Rozdział I

54 2 0
                                    


Doktor Grace Artley niedawno przeprowadziła się do innego miasta. Nowe miasto, nowe życie, nowa praca. Z czego te ostatnie było dla doktor Artley najważniejsze. Miała podjąć pracę w jednym z najlepszych szpitali w całych Stanach Zjednoczonych. To co działo się za jego murami, było niesamowite. Nie bez powodu był prawie najlepszy w całych USA.

Grace dziś miała mieć swój pierwszy dzień. Zmierzała w kierunku szpitala. Już widziała jego główny gmach. Który był arcydziełem architektury modernistycznej. Był oszklony. Natomiast zza szyb widać było pracowników szpitala. Można było dostrzec ich pośpiech. Każdy się spieszył, tak niestety wyglądało życie w szpitalu. Nieustanny pośpiech i stres, na dodatek zmęczenie na które jednym lekarstwem jest kawa. Nie ważne czy świeżo parzona czy zimna, po prostu kawa.

Z każdym krokiem budynek wydawał się być co raz ładniejszy. Oprócz oszklonego gmachu na dole którego znajdowało się wejście do budynku, zaczęły ujawniać się pozostałe części szpitala. Dwa białe zabudowania pełne małych okienek. A, wszystko to było jednym niesamowicie pięknym budynkiem.

Artley weszła więc do szpitala, w środku wyglądał jeszcze lepiej. Mnóstwo ludzi znajdowało się w głównym wejściu. Naprzeciwko wejścia była recepcja. Grace podeszła tam aby odebrać swą plakietkę, po czym weszła w głąb szpitala.
- O widzę że jest nasz nowy nabytek - gdzieś z boku rozległ się głos dyrektora tego szpitala - Hansa Andersona. Grace zauważyła go, nie ciężko było to zrobić ponieważ czerń jego garnituru znacznie wyróżniała się wśród kolorowych lub nieelegancko ubranych lekarzy i pacjentów. Podeszła do nich. Stała obok niego dwójka innych lekarzy. Wysoki i posiwiały, czarnoskóry doktor w jasno niebieskim uniformie lekarskim. Oraz wyglądająca dość młodo lekarka. O włosach w ciemnym kolorze blondu, identycznym jak mężczyzna stroju lekarskim który zresztą idealnie dopasowywał się do koloru jej oczu oraz śnieżnobiałym kitlu.
- Dzień dobry! - powiedziała Grace do wszystkich.
- To jest właśnie doktor Grace Artley - lekarka kiwnęła głową, czarnoskóry wyciągnął dłoń na powitanie.
- Arthur Blunt. Kardiolog, internista - lekarka powtórzyła swoje imię i podała swoją specjalizację.
- Dr. Angelina Ellis. Pediatra - Artley podała rękę na powitanie, Ellis uśmiechnęła się. - Słyszałam o twojej operacji.
Grace uśmiechnęła się. - Przepraszam ale muszę iść. Zaraz zaczynam dyżur. Do widzenia - powiedziała Grace.
- Proszę iść. Pacjent nie może czekać - powiedział dyrektor, natomiast Grace minęła ich.

Ciszę na oddziale ratunkowym przerwał wjazd na salę ratowników medycznych wraz z pacjentem.
- Dziewczynka, lat 10. Wpadła pod koła samochodu. Przytomna, mocno poturbowana lewa noga, możliwe urazy wewnętrzne. Podaliśmy jej leki przeciwbólowy - ratownik na chwilę zagłuszył lament dziecka. Grace zaświeciła dziecku w oczy.
- Wszystko będzie w porządku - Grace zwróciła się do dziewczynki. Ta jednak nie zwróciła na to większej uwagi, wciąż płakała tak samo. Jej cierpienie było wyraźne. Nic w tym dziwnego, dziecko praktycznie nie miało lewej kończyny.
- Czy mogłybyście zadzwonić po pediatrę oraz zbadać jej grupę krwi, a potem zamówić kilka sztuk? - zwróciła się do pielęgniarek. Sanitariuszki od razu wzięły się do roboty.

Grace wrzuciła rękawiczki brudne od krwi do kosza, po czym wyszła z Soru. Jedyny numer jaki miała to numer telefonu do dyrektora. Zadzwoniła więc. Dzwoniła kilka razy, nie odbierał. Postanowiła dzwonić do skutku.
- Hej! - powiedziała Angelina Ellis. - To ty mnie wzywałaś? - uśmiechając się. Dopiero teraz Grace przypomniała sobie że poznana kilka godzin wcześniej lekarka jest pediatrą.
- Hej. Tak, na sali jest pacjentka - odpowiedziała Artley, wciąż dzwoniąc.

Ellis weszła tam, uśmiechnęła się, do dziewczynki ta w chwilę przestała aż tak bardzo krzyczeć, mimo bólu zaczęła się uspokajać. Lekarka odsłoniła lekko, najdelikatniej jak potrafiła ranę. Spojrzała tylko na nogę. Jej mina niemal od razu zmieniła wyraz. Sytuacja była bardzo poważna. W tym samym czasie na przeciwko niej stanęła Grace. Ellis znów uśmiechnęła się do dziewczynki i pogłaskała po głowie uspokajając.
- Doktor Artley! - powiedziała, spojrzała na Ellis. - Musimy jechać na blok operacyjny. Natychmiast!
- Jedziemy! - odpowiedziała Artley, natomiast pielęgniarki zabrały dziecko i zaczęły pchać łóżko.
Grace spojrzała na nią niepewnie. Nie była pewna czy to dobry pomysł.
- Nie możemy czekać. Z każdą minutą obumierają komórki, to ostatnie momenty aby uratować jej zdrowie. Chciałbyś mi asystować? - zapytała Ellis.
Grace spojrzała na nią. Po czym kiwnęła głową twierdząco. Lekarki ruszyły za pacjentką i pielęgniarkami.

Operacja trwała kilka godzin. Jednakże ostatecznie udało się uratować dziewczynkę.
- Świetnie ci poszło! - Angelina zwróciła się do Grace która obmywała ręce w umywalni, właśnie wyszła z sali operacyjnej, zwinęła gumowe rękawiczki i wrzuciła je do kosza. Artley spojrzała na nią, uśmiechnęła się.
- Tobie również! - odpowiedziała. Doktor Ellis zaśmiała się.
- Umieram z głodu. Może zechcesz mi towarzyszyć? - zaproponowała. Grace zgodziła się. Wytarły jeszcze ręce po czym wyszły z umywalni. Zmierzały w kierunku drzwi wyjściowych z bloku operacyjnego.
- Szczerze mówiąc myślałam że się nie uda. Ta noga wyglądała strasznie - powiedziała Ellis patrząc na Grace.
- Teraz czeka ją kilku miesięczna rehabilitacja - odpowiedziała Grace.
- Oby tylko to przetrwała - Angelina wpisała kod na pinpadzie w celu otworzenia drzwi. - Często bywa tak że ludzie poddają się na etapie rehabilitacji, zwłaszcza występuje to u dzieci. Aczkolwiek niestety bez rehabilitacji nie odzyskają sprawności.
- Niestety - odpowiedziała Grace.
- I jak ci się u nas podoba? - szły korytarzem.
Grace uśmiechnęła się pod nosem. - Chyba nigdy nie miałam tak ciekawego pierwszego dnia - powiedziała.
Ellis spojrzała na nią, uśmiechając się. Na chwilę zatrzymały się. Patrzyły sobie w oczy uśmiechając się. Po chwili zaczęły się śmiać. Gdy zaczęły znów iść. Nagle w kieszeni doktor Ellis zaczęło coś wibrować. Był to jej telefon. Wyjęła go z kieszeni, odebrała.
- Wybacz ale niestety musimy ten obiad przełożyć na kiedy indziej. Muszę biec na blok - powiedziała. - Cześć.
- W takim razie do kiedy indziej - odpowiedziała Artley. - Do zobaczenia - pokazała znak pożegnania, tak jakby pomachała.
- Do zobaczenia - Ellis uśmiechnęła się, po czym jej odmachała.

Maybe In Another Universe Where stories live. Discover now