Rozdział 21

10 1 0
                                    


Od czasu kąpieli blizna bolała tylko czasami i niewiele. To duży postęp.

Huncwotów - w tym jednego szczególnego - unikałam jak ognia. Czasem jednak byłam zmuszona spędzić z nimi czas, bo w końcu dwie moje przyjaciółki chodziły z dwoma ciołkami z czterech. Chociaż może trzech? Remus nie jest w końcu aż tak dużym ciołkiem.

James, od kiedy chodzi z Lily, stał się bardziej... ogarnięty? Peter... to Peter, jego obchodzą tylko Huncwoci i jedzenie.

A Black ... przyprawiał mnie o ciarki. Jego przeszywający wzrok mnie przerażał. Nie sądziłam, że od kiedy wywalę go w powietrze, będzie ciskał we mnie gromami z oczu. Czy to z tego powodu, czy dlatego, że byłam cięta na Isę. Ale zerwał z nią po tym wszystkim. Więc czemu dalej zabijał mnie wzrokiem? Ni ciula pojęcia nie mam.

Często wymykałam się i zamykałam w dormitorium lub Pokoju Życzeń, ćwicząc zaklęcia.

Z zajęć z profesor McGonagall też się urywałam. Black tylko mnie rozpraszał. Ciocia próbowała kilka razy dać mi pogadankę na temat uciekania z lekcji, ale zrezygnowała. Wiedziała, że ćwiczę we własnym zakresie oraz, że przeraża mnie wizja ojca, który wydawał się być coraz bliżej. Nie widziałam go, ale czułam jego obecność i chyba po raz pierwszy od śmierci matki byłam przez to bardziej zdeterminowana. Mimo strachu.

Próbowała dać mi przestrzeń, a ja czułam, że tego potrzebuję na chwilę obecną.

Jeśli nie byłam w towarzystwie dziewczyn, nie odzywałam się. Reszta Huncwotów, podobnie jak Black, też patrzyła się na mnie dziwnie, tylko w mniej... zabójczy sposób. Najprawdopodobniej również było to wynikiem mojej akcji na zajęciach z Patronusa. Jednak nie przeszkadzało mi to. Przeszkadzał mi tylko Black, ale wiedziałam że zaczyna się to i kończy w mojej głowie.



Czekaliśmy na zajęcia z Zielarstwa. Profesor Sprout jeszcze nie było w Szklarni, więc siedzieliśmy ubrani w fartuchy ochronne.

- Widziałyście gdzieś Dorcas? - rzuciłam w stronę przyjaciółek, ignorując wpatrującego się we mnie Syriusza - Za chwilę zaczyna się lekcja.

- Mówiła, że przyjdzie z nową przyjaciółką - powiedziała Mia.

- Przyjaciółką?

- Tak, przyjaciółką - uśmiechnęła się Lily dwuznacznie i zaczęła się śmiać z mojej zdziwionej miny - Spokojnie, nie opuści nas. Wiedziałabyś, gdybyś bardziej uważała.

- Daj jej spokój Lily, Tea obecnie żyje swoim światem - usłyszałam zza pleców głos Dorcas. Stała przede mną moja przyjaciółka i uczennica w kolorach Hufflepuff równie wysoka co ona.

Puchonka miała długie blond włosy, wpadające w kolor złota, które były spięte w koka. Tylko pojedyncze kosmyki opadały jej na lekko rumianą twarz. Żółte ubrania dopasowywały się wręcz idealnie do jej szczupłej sylwetki, a niebieskie oczy błyszczały, wpatrując się we mnie i przeszywając mnie znajomym ciepłem. Na jej pełnych, czerwonych ustach zagościł szeroki uśmiech.

Była piękna.

- Witaj Tea - odezwała się delikatnym głosem, który sprawił, że przeszły mnie przyjemne dreszcze - Miło Cię widzieć.

Znałam ją... Tylko skąd?

- Poznajcie Rosalie - przedstawiła nam ją Dorcas - Jest najlepszą uczennicą z piątego roku, z Hufflepuff. Jest  też od nas rok starsza. No i jest przewodniczącą Klubu Zielonych i będzie prowadzić dzisiaj zajęcia z profesor Sprout.

~ White in the night ~    //HuncwociWhere stories live. Discover now