Rozdział 24 | Czy da się to wygrać?

42 10 2
                                    

— Wchodź, Shoyo-kun! Nie krępuj się!

Shoyo wszedł do środka, ale to nie oznaczało, że się nie krępował. Raz po raz jego wzrok uciekał na Rintaro, jakby nie był pewien, czy w ogóle może na niego patrzeć. Peszyło go również to, że jego były kochanek wyraźnie obserwował go spod lekko przymrużonych powiek. Jednak co sobie myślał? Tego nie sposób było wywnioskować.

— Jak dobrze, że teraz ty będziesz naszym współlokatorem — Atsumu powiedział, zarzucając przy tym rękę na ramiona Shoyo. W ogóle nie zauważył napiętej atmosfery, która panowała pomiędzy jego przyjaciółmi.

— Chciałem jakoś pomóc Oikawie-san — Shoyo odparł bezwiednie, wciąż niepewny tego, jak powinien się zachować w tych nowych okolicznościach.

Atsumu prychnął. Odsunął się od Shoyo i usiadł na jednym z trzech łóżek, tym najbliżej drzwi.

— Trochę mnie to boli, że to jego zasługa, ale cieszę się, że pomogłeś również mi — stwierdził nieco naburmuszony. — Zmęczyłem się obecnością tego dupka.

Przyznanie się przez Atsumu, że coś go zmęczyło, było czymś niecodziennym. Dlatego Shoyo uśmiechnął się do niego lekko, chcąc go chociaż minimalnie pocieszyć. Dopiero po chwili jeszcze raz przeskanował wzrokiem swój nowy pokój. Były w nim trzy łóżka – Atsumu zajmował te najbliższe, Rintaro siedział na tym pośrodku, więc Shoyo domyślił się, że to ostatnie będzie jego. Podszedł więc do niego, zostawił obok bagaże, a potem usiadł na środku, krzyżując nogi.

Teraz nie mógł patrzeć na Atsumu, chociaż kątem oka nie widząc Rintaro.

— Oficjalnie witamy cię jako swojego współlokatora, Shoyo-kun — Atsumu odezwał się wesołym tonie, zupełnie zapominając o swoim poprzednim naburmuszeniu. — Prawda, Suna?

Shoyo nawiązał kontakt wzrokowy z Rintaro.

— Ta. Nieważne — mruknął Rintaro, tym samym odzywając się po raz pierwszy.

— Dziękuję. — Shoyo lekko skinął głową. — Was również miło mieć za współlokatorów.

Prawie.

— To co teraz robimy? Oglądamy coś? — Atsumu zapytał, patrząc kolejno na swoich towarzyszy.

Rintaro momentalnie opadł plecami na poduszki i chwycił za swój telefon.

— Na mnie nie licz — odpowiedział, nawet nie patrząc na rozgrywającego.

Atsumu prychnął.

— Dlatego właśnie nikt cię nie lubi, Suna — rzucił zjadliwie w stronę przyjaciela.

Rintaro nie zareagował na zaczepkę, co jeszcze bardziej zezłościło Atsumu. Shoyo mógł się z tego wszystkiego cicho śmiać, bo mimo wszystko to było całkiem zabawne. Korciło go, żeby dołączyć do Rintaro w dręczeniu Atsumu, ale wiedział, że powinien się od tego powstrzymać z kilku powodów. Podobnie nie mógł wesprzeć rozgrywającego, bo nie był pewien, na ile może sobie pozwolić w swojej dziwnej relacji z Rintaro.

Zamiast tego Shoyo po prostu postanowił przystać na propozycję Atsumu. To wydawał się najbezpieczniejszy sposób na przetrwanie tego wieczoru.

— Obejrzyjmy coś, Atsumu-san!

Oczywiście nie oglądali żadnego filmu a mecz. Atsumu miał ze sobą swój tablet, więc mogli bez przeszkód zobaczyć na nim ostatnie straci reprezentacji Japonii. Widzieli je już wcześniej, ale oboje lubili analizować takie wideo w celu nauki. Poza tym Astumu czerpał dziwną radość z krytykowania jakichkolwiek błędów graczy, a Shoyo nie miał serca by go z tego powodu upominać.

Słoneczniki dla lisa | SunaHinaWhere stories live. Discover now