Uśmiech na buzi

123 7 0
                                    

Perspektywa Lloyd'a

Wstałem, pode mną leżała moja Rumi. Włosy miała posklejane, a jej skóra była brudna i w wielu miejscach podrapana, tak bardzo pragnąłem jej pomóc.

Wczorajszego dnia nawet na nią nie spojrzałem, wiedziałem, że popełniłbym błąd, zginąłbym w jej pięknych czarnych oczach. Nie mógłbym znieść jej bólu, dlatego starałem się zasnąć.

Chciałem przejść się po pomieszczeniu, ale odrazu poczułem liny związane wokół moich rąk i nóg. Krótką chwilę siedziałem w pół śnie przyglądając się Harumi aż do chwili, w której znowu weszli do nas ludzie Camile.

- Miło nam was widzieć - zadrwił jeden z nich.

Podeszli do mnie i rozwiązali moje ręce, a Panna Camile po chwili do nas dołączyła.

- Już jeden więzień nam uciekł, proszę nie sprawiaj mi kolejnych problemów, naprawdę jestem na skraju słońce- odparła i kopnęła Harumi aby ta się ocknęła.

- Tutaj masz sztukę umarłego smoka- wyjęła i położyła przedemna kartkę papieru.- Nauczysz się tego tak ?

Nie wiedziałem co powiedzieć. Wszystkie myśli w mojej głowie biły się ze sobą, byłem bezradny.

Cora widząc zakłopotanie na mojej twarzy spojrzała się na moją Rumi. Ci faceci szybko to podłapali, złapali ją za ręce i czekali na kolejne znaki ich królowej.

- Co chcesz zrobić?- zapytałem.

- Odpowiadasz pytaniem na pytanie?- zaśmiała się krótko. - Cisza, plecy- mruknęła pod nosem.

Usłyszałem szybki plask batem o ciało, a za chwilę serię kolejnych. Nie mogłem znieść poczucia winy które w sobie trzymałem, dlaczego tyle osób musi cierpieć za mnie?

Czułem w sobie złość, przechodziła przez moją krew i naruszała każdą komórkę. Nie mogłem znieść tego bólu i gniewu, który czułem gdy słyszałem cierpienie Rumi.

Nagle z mojego ciała wyszły dwie dodatkowe ręce.

Nie, proszę, nie.

Poczułem w sobie tą moc. To, że mogę mieć wszystko co zechce. Błyskawicznie wymierzyłem cios prosto w Camile. Ruszyłem w stronę wyjścia zostawiając każdego za sobą, nikt nie mnie obchodził, nawet Rumi.

Szła za mną cała armia, lecz bez problemowo ich pokonałem. W drzwiach przed sobą stworzyłem ogromną dziurę po czym weszłem po schodach do góry i uciekłem z tego więzienia. Szedłem przed siebie i oddychałem głęboko niszcząc przy tym kilka drzew w lesie.

I usłyszałem za soba jej głos.

Głos, który wybudził mnie z transu.

Bezwładnie upadłem na ziemię i cicho załkałem, co ja właśnie zrobiłem? Zabiłem ich, całą armię.

- Co ja zrobiłem- szepnąłem

- Lloyd musiałeś...

- Czemu nic mi wtedy nie powiedziałaś? Wiedziałaś, że nie chciałem być nigdy w formie Oni- odparłem.

- Przepraszam- westchnęła cicho.

***

Gdy wyszedłem z lasu rozpoznałem budynki Ninjago, wiedziałem gdzie muszę iść, aby dojść do klasztoru. Rozglądnąłem się za siebie i ujrzałem tam Harumi. Wiedziałem, że cały czas za mną szła, nie miała co ze sobą zrobić. Nie zwracając więcej na nią uwagi zacząłem biec aby szybciej być już w domu. W okół moich przyjaciół.

***

Zapukałem niepewnie w drzwi klasztoru, a chwilę potem otworzyła mi je Nya.

- Lloyd?- szepnęła i wtuliła się w moje ciało. Za nią ujrzałem Kai'a, był cały w bandażach, udało mu się uciec. To prawda co mówiła Camile o jakimś więźniu. Obok niego siedziała Skylor, rozmawiali. Ale przecież ostatnio widziałem ją u naszych wrogów. Dużo się pozmieniało.

Z zaskoczenia podbiegł do mnie Jay i zaczął piszczeć, że wróciłem. Mocno mnie uściskał, ale odrazu go odepchnąłem i syknąłem pod nosem. Moje rany się jeszcze nie wyleczyły.

Gdy Kai mnie zauważył odrazu do mnie podszedł, a ja razem z nim. Cieszyłem się, że w końcu go widzę.

- W końcu- odparłem w jego ramię.

Nie usłyszałem nic w zamian, ale nie potrzebowałem tego. Ważne, że tu był.

Odrazu zauważyłem, że wszyscy dziwnie patrzą się na Harumi. No tak, ona też tu musiała być. Nie miałem ochoty na nią patrzeć, a co doperio o niej mówić.

- Ją weźcie do jakiegoś pokoju czy coś- machnąłem ręką niedbale i przy pomocy Zane poszedłem do mojego łóżka.

Chwilę po położeniu się zasnąłem, w końcu byłem spokojny, i zamknąłem oczy z uśmiechem na buzi.

***

Rano wstałem i bez dłuższego myślenia ruszyłem w stronę salonu. Zastałem tam każdego.

- No w końcu- uśmiechnęła się Nya i podeszła do mnie z apteczką w ręce.

- Japierdole, ale tu się wszystko szybko zmienia- prychnął Jay.

- Mieliśmy dzisaj po ciebie jechać- myślał głośno Kai- a ty nagle się tu pojawiłeś.

- Co teraz?- zapytałem lekko zaspany.

- W jakim sensie?- odezwała się Skylor.

- No w takim, że Cola z nami nie ma?- burknąłem sarkastycznie. Nie lubiłem zbytnio tej dziewczyny.

Spojrzała się na mnie znacząco i westchnęła.

- I co ty tu robisz? Przecież pracujesz dla tamtych- zauważyłem.

- Mógłbyś być trochę milszy dla osoby, która uratowała ci dupe- syknęła mi prosto przed oczami.

Na moją twarz wkradło się zakłopotanie.

- Tak, to dzięki mnie prawie nie umarłeś spadając w dół tamtej dziury. To dzięki mnie Camile nie przychodziła do ciebie co chwilę. To dzięki mnie macie aktualnie przewagę bo tylko ja umiem sztukę umarłego Kruka. Dalej wymieniać? - parsknęła i wyszła.

Kai przewrócił znacząco oczami i się na mnie spojrzał. Chyba on też nie zbyt ją lubił. Chociaż co ja mogę wiedzieć. On to kurwa zmienia zdanie trzy razy w ciągu minuty.

Ale w końcu czułem się lepiej.

————————————————————————

Cześć! Rozdział jest zainspirowany pomysłem autorki „Szafirowe oczy/ Ninjago mistrzowie spinjitzu"! Serdecznie was do niej zapraszam,

Mistrz Śmierci // ninja mistrzowie spinjitzuWhere stories live. Discover now