Rozdział V

20 2 0
                                    

   "Don't make me sad, don't make me cry
Sometimes love is not enough
And the road gets tough, I don't know why
Keep making me laugh
Let's go get high
The road is long, we carry on
Try to have fun in the meantime"



  Korki rankiem w Houston były normą, bez względu czy to było centrum czy bardziej prowincja. Szpital i mieszkanie Grace znajdowały się akurat na prowincjonalnych terenach. W stosunkowo bliskiej odległości od siebie. Ponieważ mieszkanie Artley znajdowało się zaledwie kilka ulic dalej od szpitala. W związku z tym lekarka zazwyczaj szła do pracy pieszo, bez względu na pogodę. Cóż miało to sporo swoich plusów, przede wszystkim ekologia zawsze im mniej zanieczyszczeń tym lepiej, na dodatek może dłużej spać. Gdyby miała jechać autem musiała by zdecydowanie wcześniej wstawać.

   Ten dzień również tak wyglądał. Krok za krokiem przemijała kolejne ulice miasta, jeszcze kupiła w kawiarni którą mijała kawę w papierowym kubku po czym szła ulicą przysłuchując się nie zbyt przyjemnemu gwarowi zatłoczonej od aut i ludzi ulicy. Po chwili w jej kieszeni zaczęło coś wibrować. Był to jej telefon, zatrzymała się na chwilę i zaczęła przeszukiwać wszystkie kieszenie swojego płaszczu. Gdy w końcu znalazła komórkę, wyjęła ją z kieszeni i spojrzała na jej ekran. Na wyświetlaczu widniał napis "Angelina". Zdziwiła się lekko ale odebrała. Dzwoniła na kamerce.
- Hej! - powiedziała.
- Cześć - odpowiedziała Grace.
- Widzę że ty już w drodze - Angelina uśmiechnęła się. Grace również przez chwilę.
- A, ty chyba jeszcze w łóżku - zauważyła jednocześnie idąc.
- Tak. Zaczynam dopiero po południu, mam kilka ważnych spraw do załatwienia - wyznała. Artley kiwnęła głową.
- Przepraszam za to wczoraj - odrzekła.
Grace uśmiechnęła się tylko. W oddali zauważyła całkiem spory tłum ludzi. - Do zobaczenia w szpitalu - odpowiedziała i pomachała jej do kamerki. Ta odmachała i się rozłączyły. Gdy zbliżyła się do tłumu zauważyła że wśród nich leży nieprzytomny człowiek. Obok niego klęczała kobieta w średnim wieku. Była zrozpaczona. Co róż poklepywała kobietę po twarzy oraz szturchała go co chwilę aby ją obudzić. Grace przebiła się przez tłum po czym uklękła obok kobiety i nieprzytomnego.
- Co się tu stało? Jestem lekarzem - oznajmiła.
Kobieta spojrzała na Grace, szlochała.
- Proszę jej pomóc! - poprosiła płacząc. Grace sprawdziła czy człowiek okazuje czynności życiowe.
- Proszę mi powiedzieć co się stało - odrzekła z pełnym spokojem. - Proszę wezwać pogotowie! - zwróciła się do człowieka stojącego najbliżej.
- Będzie żyła? Ona nie może umrzeć, rozumie pani - w głosie kobiety słychać było wyraźną rozpacz.
Grace już o nic nie pytała, widziała co się stało. Kobieta miała na szyi ślad po użądleniu. Musiała być to reakcja anafilaktyczna.
Grace uświadomiła sobie jednak że czekanie na karetkę nic nie da. Ponieważ miasto wciąż pozostawało zakorkowane. I pacjentka umrze zanim dostanie opiekę w profesjonalnych warunkach. Zauważyła że szpital znajduję się tylko ulicę dalej, dlatego postanowiła do niego pobiec. Albo po ratowników lub ewentualnie po wózek inwalidzki aby chociaż przewieźć kobietę do szpitala.
Przybiegła chwilę później z ratownikami medycznymi. Kobietę ostatecznie przewieziono do szpitala.

   Dzisiejszy dzień nie był specjalnie męczący. Zazwyczaj jest zdecydowanie gorzej. Masa operacji, pacjentów. Dziś było tego wyjątkowo mało. Grace wracała właśnie z konsultacji medycznych na ostrym dyżurze. Szła korytarzem, gdy nagle jej telefon zaczął wibrować. Co znaczyło iż ktoś dzwonił. Wyjęła więc komórkę z kieszeni swego białego jak śnieg fartucha i spojrzała na ekran. W jednej chwili zatrzymała się, po czym zbladła. Na wyświetlaczu właśnie wyświetlał się numer. Numer teraz w telefonie podpisany jako nieznany. Ale w jej głowie znany dokładnie co do cyfry. Patrzyła na ekran, przez chwilę przetarła oczy. Aby upewnić się czy wzrok jej nie myli. Choć ten miała wybitnie dobry, gdyby taki nie był nie była by chirurgiem. Stała tak analizując cyferki numeru, jednakże wszystko się zgadzało. Mimo iż tak dawno czekała na ten telefon to zdecydowała się go nie odbierać.
- Hej - Grace podskoczyła ze strachu, ale po chwili spojrzała na osobę która to do niej powiedziała. To była Angelina.
- Jejku, coś się stało? - pogładziła przedramię Grace.
- Hej! - odpowiedziała.
- Jesteś tak biała jak ten fartuch - rzekła Ellis. - Co się stało?
- Absolutnie nic - uśmiechnęła się Grace. - Już w pracy?
Angelina kiwnęła głową i zaczęła kiwać palcem na znak że jej nie wierzy.
- Doktor Artley ewidentnie nie potrafi kłamać - uśmiechnęła się.
Na chwilę zaległa cisza. Grace wbiła wzrok w podłogę.
- Dzień dobry, pani doktor - gdzieś w pobliżu rozległ się nieco cienki damski głos. Artley podniosła głowę, zobaczyła nieprzytomną kobietę z ulicy razem z tą która płakała. Kobiety podeszły do nich.
- Dzień dobry! - odpowiedziała Grace.
- Chciałyśmy pani podziękować - odrzekła ta która była wcześniej nieprzytomna. - Gdyby nie pani pewnie bym już nie żyła - odrzekła.
Angelina spojrzała nie wiedząc co się stało na Grace. Artley uśmiechnęła się pod nosem.
- Tak wygląda moja praca - rozłożyła ręce.
- Przepraszam, ale co się stało? - zapytała Ellis.
- Pani doktor, uratowała moją żonę - powiedziała kobieta która wcześniej płakała i objęła lekko w pasie tą która była nieprzytomna - Sama udzieliła jej pomocy i pobiegła do szpitala po ratowników medycznych.
Angelina spojrzała z wyraźną dumą w oczach na Grace.
- Naprawdę dziękujemy - powiedziała ta która wcześniej była nieprzytomna. - Jest pani bohaterką.
Artley uśmiechnęła się. - Naprawdę nie trzeba
Po chwili kobiety pożegnały się i odeszły.
- Pani doktor, a więc została pani bohaterką - Angelina złapała Grace za dłoń. Ta z kolei zawstydziła się lekko. I szepnęła coś Ellis na ucho, ta zaśmiała się i po kilku chwilach odeszły razem gdzieś w dal. Jednak nie trzymając się już za ręce.

   Angelina postanowiła zrobić sobie chwilę przerwy w pracy. Tak więc udała się do pokoju lekarskiego aby odpocząć z kubkiem gorącej kawy. Gdy weszła, zauważyła że na kanapie spał jej narzeczony Christopher. Zaśmiała się lekko ponieważ porozrzucał po podłodze poduszki z kanapy, a sam leżał na brzydko mówiąc łysej kanapie. Angelina wiedziała że w którejś z szafek regału w pokoju tym można znaleźć kocyk. Dlatego zaczęła go szukać. Robiła to najciszej jak się dało. Gdy w końcu znalazła koc, przykryła Stevensa. Ten jednak obudził się kompletnie przestraszony.
- Jakbym widziała śpiące dziecko - odrzekła.
On jednak nie zareagował na to, tylko usiadł na brzegu łóżka i zaczął przecierać twarz.
- Mhmm.. czy ja czuję ten aromatyczny piękny zapach kawki? - zapytał uśmiechając się.
- Owszem - odpowiedziała, on wstał i podszedł do niej. Pocałował ją w policzek, gdy ona wsypywała kawę do kubka. Gdy już wykonała tą czynność, spojrzała mu głęboko w oczy, a on położył dłonie na jej biodrach i zaczęli się całować. Angelina zaczęła się śmiać.
- Wieczorem robisz kolacje - powiedziała.
- Hej, to niesprawiedliwe. Za pocałowanie przyszłej żony? - zażartował opierając się o się o ramę od drzwi.
- Nawet nie mamy wybranej daty ślubu, przyszły mężu - nacisnęła na przyszły mężu, po czym podniosła czajnik z gorącą wodą i nalała jej do kubków.
- 30 kwiecień - Christopher uśmiechnął się.
Angelina spojrzała na niego pytająco.
- Nie mów, kochanie. Że nie pamiętasz co się tego dnia stało? - stanął na przeciw Ellis.
- Oczywiście że pamiętam - uśmiechnęła się.
- W takim razie co się wtedy stało? - zapytał biorąc łyk kawy.
- No dobra, nie wiem - odpowiedziała,
- Tak myślałem. Wtedy zaczęliśmy być parą - odrzekł.
- Oj przepraszam, Chris - odpowiedziała. On odstawił kubek i podszedł do niej.
- Wybaczam - powiedział uśmiechając się jednocześnie, Angelina wtedy pocałowała go. Drzwi od sali się otworzyły. Do pomieszczenia weszła Grace, położyła dokumenty które ze sobą niosła na biurku. Oparła się wyraźnie o biurko, była wyraźnie zdenerwowana.
- Hej! - powiedział Christopher. Grace odwróciła się. Chris obejmował teraz Angelinę.
- Hej. Przepraszam nie zauważyłam was - powiedziała, spojrzała na Angelinę. Ellis zauważyła to i ściągnęła z siebie powoli rękę Stevensa.
- Co ciężki dyżur? - zapytał.
- Można tak powiedzieć - odpowiedziała kiwając głową.
- U nas także, cały czas jacyś pacjenci. Ale po to przecież zostaliśmy lekarzami, aby pomagać ludziom. Aczkolwiek przy tym wszystkim sami nie możemy zapomnieć że jesteśmy ludźmi i czasem warto się zatrzymać aby napić się pysznej kawy. Zrobionej przez ukochaną osobę lub nie. Prawda, kochanie? - zwrócił się do Angeliny.
- Tak - spojrzała najpierw na Grace potem na na narzeczonego. Pocałował ją w czoło. Ellis zrobiła się całkowicie czerwona.
- Przepraszam was. Ale muszę niestety was opuścić. Pacjenci - powiedziała Angelina.
- To może chociaż do pijesz kawę? - zaproponował Stevens. Angelina kiwnęła głową przecząco. - To pilne - powiedziała.
- Szkoda. Do zobaczenia później - w jego głowie słychać było szczery żal, pocałował ją. Ona uśmiechnęła się do niego i wyszła.
Grace usiadła przy biurku.
- Grace, zrobić ci coś do picia? - zapytał Christopher.
- Nie, dzięki - odpowiedziała i zerknęła na telefon. Gdzie widniało kilka nieodebranych podłączeń. Po chwili po drugiej stronie biurka usiadł Christopher, popijał kawę i przeglądał coś w komórce.
- Myślisz że to miejsce jej się spodoba? - zapytał Grace i pokazał w telefonie stronę internetową, a na niej zdjęcie pięknego miejsca gdzieś nad morzem.
Artley spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Wiem że nie znasz jej zbyt dobrze. Ale jesteś kobietą, a wy macie jakieś takie umiejętności że potraficie docenić piękne miejsca.
- Jest piękne - odpowiedziała i zerknęła na telefon, znów dzwonił ten numer.
- To Australia, wiesz chce zrobić jej niespodziankę. Zawsze chciała tam jechać, a myślę że podróż poślubna to idealna chwila - odrzekł.
Grace pokiwała głową. Nic nie odpowiadając.
- Chyba dzwoni twój telefon - zauważył.
- A, tak rzeczywiście - Grace udała że nie wie że dzwoni on od dobrych kilku minut. - Przepraszam, pójdę odebrać - wstała i wyszła ponieważ nie chciała się mu tłumaczyć dlaczego nie chce odebrać zresztą nikomu. Artley wolała zostawić pewną wiedzę dla siebie. W związku z tym wyszła, poszła w kierunku łazienki. Sprawdziła czy jest pusta po czym odebrała. Nic nie mówiła tylko i wyłącznie słuchała co człowiek po drugiej stronie ma do powiedzenia.
- Grace? Czy to ty? - zapytał kobiecy głos. Artley milczała.
- Kochanie. Wiem że jesteś tam po drugiej stronie, dlatego proszę posłuchaj - osoba westchnęła i przełknęła gulę w gardle. - Chciałbym się z tobą spotkać i porozmawiać na spokojnie o tym wszystkim co się wydarzyło. Nie musisz mi wybaczać, po prostu chce być wysłuchana. Odpowiedz, proszę. Kocham cię - osoba się rozłączyła. Grace schowała telefon do kieszeni i szybko wyszła z łazienki.

Maybe In Another Universe Where stories live. Discover now