Rozdział VII

26 0 0
                                    

      Grace i Angelina spędziły razem całą noc. Ellis wymknęła się dopiero rankiem. Wróciła wtedy do swojego domu, do mieszkania jej i Christophera. Jednak zanim wyszło przygotowała dla Artley śniadanie. Chirurg zdziwiła się lekko gdy ujrzała jajecznicę w kuchni, co prawda już zimną. Ale wciąż jajecznicę.

   Artley weszła do pokoju lekarskiego, uśmiechnęła się gdy zobaczyła Angelinę. Nie mówiąc nic zatrzymała się i patrzyła na nią przez chwilę. Ellis zauważyła to po chwili i również się uśmiechnęła.
- I jak, smakowało? - zapytała.
- Było przepyszne - uśmiechnęła się, po czym Artley podeszła do swojej szafki i odłożyła tam swoją torbę.
- W takim razie co wybierasz? Kawa czy herbata? - zapytała.
- Herbata. Kolejnej porządnej dawki kofeiny moje serce nie wytrzyma - odpowiedziała.
- Mam też kawę zbożową - powiedziała.
- Nie, dzięki - odpowiedziała. - Idę się przebrać, a potem do pacjentów. Prosto na sor. Wygląda na to że dziś czeka nas dzień pełen pracy.
- Rzeczywiście. Ale zanim praca to.. - zbliżyła się do Grace, już po sekundzie ich usta się połączyły. Artley zaśmiała się.
- A, co z Chrisem? - zapytała.
- Nie rozumiem? - Ellis również zapytała.
- Źle się czuje z tym że go oszukujesz przeze mnie - odrzekła Grace.
Angelina nic jednak nie odpowiedziała. Westchnęła spokojnie.
-  Nie martw się tym  - po chwili uśmiechnęła się, Grace spojrzała na nią niepewnie.
- No już, przestań się tym przejmować - odrzekła Ellis. Artley uśmiechnęła się sztucznie. Po tym poszła się przebrać, po chwili razem wyszły z pokoju lekarskiego i zaczęły iść w stronę soru. Angelina w pewnej chwili zaczęła się śmiać, w pewnej chwili wpadła w człowieka stojącego na korytarzu. Mężczyzna jak się okazało trzymał w dłoni plastikowy kubek z wodą którego zawartość wylądowała na ubraniu mężczyzny.
- Proszę uważać! - powiedział człowiek stanowczo ale spokojnie.
- Najmocniej pana przepraszam - przeprosiła.
Grace stała obok, wbiła wzrok w ziemię. Od razu poznała kim był ten człowiek. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Nic się nie stało, pani doktor - uśmiech z twarzy mężczyzny nagle zszedł. Grace podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie wierzę! To dla niej tu przyjechałaś - w jednej chwili krzyknął mężczyzna w kierunku siedzącej na krześle korytarzowym, matki Grace.
- Tom, uspokój się - kobieta wstała, pogładziła mężczyznę po ręce.
- Nie pamiętasz już idiotko, nie znamy tego czegoś - krzyknął.
- Nie mów tak do niej - Grace wtrąciła się, całkowicie spokojnym tonem. Facet spojrzał na nią.
- Nie będziesz mnie uciszać, gówniaro. Kim ty jesteś? Co? Proszę raz na zawsze zniknąć i nie pojawiać się w zasięgu mojego wzroku. Myślisz że kim ty jesteś. Na studia ci iść pozwoliliśmy, a ty tak nam się odwdzięczyłaś - powiedział.
- Proszę się uspokoić! - powiedziała Angelina.
- Kobieta nie służy tylko do gotowania i robienia dzieci, proszę Pana -   powiedziała Grace z naciskiem na te ostatnie słowa. Mężczyzna nie wahając się nawet przez chwilę, wymierzył cios i uderzył ją w twarz.
- Z takim czymś jak ty powinno się od razu na sznur - Thomas Artley zabrał żonę za ramię i odeszli.
Artley odprowadziła wzrokiem rodziców, Angelina pociągnęła ją za rękę.
- Potwór - powiedziała. - Przepraszam. Pokaż mi to.
- Nic się nie stało - odpowiedziała Grace.
- Pokaż, proszę - Artley schyliła się lekko, tak że lekarka mogła obejrzeć miejsce uderzenia. - Trzeba szybko przyłożyć coś zimnego. Bo jak nie, to zaraz będziemy mieć fioletowo - różową bańkę. Chodź - złapała ją za rękę. Po chwili jednak puściła, cóż szły środkiem korytarza. Taki widok mógł spowodować tylko zbędne plotki, które i tak stety lub niestety były i będą zawsze. Aczkolwiek było już lekko za późno, bo zauważył je Eisenberg. Stał oddalony i popijał wodę z kubeczka.

   Ten dzień minął szybko, lekarki nie miały nawet sekundy na odpoczynek. Angelina postanowiła wrócić do domu. Mogła spędzić wieczór sama, Chris wyjechał do innego stanu na konferencję. Wsiadła więc do auta i wyjechała z terenu szpitala. Jadąc zauważyła idącą po chodniku Grace. Zjechała więc na bok drogi, po czym odsunęła szybę.
- Grace! - krzyknęła, co tamta usłyszała. Artley rozejrzała się, dopiero po chwili gdy to Ellis pomachała zauważyła ją. Chirurg podeszła do jej auta.
- Potrzebuję pomocy. Pomożesz mi? - zapytała. Grace uśmiechnęła się.
- Żaden problem. O co chodzi? - Angelina kliknęła przycisk w kluczyku, aby otworzyć auto.
- Chce uporządkować rzeczy Harry'ego, a sama prędzej w nich utonę niż coś zrobię.
- Okej - odpowiedziała po czym wsiadła.
Gdzieś do połowy drogi w aucie panowała cisza.
- Przepraszam że pytam, ale tak właściwie to dlaczego kłócisz się z rodzicami? - zapytała Angelina, Grace spojrzała na nią niechętnym wzrokiem. Zupełnie jakby wolała uniknąć odpowiedzi na to pytanie.
- To skomplikowane - odpowiedziała krótko, na chwilę zapadła cisza. - Słyszałam że planujecie ślub.
Angelina spojrzała na nią lekko zszokowana.
- To skomplikowane - odpowiedziała.
- Słuchaj, Angelina. Czego ty właściwie chcesz? - zapytała po chwili Artley, bardzo spokojnym tonem.
Ellis spojrzała na drogę. Westchnęła.
- Musisz prędzej czy później coś wybrać - powiedziała.
Angelina w jednej chwili uśmiechnęła się. - Kocham cię! - położyła swoją rękę na jej ręce. Grace spojrzała na nią jednak niepewnym wzrokiem. Nic nie odpowiedziała.
- Skoro tak jest to dlaczego nic mu nie powiesz. Chris to naprawdę fajny facet, nie zasługuje na takie traktowanie - odrzekła.
- Obiecuję że gdy wróci, porozmawiam z nim - Grace ścisnęła delikatnie jej rękę, nie pokazując żadnych emocji.
Auto się zatrzymało na podziemnym parkingu, bloku mieszkalnego. Kobiety wysiadły z pojazdu.

Maybe In Another Universe Where stories live. Discover now