją - Skończyłam i spojrzałam na Justina, jakbym chciałam powiedzieć "widzisz?".
- Wow - Justin otworzył usta, teatralnie przeciągając "o" - Ale z Ciebie buntowniczka. Dziwie się, że jeszcze Cię nie wyrzucili. Jacy rodzice pozwalają, by ich córka była taka nieposłuszna? - Pokręcił głową, starając się wyglądać całkowicie poważnie.
No i znowu sobie ze mnie kpi. Posłałam mu spojrzenie i ruszyłam szybciej, gdziekolwiek szliśmy.
- Hmm Brooklyn, masz w ogóle pojęcie, gdzie idziesz? - Usłyszałam jego głos kilka metrów za sobą, przez co zatrzymałam się i przewróciłam oczami.
Powoli się odwróciłam.
- Oczywiście, że nie - Warknęłam - Ale skoro znowu ze mnie kpisz, choć obiecałeś, że już nie będziesz - Zrobiłam nacisk na tę część zdania - Nie chcę już spędzać z Tobą czasu - Zrobiłam smutną minkę, którą robiłam, kiedy rodzice nie chcieli mi kupić nowej lalki i ponownie się odwróciłam.
Nie zrobiłam nawet dwóch kroków, kiedy Justin stanął naprzeciwko mnie, utrudniając mi ruchy. Chciałam go wyminąć, ale kiedy przesunęłam się w lewo, on zrobił to samo i kiedy przesunęłam się w prawo, on również zrobił krok w prawo. Westchnęłam z irytacją i chciałam zawrócić i iść w innym kierunku - gdziekolwiek by mnie zaprowadził - kiedy para silnych rąk spoczęła na moich ramionach. Próbowałam je strącić, ale nie ruszył ich nawet o cal.
- Daj spokój, przestań się złościć, Brooke - Westchnął Justin - Przepraszam, że złamałem obietnicę - Przewrócił oczami - Ale po prostu zabawnie jest z Ciebie żartować, zawsze się na to nabierasz - Mały uśmieszek pojawił się na jego twarzy, kończąc się dziwnym chichotem.
Moja głowa była przechylona w bok, a oczy przymrużone, by pokazać mu, że dla mnie to nie jest zabawne. Wtedy spoważniał.
Powaga zniknęła, kiedy usłyszeliśmy burczenie.
- Ktoś jest głodny - Zachichotał Justin.
Przyłożyłam ręce do do brzucha i zaburczało ponownie. Dlaczego takie żenujące sytuacje zdarzają się tylko mnie?
- Po prostu kup mi coś do jedzenia - Powiedziałam, poddając się mojej furii.
Nie wiem, czemu Justin w ogóle chce spędzać ze mną czas, bo szczerze mówiąc zawsze zachowuję się jak głupie dziecko. Muszę to zmienić. Justin uśmiechnął się przelotnie wiedząc, że po raz kolejny wygrał naszą małą kłótnię.
- Chodźmy - Zarzucił rękę na moje ramiona i nie mogłam nic poradzić na to, że czułam się niezręcznie.
Nie chodzę z każdych chłopakiem w ten sposób, ale wydawało się, że dla Justina to nic wielkiego, więc odpuściłam. To było całkiem wygodne.
- Lubisz koktajle mleczne? - Zapytał nagle, patrząc na mnie.
Skinęłam głową.
- A kto nie lubi?
Wkrótce stanęliśmy przed czymś co chyba było kawiarnią lub restauracją. Ulica była ładniejsza od pozostałych w tej dzielnicy i była też większa. Obok kawiarni - która wyglądała, jak jedna z tych filmowych jadłodajni z lat pięćdziesiątych - był salon fryzjerski, a w środku pracownicy tańczyli podczas obcinania włosów klientów. To na pewno nie jest coś, co można zobaczyć na Manhattanie. Nad drzwiami kawiarni/restauracji/cokolwiek to jest, znajdował się różowy neonowy napis "Betty". Jedno "t" nie świeciło, a "y" migało, jak w tych motelach w filmach. Właściwie cała okolica była, jak z filmu.
Zanim mogłam dostrzec coś innego, Justin pchnął otwarte drzwi i pociągnął mnie do środka. Tylko kilka stolików było zajętych i jedyna kelnerka spoglądała znudzona na swoje paznokcie, stojąc za ladą. Justin podszedł do stolika w pobliżu okna, nawet nie czekając, aż dziewczyna wskaże nam jakiś. Usiedliśmy na jasnoniebieskich pikowanych miejscach naprzeciwko siebie i od razu dziewczyna, która stała za ladą podeszła do naszego stolika.
- Cześć Justin, widzę, że masz nową dziewczynę - Teraz kiedy spojrzałam na nią uważnie zauważyłam, że ma nie więcej, niż trzydzieści lat.
Miała prawie czarne, kręcone włosy, które otaczały jej twarz, jak afro. Jej duże ciemnobrązowe oczy były nieumalowane, ale wcale go tego nie potrzebowała, była naturalnie piękna. Miała na sobie różowy fartuch na dżinsowych szortach i zwykły biały T-shirt.
- To tylko przyjaciółka, Betty - Odpowiedział Justin szybko, na co ona zachichotała, jakby mu nie uwierzyła.
- Jasne. Wszyscy tak mówią - Powiedziała w ogóle nieprzekonana i posłała mi miły uśmiech, który odwzajemniłam.
- Mam już chłopaka - Dodałam, nie chcąc by ludzie błędnie myśleli, że jestem z Justinem. I tak nie sądzę, że jestem w jego typie.
- Och - Powiedziała, ale i tak się uśmiechnęła - Cóż, co Wam podać? - Spojrzała ponownie na Justina, a ja złapałam go na tym, jak wykonywał dziwne gesty i wymówił bezgłośne "nie" w jej stronę, ale zlekceważyłam to.
- Wezmę waniliowego shake'a - Powiedział Justin, patrząc na mnie wyczekująco, ale Betty mnie uprzedziła.
- Tak, jak zawsze. Pamiętam, jak Justin biegał tu z shakiem waniliowym, kiedy był jeszcze dzieckiem. Był taki uroczy - Westchnęła - Gdzie się podziały te czasy, Justin?
Justin przewrócił figlarnie oczami.
- Zamknij się Betty - Wymamrotał zakłopotany, ale wyraźnie nie był obrażony.
Możesz mówić temu chłopakowi, że jest brzydki tyle razy, ile chcesz, ale on nadal myśli, że jest najseksowniejszym facetem w mieście.
- Założę się, że byłeś słodziakiem, kiedy byłeś mały - Zagruchałam babcinym głosem, jakbym rozmawiała z dzieckiem i wyobraziłam sobie małego Justina, biegającego wszędzie. Betty roześmiała się.
- Mówię Ci, był. Nie wiem, co się stało - Pokręciła głową z udawanym smutkiem.
Po prostu Matka Natura uczyniła cuda i zamieniła słodziaka w przystojniaka. Boże, naprawdę muszę z tym skończyć. Kiedy przestałyśmy w końcu chichotać, zamówiłam czekoladowego shake'a i Betty powiedziała, że zaraz wróci z naszym zamówieniem.
- I co, fajnie jest, jak ludzie sobie z Ciebie kpią? - Zadrwiłam, zarabiając od niego wymowne spojrzenie.
- Nie przeszkadza mi to, bo wiem, że obie chcecie mojego fiuta - Dodał szybko, jego zarozumiałość wróciła.
- Fuj Justin, jesteś obrzydliwy - Skrzywiłam się i udałam odruch wymiotny.
On tylko się zaśmiał.
- Więc Jake jest już oficjalnie Twoim chłopakiem? - Zapytał od niechcenia, ale wiedziałam, że pod tym "Po prostu staram się nawiązać jakąś rozmowę" kryła się prawdziwa ciekawość.
- Nazywa się Nate - Poprawiłam go - A jeśli pytasz, czy oficjalnie mnie o to zapytał, to odpowiedź brzmi nie - Warknęłam.
Nie chciałam na niego warknąć, bo to nie jego wina, ale on pytał i tak.
- Kogo obchodzi, jak ma na imię? Nadal jest kutasem - Parsknął, rozwalony na fotelu.
- Nie jest - Broniłam go, zdejmując bluzę, bo tu było cieplej.
Koszulka, którą ubrałam odsłaniała dekolt, ale nie za bardzo. Mimo to zauważyłam, że Justin patrzył na moje cycki.
- Moja twarz jest tutaj - Pstryknęłam palcami, aby przykuć jego uwagę i wskazałam na swoją twarz.
Spojrzał w górę, jak tylko usłyszał mój głos i odchrząknął.
- Więc jak tam Twoja randka wczoraj?
- Nawet mi nie przypominaj - Uniosłam rękę, by go powstrzymać przed drążeniem tematu.
- Co za pedał bierze dziewczynę do teatru? Co to jest? Lata osiemdziesiąte? - Rzucił Justin i zaczął się śmiać z własnego żartu.
Zdenerwował mnie fakt, że musiałam powstrzymać śmiech. On obrażał chłopaka, z którym się spotykałam i śmiał się z niego, a ja nie zrobiłam nic w jego obronie.
- Byliśmy na lepszych randkach.
- Naprawdę? Jaka była najzabawniejsza rzecz, jaką zrobiliście razem? - Zapytał Justin, opierając łokcie na stole, jednocześnie zainteresowany i gotowy wybuchnąć śmiechem, cokolwiek zamierzałabym powiedzieć.
- No cóż... My... My byliśmy... - Starałam się szybko pomyśleć o czymś - Byliśmy w kinie i na imprezach - Justin przerwał mi, zanim mogłam powiedzieć coś więcej- o ile byłoby coś, co mogłabym jeszcze powiedzieć.
- Imprezy z Mozartem w tle - Poprawił mnie z mądrym wyrazem twarzy.
Przewróciłam oczami. On nigdy nie przestanie żartować, prawda?
- Powinnaś uważać się za szczęściarę, że rozjaśniam Twój weekend.
Szczęka mi opadła.
- Masz zarozumiałość codziennie rano na śniadanie, czy po prostu taki się urodziłeś?
- Mówiłem Ci, że to część mojego naturalnego uroku - Postawił kołnierz swojej dżinsowej kurtki.
- O Boże - Westchnęłam, chowając twarz w dłoniach - Czemu myślisz, że mi się to podoba? - Zapytałam z zaciekawionym spojrzeniem i oparłam łokcie na stole, jak Justin zrobił chwilę wcześniej.
- Wasze zamówienie - Przerwał nam kobiecy głos i podniosłam głowę, by zobaczyć jak Betty kładzie na stole dwa ogromne kubki, każdy ozdobiony słomką - Smacznego - Powiedziała i odeszła zaraz potem, jak jej podziękowaliśmy.
Chwyciłam shake'a i zaczęłam pić. Kiedy zimny, słodki napój wypełnił moje usta, jęknęłam.
- To najlepszy shake, jaki kiedykolwiek próbowałam - Przyznałam, na co Justin się zaśmiał.
- Mówiłem Ci, że będzie lepiej, niż w McDonalds - Zauważył, pociągając ze swojej niebieskiej słomki - Daj mi spróbować, nigdy nie piłem czekoladowego.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, złapał mój kubek i ignorując słomkę, wypił z niego duży łyk. Oddał mi go, ocierając usta. Zbadałam zawartość swojego kubka, by zobaczyć, że Justin wypił mi połowę. Rozdziawiłam usta, sięgając po jego kubek i zrobiłam to samo, wzięłam duży łyk, a następnie oddałam mu kubek.
- Hmm, wolę mój - Stwierdziłam w końcu.
- Masz wąsy - Powiedział Justin, chichocząc, jakby miał pięć lat.
Oblizałam moją górną wargę w zwolnionym tempie starając się wyglądać naprawdę seksownie a po zmianie wyrazu twarzy Justina mogę powiedzieć, że osiągnęłam swój cel. Uśmiechając się łobuzersko patrzyłam, jak on oblizał swoje usta, ale mój uśmiech zniknął, kiedy zauważyłam, że to też było seksowne. Nie, nie Brooklyn co ten chłopak z tobą robi? Cokolwiek to jest, nie jest dobre więc odpuść sobie flirt.
- Więc, ja powiedziałam Ci o Nacie, ale Ty nie powiedziałeś mi o... Jak jej było na imię? - Zapytałam, starając się uzyskać pewne informacje.
To jest część mnie lubiąca plotki.
- Masz na myśli Alejandrę? - Zapytał Justin, jakby nie był zainteresowany tematem.
Skinęłam głową.
- Nie jesteśmy oficjalnie razem. Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy - Wzruszył ramionami.
Wzdrygnęłam się, słysząc jego ostre słowa.
- Ale słyszałam, że ona jest w Tobie zakochana... - Urwałam, chcąc by rozwinął temat.
- Nie wiem, ale ja nie jestem w niej zakochany - Ponownie wzruszył ramionami, biorąc łyk napoju.
- Więc nie powinieneś bawić się jej uczuciami. Jeśli wszystko, czego chcesz to dobry seks, to możesz po prostu pójść do klubu i znaleźć sobie dziwkę - Nie to, że bardzo lubię Alejandrę, ale wiem jak to jest, kiedy chłopak się tobą bawi (mniej lub bardziej) i myślę, że faceci powinni szanować kobiety. Proste.
- Chwileczkę. Czy ja właśnie usłyszałem, jak przeklinasz? - Justin rozdziawił usta, jakby nie był w stanie w to uwierzyć.
Wzruszyłam ramionami.
- Słuchaj, Alejandra wie co jest między nami i ma świadomość, że ja nic do niej nie czuję, a wciąż do mnie przychodzi - Wyjaśnił - Dlaczego w ogóle Cię to obchodzi? Wy dwie nie wyglądałyście ostatnio, jakbyście się lubiły.
- Nie obchodzi mnie to - Parsknęłam - Tylko pytam. Szczerze mówiąc nie wiem, co jest takiego zabawnego w "związku" opartym na seksie - Zrobiłam w powietrzu cudzysłów przy słowie "związek".
- Mówisz tak, bo jesteś dziewicą - Spojrzał na mnie porozumiewawczo.
- Dlaczego zakładasz, że jestem dziewicą? Co to w ogóle ma do rzeczy? - Osunęłam się na fotelu ze skrzyżowanymi rękami, zaczynając czuć lekką irytację.
- Po prostu to wiem. Jeśli nigdy nie uprawiałaś seksu, widzisz to jako kochanie się i myślisz, że trzeba to zrobić tylko z odpowiednią osobą, ale potem się okazuje, że ludzie nawet nie są tego warci - Z jakiegoś powodu słowa te wyszły z jego ust z goryczą.
- Wydajesz się wiedzieć dużo na ten temat - Powiedziałam nieśmiało, biorąc kolejny łyk mojego napoju.
- Powiedzmy, że już nie wierzę w miłość - Zadrwił Justin.
To wzmogło moje zainteresowanie.
- Już?
On tylko skinął głową.
- Byłeś kiedykolwiek zakochany? - Zapytałam, bawiąc się słomką, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Nie - Powiedział sucho - Ale widziałem wiele osób ze złamanym sercem przez kogoś, kogo kochali - Kontynuował - Moje motto to: nie zakochuj się, to nie zostaniesz skrzywdzony.
- Ale wtedy przegapisz wszystkie dobre strony miłości - Nie zgodziłam się, patrząc na niego.
Ale on nie patrzył na mnie, jego oczy były utkwione w czymś za mną, lecz jego spojrzenie było puste, jakby nie dostrzegał niczego.
- A Ty? - Zapytał nagle, przenosząc swoje brązowe tęczówki na mnie,
- Co ja?
- Byłaś zakochana?
- Nie sądzę - Powiedziałam niepewnie po kilku sekundach myślenia - To znaczy wcześniej lubiłam chłopców, ale nigdy nie czułam motylków, gdy ktoś trzymał mnie za rękę, nigdy nie czułam potrzeby przebywania z tą osobą dwadzieścia cztery godziny na dobę, nigdy nie miałam nikogo, za kogo byłabym w stanie oddać życie... - Urwałam, wymieniając wszystkie rzeczy, które widuje się w filmach.
- Jesteś strasznie ckliwa. Jeśli myślisz, że te uczucia są prawdziwe, to jesteś w wielkim błędzie. Oni po prostu wciskają te bzdury do babskich filmów, aby były bardziej interesujące - Zakpił, kończąc shake'a z tym okropnym odgłosem zasysania, kiedy w kubku nie ma już prawie napoju.
- Wierzę, że któregoś dnia właśnie tak się poczuję i założę się, że Ty również. Po prostu musisz znaleźć właściwą dziewczynę - Uśmiechnęłam się rozmarzona.
Nawet ja sama zaczynałam się obawiać mojej ckliwości.
- Myślisz, że Nate jest tym właściwym chłopakiem? - Zapytał Justin z tajemniczym wyrazem ukrytym w jego karmelowych tęczówkach.
To pytanie zbiło mnie z tropu.
- N-nie wiem - Zająknęłam się.
Z jego idealnych ust w kształcie serca wydobył się lekki chichot.
- Dlaczego więc z nim jesteś? Czy to nie jest strata czasu na to, aby znaleźć swojego księcia z bajki?
- Dla twojej wiadomości, byłam zakochana w Nacie przez ostatnie trzy lata - Odparłam, zakładając z powrotem swoją bluzę, po czym zdmuchnęłam włosy z twarzy.
- Więc nie powinnaś być w nim teraz szaleńczo zakochana? - Powiedział, jego usta wykrzywiły się w ten łobuzerski uśmiech, którego zaczynałam nienawidzić.
Mimo, że mnie wkurzał, nie mogłam przestać się zastanawiać, czy nie miał racji. Pierwszego dnia, kiedy Nate zaprosił mnie na randkę byłam w siódmym niebie, ale w ciągu ostatnich dni, nie byłam nawet podekscytowana naszymi randkami. Boję się przyznać, że Justin może mieć z tym coś wspólnego.
- Moje życie miłosne to nie Twoja sprawa, Bieber - Rzuciłam defensywnie.
- Wrzuć na luz, byłem po prostu ciekawy - Powiedział niewinnie, na co się skrzywiłam.
Ta, ciekawy. Po prostu chciał, bym powiedziała, że nie bardzo lubię Nate'a. Szkoda, bo go lubię. Dokończyłam shake'a, wciąż patrząc na niego złowrogo.


Justin

Zaśmiałem się z obrażonej twarzy Brooklyn, kiedy kończyła swojego shake'a. Wiem, że już kocha to miejsce. Wstałem, by iść zapłacić, a ona spojrzała na mnie zmieszana.
- Wyrzucasz mnie, czy co? - Zapytała na trochę zła i jednocześnie zmartwiona.
- Nie, zamierzam zapłacić za napoje - Wyjaśniłem.
- Jesteś pewny, że to nie jest dla Ciebie problem? To znaczy, ja mogę... - Przerwałem jej.
- Brooklyn, może nie mam forsy, jak lodu, ale stać mnie na dwa koktajle - Zaśmiałem się, co sprawiło, że się rozluźniła i szepnęła "w porządku".
Podszedłem do lady i zobaczyłem Betty, piszącą smsy.
- Nowy chłopak? - Poruszyłem zabawnie brwiami.
- Nie każdy ma takie szczęście, jak Ty w poszukiwaniu nowych zdobyczy - Wskazała brodą na Brooklyn, która z roztargnieniem zakręciła kosmyk swoich blond włosów wokół palca.
- Mówię poważnie, to tylko przyjaciółka, Betty. Nie widzisz, że wyraźnie do siebie nie pasujemy? - Wskazałem palcem na siebie i na Brooke.
- No cóż, wydaje się być z trochę wyższych sfer, ale to nic, z czym Bieber by sobie nie poradził - Mrugnęła do mnie żartobliwie.
- Po prostu powiedz, ile jestem Ci winien - Zaśmiałem się kręcąc głową i wyciągając portfel.
- Gdybyście byli uroczą parką, byłoby na koszt firmy, ale skoro jesteście "tylko przyjaciółmi" - Zrobiła w powietrzu cudzysłów i przewróciła oczami - Sześć dolarów - Uśmiechnęła się.
- Bądź pewna, że następnym razem skłamię - Wymamrotałem, grzebiąc w portfelu.
Miałem tylko banknot dziesięciodolarowy i kilka monet. Podałem banknot Betty, która wciąż się uśmiechała, a ona wydała mi resztę.
- Mam nadzieję, że zobaczę wkrótce Ciebie i Twoją przyjaciółkę - Przytuliła mnie lekko, co odwzajemniłem i wróciłem to Brooklyn.
- Teraz możemy iść - Poinformowałem ją, po czym wstała i poprowadziłem ją do wyjścia, moja dłoń znalazła się na jej krzyżu.
Nagły podmuch wiatru rozwiał jej włosy we wszystkich kierunkach, jak tylko wyszliśmy na ulicę. Jęknęła i poprawiła włosy. Kolejny podmuch wiatru przyprawił ją o dreszcze.
- Zimno Ci? - Zapytałem, kiedy potarła ramiona
- Nie, jest okej - Uśmiechnęła się lekko.
- Jeśli mi pozwolisz, to Cię ogrzeję - Zaproponowałem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Jesteś, jak każdy facet.
Zdjąłem kurtkę i położyłem jej na ramionach.
- Nie, Justin będzie Ci zimno - Oddała mi ją z powrotem.
- Nie jest mi zimno, widzisz? - Wskazałem na swoje ramię, by go dotknęła.
Niepewnie dotknęła mojego bicepsa.
- Tak, ćwiczę - Powiedziałem spokojnie.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz od razu je zamknęła.
- Czemu tak na mnie patrzysz? Wiem, że teraz myślisz "Cholera, jego ramiona są takie gorące i umięśnione" - Udałem piskliwy kobiecy głos i szturchnąłem ją palcem w bok.
- Ja tak nie mówię - Jęknęła - Pomyślałam tylko, że jesteś, jak ludzki piec. Nic więcej - Wyjaśniła, próbując ukryć mały rumieniec.
- Dobra, cokolwiek powiesz, Księżniczko - Uśmiechnąłem się łobuzersko.
Cóż mogę powiedzieć? Uwielbiam to, że tak działam na ta laskę.
- Nie nazywaj mnie tak - Syknęła, odwracając się i ruszając przed siebie.
Po cichu zakradłem się za nią i ponownie włożyłem swoją kurtkę na jej ramiona, szepcząc jej do ucha.
- Wiesz, że to kochasz - Poczułem, jak przeszedł ją dreszcz.
- Przestań to robić - Syknęła patrząc na mnie, jakbym popełnił przestępstwo.
- Co? Sprawiać, że drżysz? - Zapytałem rozbawiony, idąc teraz obok niej.
- Fuj, Justin zostaw mnie - Rzuciła zirytowana, na co zachichotałem.
Między nami nastała cisza, która po chwili została przerwana klaksonem samochodu.
- Hej, Bieber masz nową dziwkę? - Drażniący głos Tylera dobiegł z miejsca kierowcy.
- Słucham? - Zawołała Brooklyn z niedowierzaniem, z rękami na biodrach.
Stanąłem przed nią opiekuńczo.
- Odpierdol się, Hudson - Prychnąłem.
Brooklyn wyjrzała znad mojego ramienia i wydała z siebie okrzyk, widząc Tylera.
- Nie wierzę! To Ty, Blondie? - Zapytał, a w jego ciemnych oczach zamigotało rozbawienie.
Milczała, ale poczułem, jak ściska moją koszulkę z tyłu, jakby się bała.
- Po prostu idź wkurzać kogoś innego, Hudson - Powiedziałem, bo nie byłem w nastoju na jego bzdury.
- Do zobaczenia wkrótce, Bieber - Posłał mi spojrzenie - I Ty też, laleczko - Puścił oczko do Brooklyn, na co ona zadrżała.
Samochód zniknął tak szybko, jak się pojawił i znów zostaliśmy na sami na ulicy.
- Skąd go znasz? - Nakłoniłem ją, by powiedziała mi wszystko.
- Pamiętasz, jak Ci kiedyś powiedziałam, że zostałam zgwałcona? - Zapytała, odnosząc się do wiadomości, którą mi wysłała. Skinąłem głową, aby kontynuowała - Więc byłam w swoim samochodzie, kiedy chłopak poszedł do mojego okna i zaczął w nie pukać i mówić do mnie - Zacisnąłem pięści w oczekiwaniu - To był On - Ostatnią część powiedziała szeptem.
- Ten mały fiut - Mruknąłem zaciskając i rozluźniając pięści.
- A Ty skąd go znasz? - Zapytała nieśmiało
- Tak jakby jesteśmy wrogami. Długa historia - Machnąłem dłonią lekceważąco chodząc w kółko, by się uspokoić.
Nie drążyła tematu.
- Powinnam się martwić? - Po tonie jej głosu mogłem stwierdzić, że już była zmartwiona.
- Nie. On się do Ciebie nie zbliży, jeśli wie, co dla niego dobre.
Przełknęła głośno ślinę i widziałem, że była przerażona.
- Chodź tutaj - Wskazałem ręką by do mnie podeszła, co od razu zrobiła.
Objąłem ramionami jej drobne ciało, a ona owinęła swoje wokół mojego pasa.
- Nienawidzę tego, że przez Ciebie staję się miękki - Mruknąłem w jej włosy.
Zachichotała i odsunęła się ode mnie, wszystko wróciło do normy.
- Chodź, chcę Ci coś pokazać.

**

- Grasz w koszykówkę? - Zapytała Brooke unosząc brwi, kiedy dotarliśmy na boisko koło ulicy, po kilkuminutowym marszu.
- Tak - Odpowiedziałem.
- Nate też gra - Dodała podekscytowana.
Przewróciłem oczami.
- Że też Pan Pedał musi grać w koszykówkę - Powiedziałem drwiąco.
- Właściwie, to jest kapitanem szkolnej drużyny - Uśmiechnęła się dumnie, na co znów przewróciłem oczami.
- Nieważne, wciąż jest pedałem - Mruknąłem idąc do grupy ludzi, w których rozpoznałem swoich przyjaciół.
- Zdecydowanie nie jest - Wskazała na siebie, idąc za mną.
- Justin, stary zaraz zaczynamy mecz. Chcesz zagrać? - Tyson podszedł do nas, dając mi męski uścisk i lekko przytulając Brooke - To, że Cię tutaj widzę powoli staje się normą, co?
Zaśmiała się lekko. Spojrzałem na nią, pytając o zgodę.
- Proszę bardzo - Machnęła ręką, uśmiechając się.
- Jesteś pewna?
Skinęła głową.
- Pójdę porozmawiać z dziewczynami - Spojrzała za siebie na Sam i Alejandrę, stojące wśród innych dziewczyn.
- Okej - Posłałem jej wdzięczy uśmiech i dołączyłem do chłopaków.
- Bieber, jesteś w mojej drużynie. Bez koszulki - Powiedział Tyson, zanim piłka zaczęła przechodzić z rąk do rąk.
Zdjąłem swoją koszulkę, odrzucając ją na mały stos ubrań na ziemi, tuż przy koszu.


Brooklyn

Powoli podeszłam do rozmawiających dziewczyn, które opierały się o ogrodzenie i nerwowo obgryzałam paznokcie. To było strasznie niezręczne, znałam tylko dwie z nich i jestem pewna, że jedna mnie nienawidzi. Jak tylko znalazłam się w zasięgu ich wzroku, denerwowałam się jeszcze bardziej, ale dziewczyna, która jak pamiętam nazywa się Sameera, podbiegła do mnie.
- Brooklyn! - Zaszczebiotała, przytulając mnie mocno.
- Cześć Sam - Uśmiechnęłam się do niej, odsuwając się.
- Co Ty tutaj robisz? - Zapytała.
Przynajmniej ona wydawała się cieszyć na mój widok. Nie mogłam powiedzieć tego samego o Alejandrze, która spojrzeniem ciskała we mnie gromy.
- Czy to kurtka Justina? - Wskazała niegrzecznie brodą na kurtkę, którą miałam na sobie.
- Um, tak - Powiedziałam z zakłopotaniem, wszystkie oczy skierowane były na mnie.
- A mogę zapytać, dlaczego masz ją na sobie? - Za każdym razem, gdy otworzyła usta, było widać w nich gumę, to było okropne.
- Było mi zimno, więc po prostu mi ją pożyczył - Stwierdziłam rzeczowym tonem.
- Jemu na pewno nie jest zimno - zainterweniowała Sam, niemal śliniąc się na widok co najmniej sześciu chłopaków biegających po boisku bez koszulek.
Wszystkie dziewczyny chichotały, kłócąc się o to, które ciało jest najlepsze. A ja już miałam swojego faworyta.
Ramiona Justina napinały i rozluźniały się, kiedy kozłował piłkę. Jego biceps i triceps wystawał, a brzuch był napięty, ukazując wspaniały kaloryfer. Rany, on był gorący. Nieświadomie wydałam z siebie "O, Boże", na co Sam zachichotała.
- Jest gorący, nie? - Trąciła mnie łokciem, przywracając mnie na ziemię, kiedy Justin zdobył kosza i wszyscy w jego zespole wiwatowali.
Skinęłam głową z wciąż otwartymi ustami. Muszę teraz wyglądać jak głupek.
- Spójrz na Mike'a, do kurwy nędzy - Wymamrotała Sam, przygryzając wargi, kiedy patrzyła na niego z czystym uwielbieniem.
- O mój Boże, On Ci się totalnie podoba - Zapiszczałam, kiedy się odwróciła i zarumieniła lekko.
- Czy To nie jest zbyt oczywiste? - Spytała niewinnie.
- Tylko trochę - Mrugnęłam do niej.
W tym momencie Mike spojrzał na nią i posłał jej szeroki uśmiech.
- I wydaje się, że Ty jemu też.
- Chciałabym. Ale On nigdy nie zrobi pierwszego kroku - Pokręciła głową ze smutkiem.
- Cóż, z tego co zauważyłam, to On wydaje się być nieśmiałym facetem - Powiedziałam, przenosząc spojrzenie na greckiego boga, na którego wcześniej patrzyłam.
Już zaczęłam się cieszyć, że nie przyłapał mnie, jak na niego patrzę, kiedy odwrócił się i puścił mi oczko. Czułam, jak całe ciepło z mojego ciała przechodzi na twarz.
- Justin totalnie jest Tobą zainteresowany - Zapiszczała Sam po mojej stronie.
- Co? Nie! Poza tym, mam chłopaka - Wyjaśniłam jej, kiedy niezdarnie schowałam kosmyki włosów za uszy i starałam się ignorować mrowienie w żołądku, kiedy to powiedziała.
- Nie na długo - Powiedziała śpiewnym głosem i usłyszałam głośną drwinę od - no nie - Alejandry.
Resztę meczu oglądałyśmy rozmawiając o banalnych rzeczach, a ja ignorowałam to, że Alejandra cały czas się na mnie gapiła.
Kiedy chłopcy skończyli mecz, ruszyli w naszą stronę, każdy podszedł do innej dziewczyny. Zauważyłam, że większość z nich to były pary. Mike zbliżył się do Sam i pokazałam jej uniesione do góry kciuki, zachęcając ją, by z nim porozmawiała. Tyson zaczął wkurzać Alejandrę. To jeden z powodów, dla których tak bardzo lubię Tysona.
- Po tym co zobaczyłaś myślę, że możesz powiedzieć, że jestem lepszy od Twojego chłopaka - Justin podszedł do mnie z pewnością siebie i może wspomnę, że nadal bez koszulki.
Jego mięśnie brzucha były jeszcze lepiej widoczne z bliskiej odległości.
- Moja twarz jest tutaj - Powtórzył moje własne słowa, więc szybko podniosłam wzrok, by ujrzeć ten jego głupi uśmieszek.
- Przykro mi, ale Nate jest lepszy - Powiedziałam tonem wcale-nie-jest mi-przykro, spoglądając na niego.
- Co powiedziałaś? - Podszedł do mnie z niedowierzaniem wypisanym na jego twarzy.
- Że Nate jest lepszy - Powtórzyłam.
- Pożałujesz, że w ogóle o tym pomyślałaś - Ostrzegł mnie ze złośliwym uśmiechem, jego spocone ciało prawie dotykało mojego.
- Fuj, Justin jesteś spocony - Powiedziałam, odchodząc.
- Przytul mnie, Brooke - Krzyknął, biegnąc za mną, kiedy starałam się gdzieś ukryć, ale to nie miało sensu. On i tak mnie złapie.
Po około minucie uciekania przed nim, znalazłam się w pułapce, między nim, a ogrodzeniem, bez możliwości ucieczki. Nasze oczy wymieniały figlarne spojrzenia, a nasze oddzielone jedynie o cal ciała były zdyszane. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała.
- Nie dotykaj mnie, Justin - Powiedziałam ostrzegawczo, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Cofnij to - Rozkazał.
- Co mam cofnąć? - Udawałam głupią.
Podszedł bliżej, więc moja klatka piersiowa była zaledwie milimetr od górnej części jego brzucha, kiedy jego ciało górowało nad moim.
- Myślę, że wiesz co.
- Nie, nie wiem - Dalej udawałam.
- Jesteś pewna? - Owinął ręce wokół mojej talii.
Prawie się zakrztusiłam. O ile Justin jest prawdopodobnie jednym z najbardziej atrakcyjnych chłopaków na tej planecie, pot nie jest. Przysunął mnie jeszcze bliżej, kiedy nie odpowiedziałam.
- Dobra, dobra. Cofam to. Jesteś lepszy, niż Nate - W końcu się poddałam, przez co na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek.
Wziął ręce z mojej talii i wrócił do swoich przyjaciół, chichocząc. Podeszłam za nim i ujrzałam, że Alejandra patrzy na mnie złowrogo i bezgłośnie wymawia słowo "dziwka". Jak miło.
- Jesteś zazdrosna, Ale? - Tyson szturchnął ją złośliwie w żebra.
Skrzywiła się i szturchnęła go mocniej.
- Sam, ja wracam, atmosfera staje się zbyt zdzirowata do zniesienia. Idziesz? - Zapytała ją, ale wciąż spoglądała na mnie, na co sapnęłam. Ta szmata myśli, że kim jest?
Sam pożegnała się ze mną, kiedy szmata trąciła mnie tylko ramieniem przed wyjściem, ohydnie kołysząc biodrami. Gdy znalazły się poza zasięgiem wzroku, powiedziałam do Justina.
- Pamiętasz, jak Ci mówiłam, że współczuję Alejandrze, ponieważ bawisz się jej uczuciami? - Kiedy dał mi odpowiedź twierdzącą, kontynuowałam - No cóż, już jej nie współczuję.
Tyson i Justin wybuchnęli śmiechem.
- Ona jest szmatą Brooke, zasługuje na to by każdy facet na ziemi ją wykorzystał - Prychnął Tyson.
- Zgadzam się - Powiedziałam z uśmiechem.
Grupa zaczęła się rozchodzić, a na boisku został tylko Tyson, Justin, kilka dziewczyn i ja.
- Panie, myślę, że powinniśmy już iść - Powiedział Tyson, obejmując je ramionami.
Oparłam się o ogrodzenie i westchnęłam. Justin wziął piłkę do rąk i okręcił ją na palcu, prawdopodobnie próbując mi zaimponować.
- Umiesz grać? - Podał mi piłkę, mój odruch zadziałał i złapałam ją, zanim uderzyłaby mnie w brzuch.
- Nie bardzo. Nie za bardzo lubię sport - Wzruszyłam ramionami, odbijając piłkę o twardą ziemię.
- Nate nigdy Cię nie nauczył? - Sposób, w jaki wymówił jego imię był złośliwy, przez co westchnęłam.
- Nie.
- Więc ja Cię nauczę - Powiedział, wyrywając mi piłkę.
- Hej, ja tym grałam! - Jęknęłam.
Zignorował mnie i zaczął rzucać do kosza, popisując się.
- Chodź tutaj - Powiedział po chwili.
Zrobiłam, jak mi powiedział, a on podał mi piłkę.
- Dobra, skoro już wiesz, jak odbijać piłkę, nauczę Cię, jak trafiać do kosza - Wyjaśnił.
Przewróciłam oczami. Wszyscy wiedzą, jak kozłować cholerną piłką.
- Najpierw załóż koszulkę, proszę - Wskazałam na białe ubranie leżące na ziemi.
- Czemu? Podziwiasz widoki.
- Nie podziwiam, a Tobie będzie zimno - Ostrzegłam go. Oczywiście, że podziwiam, w tym jest problem.
- Masz rację. Nie chcemy, abym się teraz rozchorował, prawda? - Chwycił koszulkę i zakrył nią swoje boskie ciało, przez co jęknęłam w duchu.
- Okej, umieść swoją prawą stopę tutaj i lewą tutaj - Ustawił moje nogi i ramiona - Teraz rzucaj.
Rzuciłam i oczywiście nie trafiłam. Skrzyżowałam ręce na piersi i tupnęłam nogą.
- To nie fair!
Justin zebrał piłkę i wrócił do mnie, śmiejąc się. Podał mi ją i stanął za mną, trzymając moje ręce w odpowiednim miejscu. Jego ciało było lekko przyciśnięte do mojego, a dreszcz przeszedł mi po plecach, kiedy powiedział mi do ucha.
- Teraz wypuść piłkę lekkim, szybkim ruchem - Wyszeptał skoncentrowany.
Teraz jeszcze trudniej było mi się skupić. Kiedy rzuciłam, piłka uderzyła o tablicę i wpadła idealnie do środka obręczy.
- O mój Boże - Pisnęłam skacząc i klaszcząc w ręce - Udało się!
Zanim Justin mógł cokolwiek powiedzieć, skoczyłam mu w ramiona, rękami obejmując jego szyję, a nogi owijając wokół jego bioder, bo nie dotykały już podłogi. On niepewnie objął mnie w pasie i przez chwilę czułam się świetnie. Nasze ciała razem, moja głowa w zgięciu jego szyi, jego twarz wtulona w moje włosy. Czułam się... Doskonale. Ale uderzyła mnie rzeczywistość i zeskoczyłam z niego.
- Przepraszam. To z nadmiaru emocji - Zaśmiałam się nerwowo.
- W porządku. Możesz mnie przytulać, kiedy tylko chcesz, Księżniczko - Mrugnął do mnie, a ja poczułam, jak moje policzki robią się czerwone.
- Okej - Wymamrotałam, czując się niekomfortowo.
- Uh, o której masz być w domu? - Zapytał Justin, zerkając szybko na ekran swojego telefonu.
- Która godzina? - Spytałam zaniepokojona.
Wydaje się, że to prawda, że w dobrym towarzystwie czas leci szybciej.
- Ósma.
- Więc powinnam iść.
- Chcesz, żebym Cię odprowadził do metra? - Zaproponował, chowając telefon do kieszeni.
- Nie jestem jeszcze gotowa, by wracać nim sama - Odpowiedziałam szybko - Wezmę taksówkę.
- Okej - Uśmiechnął się szeroko.
Ruszyliśmy w stronę głównej ulicy, gdzie mogłabym złapać taksówkę.
- Dziękuję za shake'a i kurtkę i wszystko. Dobrze się bawiłam - Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie musisz mi dziękować. Też się dobrze bawiłem - Uśmiechnął się.
Zatrzymał dla mnie taksówkę, a ja oddałam mu kurtkę.
- Chyba zobaczymy się w poniedziałek na piłce nożnej - Powiedział, wkładając ręce do kieszeni.
- Tak - Skinęłam głową.
Zrobiło się cicho, aż zdałam sobie sprawę, że czeka na mnie taksówka. Oparłam dłonie na piersi Justina i wspięłam się na palcach, by pocałować go w policzek. Poczułam, że się uśmiecha, po czym odsunęłam się i zniknęłam wewnątrz samochodu. Dzisiejszy dzień był zdecydowanie pełen wrażeń.

B.R.O.N.X | Wszystkie RozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz