Rozdział III

51 5 7
                                    

Widziałam, jak zachodzi słońce, a ciemność doganiała mnie z każdą sekundą. W pewnym momencie musiałam się zatrzymać, aby uspokoić moje szargane myśli.

Szelest koron drzew poruszanych przez lekki powiew wiatru, nadawał nastrój grozy. Słyszałam jak krople osadzone na liściach spływały i po sekundzie uderzały o podłoże. Było tak cicho, że mogłam pochłaniać całe otoczenie cudownego lasu Riveslone. To było jedno z niewielu miejsc, w których dostrzegałam piękno i harmonię. Wszystkie organizmy na tym obszarze były otoczone jakąś tajemniczą energią. Czułam jak mnie przenika.

Pełna spokoju i równowagi poczułam niespodziewanie, jak cała ziemia się trzęsie, nogi miałam jak z waty, mój strach powrócił. Podniosłam się przerażona i dostrzegłam trzy transportowce przelatujące mi nad głową. Pół mrok oraz okoliczności przyprawiały mnie o ciarki, ale czułam wewnętrzny przymus podążania za statkami.

Z gęstwiny lasu powoli wyłaniała się jakaś wioska. Gdy dotarłam na miejsce, z transportowców pośród szarych obłoków wydobywających się z otwieranych maszyn zaczęli wychodzić żołnierze przyodziani w białe zbroje z hełmami. Na czele oddziałów stanęła wysoka, srebrna postać zaopatrzona w wielki blaster.

Kiedyś będę miała jeszcze lepsze cacuszko - zaśmiałam się w duchu ocierając oczy.

Przyglądałam się, jak wieśniacy w popłochu uciekali lub próbowali stawić opór najeźdźcy. Po okolicy rozchodziły się wrzaski cywili oraz czerwone wiązki wydobywające się z dział szturmowców.

Nagle usłyszałam głośny szum, tak głośny, że musiałam zakryć uszy. Z ciemnej przestrzeni wyłonił się jeszcze ciemniejszy statek, który przy lądowaniu utworzył kłęby dymu złożonego z cząsteczek podłoża.

Walki trwały, ale szala zwycięstwa przechylała się na stronę najeźdźcy. Po wymianie ognia stało się jasne, że mieszkańcy nie mają szans na odparcie ataku. Ich sprzeciw został krwawo stłumiony. Żołnierze prędko zebrali ocalałych w jedno miejsce. 

Z czarnego statku wyszło czterech szturmowców oraz pewien mężczyzna w czarnym stroju, który rozejrzał się dookoła i zbliżył się do grupy zakładników.

- Wiemy, że się tu ukrywa - usłyszałam przytłumiony, zmodulowany głos tajemniczego mężczyzny maszerującego pomiędzy spanikowanymi obywatelami - Jeśli nie wydacie nam tego człowieka... spotka was surowa reprymenda. Otóż wasza śmierć stanie się przestrogą, dla tych, którzy będą chcieli sprzeciwić się Najwyższemu Porządkowi.

- Wasz terror nie będzie długotrwały! Nowa Republika powstrzyma tę wojnę, a wy nie podniesiecie już nigdy więcej ręki na żadnego człowieka! - wykrzyknął jeden z partyzantów - Bitwę możecie wygrać, ale na pewno nigdy nie wygracie wojny!

Wysoki mężczyzna stanął przed buntownikiem popatrzył na niego przez swoją maskę i po chwili dodał:

- To godne podziwu, że tak wielkie nadzieje pokładacie w niezłomność Senatu. Jednakże los Nowej Republiki podobnie jak wasz, jest... przesądzony.

Miał zamiar odwrócić się w stronę oddziałów, ale cywil wyciągnął mały blaster oraz wymierzył w czarną postać.

Nabrałam szybko powietrza do płuc, a serce podeszło mi do gardła, ale z ciągłym zaciekawieniem patrzyłam na trzymającą w napięciu sytuację.

Mężczyzna błyskawicznie chwycił jakiś podłużny przedmiot, który był przypięty do jego grubego pasa. Zanim padły strzały, okolica przybrała szkarłatną poświatę od niestabilnej klingi (a właściwie trzech ostrzy) miecza świetlnego. Gwałtownie zamachnął bronią, a przepołowione ciało jego przeciwnika upadło bezwiednie na ziemię, co wywołało szloch mieszkańców.

Weltschmerz || Star WarsWhere stories live. Discover now