Christina i Robert - Dzień pierwszy (4)

1 0 0
                                    

4

– Możesz już wyjść – rzuciła Christina w pustkę swojej sypialni. – I przekaż to pozostałym.

Z cienia za łóżkiem wychynęła drobna kobieca postać. Niska Hinduska z warkoczem spływającym na okryte sari ramię podeszła pospiesznie do Christiny, pomagając jej ściągnąć ubranie. Wzrok miała przez cały czas wbity w podłogę, jakby nie śmiała spojrzeć w oczy swojej pani.

– Przygotuj mi kąpiel. A Sanjayowi każ robić obiad. Jestem głodna jak tygrys. – Christina przeciągnęła się, a jej kuse przebranie opadło zupełnie, odsłaniając nagie ciało. Niemal całe jej plecy pokrywały wymalowane henną wzory. Symetryczne okręgi i kwieciste ornamenty wiły się od karku aż do pośladków. Na samym środku pleców widniała wielka czerwona mandala: pięć trójkątów wpisanych w trzy koła, a dookoła nich osiem płatków lotosu. Hinduska służąca pogładziła z czcią wzór, który rozbłysł delikatną czerwoną poświatą pod jej dotykiem. Na szyi dziewczyny wisiał czarny onyksowy medalion z dokładnie tym samym ornamentem. On również się rozpalił, gdy tylko zbliżyła swoją dłoń do mandali na plecach Christiny.

– Przygotuj też barwnik do ciała. Granatowy. Chcę, żeby wszyscy zapamiętali ten bal. – Obróciła głowę do służącej i uśmiechnęła się. Było w tym uśmiechu coś krwiożerczego. Jej oczy rozbłysły czerwienią i po chwili zgasły.

Dziewczyna nie wypowiedziała ani słowa, tylko kiwała głową na znak, że wszystko zrozumiała. Pospiesznie pozbierała ubrania Christiny z podłogi i udała się do umywalni. Po chwili z pomieszczenia obok buchnęły kłęby pary, a służąca uniżonym gestem zaprosiła nagą Christinę do środka.

Wanna była masywna, wykonana z żeliwa i stała na małych lwich łapach, które wydawały się żywe. Gdy przyglądało się jej dłużej, można było przysiąc, że balia właśnie szykuje się do skoku. Na powierzchni wody spoczywały płatki kwiatów i gdy Christina zanurzyła się w wodzie, kwiaty oblepiły jej ciało. Służąca właśnie kończyła zapalać świece, które nadawały umywalni intymną atmosferę.

– Zapal kadzidła. Potrzebuję oczyścić umysł – powiedziała Christina i zanurzyła głowę. Spod tafli wody wyzierała jej rozmyta falująca twarz.

Po chwili cały pokój wypełnił dym kadzidła, roztaczając mdlący, słodki, orientalny zapach. Lady O'Reily wynurzyła się. Jej mokre, czarne włosy oblepiały twarz, a do kosmyków tu i ówdzie przylgnęły płatki róż i lilii.

– Jeśli skończyłaś, zostaw mnie samą.

Dziewczyna ponownie bez słowa skinęła głową i pospiesznie oddaliła się z umywalni. Gdy wychodziła, uniosła na chwilę wzrok. Jej oczy były intensywnie żółte, a po środku w miejscu źrenic widniały pionowe kreski. Były to oczy węża.

***

Christina rozparła się w wannie i przymknęła oczy. Pod tą pozornie spokojną powierzchownością kłębiły się emocje. We wnętrzu lady O'Reily wręcz wrzała z gniewu.

Jak to się mogło stać?! – przebiegło w jej myślach, budząc kolejną falę furii. Plasnęła dłonią o powierzchnię wody, chlapiąc dookoła.

– Uspokój się, oczyść umysł – powiedziała na głos. – Om Hrim Shrim Krim Parameshwari Kalike Swaha. Om Hrim Shrim Krim Parameshwari Kalike Swaha. Om Hrim Shrim Krim Parameshwari Kalike Swaha. – Mantra wypływała z jej ust, najpierw gniewnie, potem coraz spokojniej, aż w końcu lekko i swobodnie, spełniając swój cel.

Oddech Christiny się wyrównał, wypowiadane w kółko słowa wprawiały ją w coraz głębszy trans. Chciała uspokoić myśli na tyle, by spojrzeć na sytuację z dystansu. Potrzebowała rozwiązania. Gdyby wiedziała, że tak się to skończy, kazałaby Reginaldowi samemu wszystko załatwić. A teraz musiała obmyślić plan, i to dobry.

Koronki i demonyWhere stories live. Discover now