Rozdział 19 | Gorąca czekolada i pogaduchy od serca

51 12 6
                                    

Dla Shoyo następne dni były bardzo intensywne pod względem treningów i dopracowywania strategii drużyny na finał mistrzostw uniwersyteckich. Siatkówka naturalnie pochłaniała cały jego czas i zajmowała większość jego myśli. Nie miał więc okazji, żeby analizować swoje niespodziewane niepowodzenie miłosne.

Przynajmniej tak sobie wmawiał.

W rzeczywistości Shoyo zawsze był osobą, która żyła z sercem na dłoni, więc nie potrafił za dobrze ukrywać swoich emocji. Tajemnice (na przykład owy nieszczęsny romans z Rintaro) łatwiej było przemilczeć, niż pilnować się, żeby wyraz twarzy nie zdradził jego uczuć. Właśnie dlatego zdecydowanie zbyt często snuł się po mieszkaniu bez celu, pogrążał się we własnych myślach podczas rozmów z innymi i po prostu nie był tak wesoły jak zazwyczaj.

Nie umknęły mu zaniepokojone spojrzenia jego współlokatorów, które w efekcie na siebie sprowadził. Kiedy jednak zaniepokojony Atsumu pytał:

— Wszystko w porządku, Shoyo-kun?

Shoyo nie odpowiadał mu, że właśnie jego przyjaciel złamał mu serce, a on dopiero po fakcie zorientował się, że w ogóle mu je oddał. Zamiast tego mówił:

— Oczywiście, że tak. Po prostu koncentruję się na meczu.

Dopóki grał na wysokim poziomie, nikt nie reagował na jego pogarszające się samopoczucie. Dlaczego mieliby, skoro Shoyo uparcie zapewniał ich, że wszystko jest w porządku?

Od kiedy uczucie do kogoś przysłaniało mu cokolwiek związanego z siatkówką? Shoyo w ogóle się nie poznawał w tych dniach i trochę go to przerażało. W końcu zawsze był ponad to.

Aż wreszcie nadszedł tydzień tuż przed meczem finałowy. Tak dokładnie to była środa i tak się przypadkiem zdarzyło, że wypadł w nią czternasty lutego. Shoyo był więc w wyjątkowo paskudnym humorze, bo przepadła mu doskonała okazja do wręczenia Rintaro słodyczy, które tak bardzo lubi jego były kochanek.

Poza tym naprawdę za nim tęsknił, bo nie miał od niego żadnych wieści, odkąd zakończyli swój romans.

To właśnie w owe szare, przygnębiające pod każdym względem walentynki Shoyo na swojej drodze (dosłownie, bo właśnie szedł chodnikiem z uczelni do mieszkania) spotkał jednego ze swoich przyjaciół.

Shoyo złapał się na myśli, że takie spotkania to znak od bogów, że być może trochę nad nim czuwają, skoro zsyłają do niego anioła o nieco demonicznym charakterze, ale wciąż anioła. Zupełnie jakby swoim poczuciem beznadziei wywołał kogoś, kto być może będzie w stanie mu pomóc.

— Sugawara-san — sapnął zaskoczony na widok byłego rozgrywającego Karasuno i jego senpaia z tychże czasów. Zupełnie jakby zobaczył ducha, a nie przyjaciela, z którym wciąż okazjonalnie się kontaktował.

Suga zaśmiał się na widok jego zaskoczonej miny. Jego śmiech jak zawsze brzmiał szczerze i przywodził na myśl najlepsze czasy w drużynie Karasuno. Shoyo mimowolnie uśmiechnął się bardziej, niż to mu się zdarzało w ciągu ostatnich kilku dni.

— Cześć, Hinata! — Sugawara odparł entuzjastycznie, na powitanie klepiąc Shoyo w ramię. Kiedyś pewnie pogłaskałby go po głowie, ale teraz oboje byli dorośli i w dodatku mieli podobny wzrost.

Shoyo w takich momentach tęsknił za czasami, kiedy mógł być jeszcze traktowany jak dziecko.

— Mam wrażenie, jakbym wieki cię nie widział — Suga stwierdził, wciąż promiennie się uśmiechając. Jego policzki wydawały się być zarumienione nie tylko z zimna, ale również z samego entuzjazmu na widok młodszego kolegi.

Słoneczniki dla lisa | SunaHinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz