Rozdział 25

7.2K 293 89
                                    

Clare

Ostatnim co usłyszałam tamtego wieczora w domu Williama był jego donośny krzyk, który niczym echo rozszedł się po całej posiadłości.

Nie próbowałam dociekać co tam się stało. Nawet nie chciałam, a tak naprawdę to po prostu nie mogłam. Byłam zbyt roztrzęsiona i przepełniona emocjami po naszej wcześniejszej rozmowie. Bez większego zastanowienia wyszłam z budynku, nawet przez krótki moment nie obracając się za siebie.

Czułam przykry smak porażki oraz gorycz rozczarowania, która w tym momencie rozlewała się po całym moim ciele.

Jego słowa nieustannie kotłowały się w mojej głowie. I naprawdę chciałam wierzyć, że to, co się stało to była tylko nic nieznacząca sytuacja. Jednak prawda wydawała się być zupełnie inna.

Być może nie byłam mu w pełni obojętna. I być może nawet coś dla niego znaczyłam. Jednak on zdecydowanie mi nie ufał. I prawda była taka, że ja również nie ufałam jemu. Już nie.

Między nami wciąż było zbyt wiele tajemnic, których on za wszelką cenę chciał chronić. Nie rozumiałam jego postępowania. W końcu byliśmy partnerami. Miałam wrażenie, że stanowimy zgrany zespół, ale najwyraźniej było to tylko moje mylne wrażenie, które tak usilnie starałam się sobie wmawiać.

Między nami momentalnie powstał niewidzialny mur, którego żadne z nas nie próbowało nawet przeskoczyć. Bo i po co?

Przecież skąd można wiedzieć co znajdziemy po drugiej stronie?

Mimo że ja byłam gotowa na takie ryzyko to on zdecydowanie nie wyrażał takich chęci. Nie rozumiałam czego tak bardzo się obawiał. Co takiego tak naprawdę skrywał.

Przecież doskonale wiedziałam, że nie był święty. Zarabiał miliony, a do tego praktycznie zawsze nosił przy sobie broń. Domyślałam się, że mógł mieć wielu wrogów, albo przynajmniej osób, które źle mu życzyły. Najgorsze jednak było to, że z biegiem czasu to kompletnie przestawało mi przeszkadzać. Nieważne jak okropna mogła być prawda chciałam ją poznać. A tak naprawdę to chciałam poznać jego w tej prawdziwej wersji. Bez żadnych upiększeń czy udoskonaleń.

Potrzebowałam prawdy, bo potrzebowałam jego.
W każdej możliwej wersji.

Dlatego tym bardziej przykry był dla mnie fakt, że od dwóch dni nie odezwał się do mnie ani jednym słowem. Nawet nie próbował. Nie napisał. Nie zadzwonił. Najwyraźniej w dalszym ciągu nie chciał mi tego wytłumaczyć.

Dostałam jedynie suchą wiadomość od nieznanego numeru, która jak się później okazało była od jego sekretarki. Kobieta bardzo zwięźle i zdawkowo przekazała mi, o której wielki pan i władca się po mnie zjawi.

Po ostatnich dniach po raz pierwszy zaczęłam poważnie żałować, że się na to zgodziłam. Nie sądziłam, że tak łatwo będzie mi przebywać w jego towarzystwie, rozmawiać z nim, spędzać czas w jego środowisku, z jego rodziną. Nie wiedziałam, że tak łatwo się do tego przyzwyczaję, a tym samym, że równie łatwo przywiążę się do niego samego.

Jednak nadszedł najwyższy czas, aby obudzić się z tego nierealnego snu i odegrać swoją rolę. Miliarder jego pokroju i przeciętna studentka z zarobkami wystarczającymi ledwie na swoje utrzymanie.

Na co ja liczyłam? Byłam strasznie naiwna sądząc, że to naprawdę mogło się udać.

Po raz kolejny stałam przed niewielkim lustrem w moim pokoju jednak tym razem mój entuzjazm był znacznie mniejszy niż ostatnio.

Niechętnie przebrałam się w jasnobłękitną sukienkę z lekko brokatowym tiulem, dodając do całości jasne szpilki z wiązaniem na kostce w podobnym stylu. Zdecydowałam się spiąć moje włosy w delikatnego koka, wplatając w nie równie błyszczącą ozdobę. Cała moja kreacja była tak długa, jak na balową suknię przystało. Z tyłu natomiast prezentowało się wyraźne gorsetowe wiązanie, które dodawało jeszcze więcej elegancji.

Deliverance - Edevane Brothers 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz