Rozdział 6

19 3 0
                                    

Gdy przybyłyśmy na miejsce do sąsiedniego budynku, impreza trwała w najlepsze. Cora, która już była trochę wstawiona, wręczyła mi duży czerwony plastikowy kubek z jakimś winem, sądząc po zapachu, po czym zaciągnęła mnie do tańca. Do tego akurat nie musiała mnie namawiać. Kochałam taniec od dziecka, niemalże na równi z moim aparatem fotograficznym. W Astorii mieliśmy szkolne kółko taneczne, na które chodziłam od pierwszej klasy podstawówki. W liceum kontynuowałam moją pasję na zajęciach z tańca nowoczesnego. To było coś, czego powoli zaczynało mi tutaj brakować. Podobne zajęcia dla chętnych miały tu ruszyć dopiero na wiosnę. Jedynie tańcząc, zapominałam o całym świecie, niczego się nie bałam, wszystkie moje lęki chowały się na ten moment gdzieś w kącie. Po warunkiem, oczywiście, że nie wiązały się z tym żadne publiczne występy. Nigdy w żadnych nie wzięłam udziału, a moim nauczycielom będę zawsze wdzięczna za wyrozumiałość w tej kwestii, mimo, że sami chętnie widzieliby mnie na scenie.

Tym razem było podobnie, taniec mnie uspokajał. Swobodnie poruszałam się w rytm muzyki, dobrze bawiąc się z Corą i udając, że piję to coś, czym mnie poczęstowała. Nie przepadałam za alkoholem, jednak czułam, że dziś lepiej nie polemizować w tej kwestii z moją współlokatorką. W pewnym momencie Cora zniknęła gdzieś w tłumie, a ja jeszcze chwilę oddawałam się rytmom melodii, po czym postanowiłam poszukać jakiegoś spokojniejszego miejsca na „przeczekanie" tego całego party. Jednak, kiedy się obróciłam, wpadłam twarzą prosto na czyjąś klatę w czarnej koszulce. Niestety zapach, który poczułam, był tym samym, który rozchodził się w czarnej beemce zaledwie kilka godzin wcześniej. Trzymając się za bolący po zderzeniu nos, powoli podniosłam wzrok.

– Jesteś cała niezdaro?

– Bardzo śmieszne. Chciałeś mnie staranować?

– W sumie to chciałem sprawdzić, czy faktycznie pijesz alkohol.

– Maison, przepraszam, ale nudzi ci się?

– Najwyraźniej.

– Lubisz się nade mną pastwić, czy o co chodzi?

– Nie powinnaś pić tego syfu – nagle wypalił, niczym mój ojciec.

– Bo co, zabronisz mi? – zapytałam po czym ostentacyjnie wzięłam dużego łyka tego paskudztwa, które już zdążyło zrobić się ciepłe w moim kubku. Ohyda...

Maison, niewiele myśląc, wyrwał mi kubek z ręki i uniósł go na taką wysokość, żebym nie mogła do niego dosięgnąć. Traktował mnie jak smarkulę, czym zaczynał doprowadzać mnie do szału.

– Oddaj to albo pójdę po kolejny. – Jak nigdy naszła mnie wielka ochota na picie.

– To też ci go zabiorę.

– Chyba sobie jaja ze mnie robisz. Idź się znęcać nad kim innym, dobrze? – fuknęłam.

– Zmieniłaś fryzurę? – nagle wypalił, jakby był niezrównoważony psychicznie. – A nie, czekaj... Po prostu nie włożyłaś swojej czapki niewidki. Ładnie ci tak, Astoria – przyznał, a następnie włożył mi kosmyk włosów za ucho.

Zdębiałam, a raczej w tej samej sekundzie zamieniłam się w sopel lodu. Nawet nie zdążyłam w żaden sposób zareagować. Jego zuchwałość dosłownie mnie sparaliżowała. Brat Cory, widząc moje zmieszanie, zaśmiał się jedynie pod nosem, po czym zmierzył mnie z góry na dół i raptem zniknął mi z oczu, a mój czerwony kubek razem z nim. Stałam tam jeszcze przez kilka sekund, zupełnie nie ogarniając całej tej sytuacji.

Co to, do diabła, miało być?? Stwierdziłam, że jeśli zaraz naprawdę się nie napiję, to chyba oszaleję, ale najpierw musiałam znaleźć Victora. Zaczęłam rozglądać się po rozbawionym tłumie w nadziei, że gdzieś odnajdę znajomą twarz. I nie myliłam się, Victor stał na drugim końcu pomieszczenia, opierając się o framugę drzwi i patrzył prosto na mnie. Wyglądało to tak, jakby przyglądał mi się od dłuższej chwili, więc zapewne widział to, co zaszło przed chwilą między mną a Maisonem. Miał dziwną minę, jakby był niezadowolony. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że już kolejny raz przyłapałam go w takiej sytuacji, a raczej on mnie przekomarzającą się z bratem Cory. W sumie to nie powinnam dziwić się jego reakcji, w końcu traktował mnie jak siostrę i nie chciał, żebym zadawała się z jakimś palantem. Jednak, mimo wszystko, jego zachowanie było trochę dziwne.

Na szczęście. Gdy usiedliśmy na razem na kanapie, momentalnie zeszliśmy na nasze tematy i niezręczna atmosfera, która jeszcze przed chwilą między nami panowała, szybko ulotniła się. Gdy dołączyła do nas Cora, zrobiło się zupełnie wesoło i okazało się, że spędziłam całkiem miły wieczór na głośnej imprezie. Robiłam postępy... Maison zupełnie zniknął mi z oczu, co tylko poprawiło mi humor. Na koniec po ostrych negocjacjach z Corą, udało mi się namówić ją na powrót do domu. Wiedząc, że gdzieś w pobliżu cały czas krąży idiota, który ją nękał, nie mogłam zostawić jej tam samej, a jej brat też miał prawo mieć swoje życie i po prostu gdzieś zniknąć. Przecież nie będzie cały czas ją niańczył.

Tym bardziej, że kiedy wyszliśmy w trójkę na zewnątrz, okazało się, że był zajęty „niańczeniem" kogo innego – długowłosej blondyny uwieszonej na jego szyi. Ale nie to mnie zaskoczyło, zresztą niby z jakiej racji, tylko reakcja Victora... Chłopak na widok Maisona złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w kierunku mojego budynku. Przez jakiś czas szłam za nim, a raczej biegłam potulnie jak baranek, ale w końcu nie wytrzymałam.

– Victor zwolnij, co ty odstawiasz?

– Nic, przecież cię odprowadzam – wreszcie zatrzymał się i puścił moją rękę.

– Tylko odprowadzasz? – zaśmiałam się. – Po co ta cała szopka?

– Jaka szopka, nie wiem o czym mówisz?

– Nie musisz mnie tak niańczyć! – Uniosłam się.

– Po prostu nie mogę patrzeć, jak ten palant ostrzy sobie na ciebie zęby!

– Mówisz o Maisonie?

– Nie, o moim starym – prychnął, jednocześnie uciekając przede mną wzrokiem.

– Victor, rozumiem, że się o mnie martwisz, ale wydaje mi się, że od jakiegoś czasu przesadzasz! Już jestem na tyle duża, że sama świetnie dam sobie radę z idiotami, którzy myślą, że mogą się nade mną pastwić tylko dlatego, że jestem inna.

– Pastwić? – Vic zapytał zdziwionym tonem.

– No tak, a jakbyś to inaczej nazwał?

– Ellie, ty naprawdę jesteś naiwna – rzucił ironicznie, po czym zaczął się głośno śmiać.

– Wiesz co, weź lepiej już idź – fuknęłam tak wkurzona, że aż zrobiłam się cała czerwona, po czym obróciłam się na pięcie i nie czekając, aż łaskawie zniknie mi z oczu, pierwsza zaczęłam iść przed siebie.

– Ellie, zaczekaj. – Dogonił mnie, złapał za ręce i zmusił, żebym się przed nim zatrzymała.

– Daj mi spokój, rzucasz głupimi tekstami, śmiejesz się ze mnie i zachowujesz jakbyś był zazdrosny. – Tego ostatniego nie planowałam powiedzieć, przecież to było niedorzeczne.

Jednak Victor słysząc to, zrobił taką minę, jakbym powiedziała najgorszą rzecz na świecie, po czym nie żegnając się, zostawił mnie na środku akademickiego trawnika i ulotnił się z prędkością światła. Zupełnie zdębiałam. Wiedziałam, że palnęłam największą głupotę, ale jego reakcja była dla mnie tak niezrozumiała, że w głowie miałam jeden wielki mętlik.

Z tego wszystkiego zapomniałam o Corze, która pewnie w końcu została na imprezie. Jasny szlag!

Miss PstryczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz