Rozdział X

14 4 0
                                    

Trzaśnięcie drzwiami, rzucenie worka na podłogę, agresywnie zdjęcie butów. Wszyscy domownicy od razu wiedzieli, iż oto przybyła córka właścicieli tego budynku. Oczywiście tego dnia nikogo nie było w mieszkaniu - ojciec był... nawet nie wiedziałam, czym się dokładnie zajmował, a matka zasiadała w radzie przedstawicieli planety. Przychodząc ze szkoły, w trzech czwartych przypadków zastawałam ciszę i brak oznak życia (no chyba że ze strony mojego gada, znajdującego się w moim pokoju) więc czemu miałoby być inaczej w tamtym momencie.

Rozejrzałam się po ciemnym salonie i, czując łzy na policzkach, pobiegłam na piętro, zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłam plecak na ziemię, opadając bezwiednie na łóżko. Po chwili położyłam się na plecach i utkwiłam wzrok na suficie. Promienie zachodzącego słońca przedzierały się przez okno, rzucając powoli przesuwające się światło na ściany. Miałam kompletną pustkę w głowie. Próbowałam ustalić, co mnie tym razem dręczy, przecież... nic takiego się nie stało. Jednak nie potrafiłam ukierunkować myśli, by odpowiedzieć sobie na pytania. Zupełnie jakbym podświadomie nie chciała, czy nawet bała się, dojść do źródła niepokoju.

Zastanawiając się, usłyszałam przekręcający się zamek w drzwiach wejściowych. Poderwałam się szybko, opierając na łokciach, i po chwili przysłuchiwania postanowiłam zejść do kuchni.

Wychyliłam się lekko, ale zauważając mojego ojca, szybko zmieniłam zdanie. Jednakże niefortunnie panel pod moją stopą zaskrzypiał, a rodzicielowi dźwięk ten wyjątkowo nie pozostał obojętny.

- Laureline? Zejdź na dół - usłyszałam głęboki głos.

Przetarłam oczy i niepewnym krokiem poszłam w stronę kuchni.

- Tak?

- Musimy porozma... - przerwał, widząc moje przekrwione oczy, lekko czerwony nos i wilgotne policzki - Nawet nie chcę słyszeć wymówek, dlaczego jesteś w takim stanie - mruknął oschle, zdejmując marynarkę - Masz iść do siebie oraz doprowadzić się od porządku. Nie wolno ci okazywać słabości przed innymi. Takie obnażenie jest niedopuszczalne. Musisz się tego nauczyć, więc poskładaj się w całość. Natychmiast - warknął biorąc do ręki jakiś dokument, a następnie udał się do pokoju dziennego.

Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, wiedząc, że dopiero co mnie ujrzał i już jest mną rozczarowany. Nie miałam pojęcia, jakim cudem jeszcze tam stałam i nawet powieka mi nie drgnęła. Wewnętrznie czułam wściekłość, a dreszcze przechodzące wzdłuż ciała tylko potęgowały mentalną burzę.

- Pamiętaj, że dzisiaj mam konsultację z moim pracownikiem, więc postaraj się nie ośmieszyć - zamknął segregator oraz zwrócił się w kierunku gabinetu, pozostawiając mnie samą w nieoświetlonym pokoju.

Stałam tak jeszcze chwilę, wpatrując się małą szczelinę na stole i rozpamiętując spotkanie rodzinne z nią związane. Następnie powoli odwróciłam się oraz gdy dotarło do mnie, że te słowa miały miejsce w rzeczywistości, a także źródło w ustach mojego ojca, przyspieszyłam krok, po sekundzie znajdując się na górze.

Tym razem usiadłam na fotelu, podciągając nogi do klatki piersiowej i opierając na nich głowę. Ciągle byłam w szoku. Niby to nie pierwszy raz, ale wtedy ta sytuacja, dała mi się bardzo we znaki.

Podniosłam głowę, kierując wzrok na terrarium, w którym wylegiwał się Lysander.

- Przynajmniej ty nie spiszesz mnie na straty, prawda kochany? - zwróciłam się do niego, przesuwając szybkę, aby pogłaskać zieloną gadzinę.

Spędzanie z nim czasu zawsze mnie wyciszało, pozwalało ustatkować zszargane myśli, co w tamtym momencie zdawało się być konieczne. Lysander przymknął oczy, przez co dawał do zrozumienia, że jest mu przyjemnie, albo wręcz przeciwnie: 'zabierz tę rękę, bo zaraz dogryzę ci palec'.

Weltschmerz || Star WarsWhere stories live. Discover now