Rozdział 8

9 2 0
                                    

Droga autobusem do domu zajęła ponad trzy godziny, w czasie których czytałam książkę, spałam albo rozmyślałam o Victorze. Jego zachowanie nie dawało mi spokoju. Wciąż zadawałam sobie pytanie, dlaczego tak mnie potraktował i odciął się. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Coś mi tu nie grało, tylko nie umiałam zdefiniować co. Jednak tak czułam, że studia mogą nas od siebie oddalić. To już nie była nasza mała Astoria, bezpieczny azyl, gdzie mieliśmy tylko siebie.

Dotarłam w późny piątkowy wieczór, jednak babcia Ruth czekała na mnie z kakałem i ciepłymi cynamonowymi babeczkami. Ojciec był gdzieś w trasie, ale miał wrócić następnego dnia. Babcia posadziła mnie przy kominku, a następnie zalała gradem pytań na temat studiów. Chciała wiedzieć wszystko, choć wyczuwałam, że tak naprawdę najbardziej interesowało ją, czy sobie radzę. Na jej twarzy widziałam radość a jednocześnie jakiś rodzaj smutku, zapewne związany z tęsknotą za swoją jedyną wnuczką.

–     Skracając twoje męki, miałam tylko jedną trudną sytuację w tłumie, ale na szczęście Victor był w pobliżu – wreszcie przyznałam, znacząco na nią patrząc. Ruth odpowiedziała mi spojrzeniem pełnym ulgi.

–     No właśnie, a gdzie jest Victor? Myślałam, że razem przyjedziecie.

–      Szczerze mówiąc nie wiem...

–     Coś się stało? – Babcia przysiadła się bliżej i położyła mi rękę na plecach.

Zamiast jej odpowiedzieć, nagle zaczęłam płakać jak dziecko. Puściły mi wszystkie nerwy skumulowane gdzieś pod skórą od kilku dni. Położyłam jej głowę na kolanach, a babcia nic nie mówiąc, tylko mnie po niej głaskała. Trwało to dłuższą chwilę. Kiedy się wreszcie uspokoiłam, opowiedziałam jej po kolei o tym, co się między nami wydarzyło. Słuchając własnego głosu, sama starałam się to wszystko zrozumieć. Na próżno.

Gdy zasypiałam z twarzą opuchniętą jak u pijaczki, ojca jeszcze nie było. Za to, następnego dnia przywitał mnie śniadaniem, co było całkiem miłe. Musiałam przyznać, że tęskniłam za domem. Na co dzień, gdy byłam pochłonięta studiami, tak tego nie odczuwałam, odsuwając od siebie sentymentalne myśli. Jednak teraz, odwiedzając Astorię, czułam jakąś dziwną, bezkresną pustkę. Coś się skończyło, żeby zacząć mogło się coś...

Po śniadaniu pojechałam z tatkiem na ryby. Dawno tego razem nie robiliśmy. Jako dziecko zdarzało mi się mu towarzyszyć, jednak już w czasach liceum była to rzadkość. Dlatego, gdy dziś się zgodziłam, widziałam na jego twarzy czystą radość. Ojciec nie był wylewnym człowiekiem, więc tym bardziej miało to znaczenie. Zanim wyruszyliśmy, poszedł zapakować sprzęt na pakę swojego pickupa, a ja zajęłam się przygotowaniem kanapek i termosu z kawą. Wybraliśmy się w jego stałe ulubione miejsce nad zatoką. Akurat tego dnia było tam mało chętnych na łowienie, choć spotkaliśmy kilku znajomych moich rodziców. Każdy oczywiście pytał, jak sobie radzę na studiach, a ja cierpliwie odpowiadałam na typowe pytania. Gdy udało się zarzucić nasze wędki i wygodnie rozsiąść na brzegu z kawą w ręce, tym razem tato przeszedł do ataku...

–     Czyli jesteś raczej zadowolona ze studiów? – zaczął.

–     Tak, nie mogę narzekać.

–     Dużo masz zajęć?

–     Sporo...

–     A mama odzywa się czasem? – nagle wypalił, czego mogłam się spodziewać, choć obstawiałam, że będzie dłużej krążył wokół.

–     Prawie w ogóle, ale to nic nowego, prawda?

–     Wiesz, jaka jest...

–     Zajęta, tak wiem to, odkąd sięgam pamięcią – zadrwiłam niemal drżącym głosem.

Nie znosiłam rozmawiać o niej. Była tak bardzo obecna w moim życiu, że prawie zapominałam o jej istnieniu. Sama do tego doprowadziła i nigdy, przenigdy nie postarała się nawet przez moment, żeby to zmienić. Gówno ją obchodziłam i taka była prawda...

Odetchnęłam z ulgą i przełknęłam słone łzy, gdy tato przestał zadawać mi niezręczne pytania. Chyba widział moją minę i po prostu odpuścił. Resztę czasu na rybach spędziliśmy w milczeniu, a mój w miarę dobry humor szlag trafił.

Gdy wróciliśmy do domu, babcia czekała z obiadem, jednak przeprosiłam ją i od razu poszłam do siebie na górę. Kompletnie nie miałam apetytu, chciałam jedynie zwinąć się w kłębek i przykryć po uszy kocem. Kotłowało mi się po głowie milion burych myśli, które chciałam jak najszybciej wyciszyć. Z tego wszystkiego zasnęłam. Nie wiem, ile spałam, ale gdy się obudziłam, od razu wiedziałam, że jest coś nie tak. Poczułam, że nie jestem sama w swoim pokoju, więc w bezwarunkowym odruchu zerwałam się na równe nogi. Kiedy zobaczyłam Victora siedzącego na fotelu obok i zwijającego się ze śmiechu, miałam ochotę przywalić mu czymś ciężkim. Szkoda, że akurat nie miałam nic pod ręką.

–     Oszalałeś, żeby tak się skradać? Myślałam, że zawału dostanę! – wysapałam, z powrotem ciężko opadając na łóżko.

–     Właśnie widziałem – Vic wciąż zanosił się śmiechem. – A żebyś słyszała, jak głośno chrapiesz Pstryczku! – kontynuował. 

–     Tak, jasne. W to akurat nie uwierzę.

–     Zdziwiłabyś się.

–     Co tu robisz, Vic? – zapytałam już zupełnie innym tonem, nagle przypominając sobie, że przecież nie odzywamy się do siebie.

–     Widziałem cię dziś z twoim tatą. Nie miałem pojęcia, że też postanowiłaś wybrać się tu na weekend – stwierdził w mało przekonujący sposób.

–     Gdybyś zapytał albo zaproponował podwiezienie, to byś się dowiedział, prawda Victor? – odparłam, wbijając w niego wzrok.

Byłam na niego zła, ale musiałam przyznać, że jego widok momentalnie poprawił mi humor. Stęskniłam się za moim Vickiem, ale oczywiście nie mogłam tak łatwo mu odpuścić. Był mi winien kilka wyjaśnień.  

–     Przepraszam Ellie... – wreszcie z siebie wydusił po kilku minutach milczenia. – za moje zachowanie i za to, że się nie odzywałem.

–     Możesz mi to wreszcie wyjaśnić?

–     Mam ostatnio gorszy czas.

–     Z powodu?

–     Bez powodu, tak po prostu – odpowiedział, unikając mojego wzroku. Znałam go, wiedziałam, że mnie ściemnia. Coś się u niego działo i po raz pierwszy w życiu nie chciał mi o tym powiedzieć. To było dziwne i podejrzane, jednak coś mi mówiło, żeby póki co, odpuścić. Wiedziałam, że jak będzie gotowy to i tak do mnie przyjdzie.

–     Sprawiłeś mi mega przykrość Victor.

–     Wiem, jeszcze raz cię przepraszam.

–     Nigdy więcej tak mnie nie traktuj, rozumiesz? – Chwyciłam go za sznurki od bluzy i pociągnęłam za nie, zbliżając nas do siebie. – Nie wiem, co był zrobiła, gdybyś już nigdy się do mnie nie odezwał – przyznałam łamiącym głosem, po czym, zaskakując nawet samą siebie, mocno się w niego wtuliłam.

W pierwszej chwili Vicka jakby zmroziło, bo stał jak ten sopel lodu i nie reagował. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że moje zachowanie go zawstydziło. Na szczęście po chwili zreflektował się i również mnie przytulił. Trwało to jednak krótki moment, bo nagle oznajmił mi, że musi już pędzić do rodziców, z którymi umówił się na kolację. Jednak na koniec dodał, że jutro zgarnie mnie po śniadaniu, żebyśmy wrócili razem do Seattle, na co prawie podskoczyłam z radości. Cieszyłam się, że między nami już wszystko w porządku, choć wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała wyciągnąć z niego prawdę.

Już w zupełnie innym humorze zeszłam do babci i taty, żeby spędzić z nimi wieczór. Ruth stwierdziła, że potrzebujemy czekoladowych lodów, popcornu i dobrego filmu. Babcia znała mnie jak własną kieszeń.

Miss PstryczekWhere stories live. Discover now