15. Jest jak jest.

364 18 15
                                    

Pov: ???

Zacisnęłam mocno dłoń, na broni, którą w tym domu nie ciężko było mi dopaść. Jakaś kobieta, wypatruje się we mnie teraz z wyraźnym przerażeniem. Wycelowałam w starszego z bliźniaków, na co sześcio letnie dziecko zaczęło płakać.

Cóż za komedia, samo wejście do rezydencji pod nieobecność Cemdena, było takie proste. Wystarczy napatoczyć się na jakiegoś głupszego z ochrony. Na początku nie chciano mnie wpuścić, ale łatwo było to zmienić.

- Oj Shane, płacz ci przecież nie pomoże kochanie -
Poradziłam, a chłopiec tylko odsunął się o krok.

- Panie Monet! -
Zawołała, jak się nie mylę opiekunka dzieciaków. Słyszałam jak rozmowy z przedpokoju ucichły.

Cisza w kuchni, trwała krótką chwilę. Przerywał ją tylko szloch Shane'a, w którego w dalszym ciągu celowałam. Kilka chwil później, do kuchni wparował nikt inny niż właściciel tej jakże cudownej oraz przesadnie drogiej rezydencji.

- Camden, jak miło cię widzieć -
Powiedziałam, jak gdyby nigdy nic posyłając mężczyźnie przeuroczy uśmiech.

Mężczyzna rozejrzał się teraz po pomieszczeniu, jakby analizując w jakiej sytuacji się znalazł. Po tym spojrzał na mnie. Wzrok miał spokojny, wyglądał jakby ani trochę nie ruszało go że życie jego syna może zostać zakończone w każdej chwili. Wiedziałem jednak że ten facet ma dar do ukrywania swoich prawdziwych emocji, co mnie wkuriwało.

- Co ty tu robisz kobieto -
Mruknął chłodno, dokładnie tak go zapamiętałam. Z całego serca, nienawidziłam tego mężczyzny.

- Cóż, chciałam was odwiedzić, więc odwiedziłam. Nie cieszycie się? -
Zapytałam, udając że jest mi przykro. Cam pokręcił zrezygnowany głową, spojrzał przelotnie na swoje dziecko a potem na mnie.

- Skąd masz ten pistolet. -
Wydusił, Shane chciał podbiec do swojego ojca ale ja na tym nie skończyłam.

- Shane, spróbuj się ruszyć a nie będzie tak miło jak dotychczas. A ty Cam? Głupie pytania zadajesz, u ciebie przecież łatwo dopaść broń nie sądzisz? -
Uniosłam brew, sześciolatek znów przerażony stanął w bez ruchu. Po minie Moneta dostrzegłam teraz że jest poddenerwowany co było do prawdy zabawne. On również się nie ruszał, zapewne zdawał sobie sprawę że nie skończyło by się to najlepiej.

- Opuść broń. To jest niczemu winne małe dziecko. Jak ty tu do cholery weszłaś? -
Pomimo iż widziałam że się zdenerwował, mężczyzna dalej mówił głosem całkowicie spokojnym.

Jeżeli sądzi, że od tak opuszczę broń bo tak mi karze, to jest naprawdę naiwny. Jakim cudem ten człowiek jest znany na całym świecie oraz tak bogaty? Czym sobie na to zasłużył? Głupotą?

- A co jeżeli nie opuszczę? Chłopie, wejście tu było proste. Powiem ci, że masz dobrą ochronę, byli uparaci. Aczkolwiek chyba nie doinformowani, bo w momencie gdy powiedziałam kim jestem jeden z nich odpuścił -
Zaśmiałam się pod nosem, ubrany w elegancki garnitur, z sygnetem na placu mężczyzna westchnął przecierając twarz dłońmi.

- Tato, boje się.. -
Szeptnął do swojego ojca chłopiec, żałosne.. Mężczyzna spuścił wzrok i obdarzył go łagodnym spojrzeniem.

- Nie martw się Shane, nie masz czego. Wszystko będzie dobrze -
Oznajmił na co wywróciłam oczami. Będzie dobrze huh? Sądzę że to zależy tylko i wyłącznie ode mnie.

- Obiecanki cacanki, nie zawsze możecie ufać swojemu ojcu -
Stwierdziłam, podchodząc kilka kroków bliżej do malca.

To był moment, a Cam również się ruszył. Stanął teraz przed swoim synem ośłaniając go swoim ciałem. Wbił we mnie pełne złości spojrzenie. Odważnie. Teraz celowałam w niego. Szczerze, teraz miałam jeszcze większą chęć pociągnąć za spust.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 09 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Gdyby wszystko było inaczej? [Hailie od małego z braćmi?]Where stories live. Discover now