23 2 14
                                    

Szczęście bywa ulotne,
chyba, że jest fałszywe.




━━━━━━━━━━
ᴄʜᴀᴘᴛᴇʀ ᴠɪɪ
THE WARMTH OF YOUR ARMS.




ㅤㅤTo było coś nowego. George miał wrażenie, że nigdy nie czuł czegoś takiego. Minęły już dobre trzy godziny odkąd wrócił do domu po ich wycieczce. Leżał na łóżku już dawno po kąpieli, w piżamie, a jego serce waliło wciąż tak samo. Nie mógł zapomnieć uczucia dłoni Claya w tej swojej. Mógłby się do tego naprawdę przyzwyczaić. Do tej całej obecności drugiego obok i on naprawdę... chciał go pocałować.

Ta dziwna myśl pojawiła się w jego głowie odkąd zamknął za sobą drzwi pokoju. Ile się znali? Niewiele jak na rodzące się w nim uczucia. Nie miał pojęcia czy nawet powinien czuć to wszystko. Clay miał być tylko przyjacielem. Właśnie słowo miał jest całkiem trafne. Brunet zdawał sobie doskonale sprawę, że ta granica w jego sercu zaczyna się dość konkretnie zacierać. Z dziwnego powodu chciał go mieć przy sobie, czuł się lepiej. Bezpieczniej. Zdawał sobie sprawę, że traktuje Claya w dużo bardziej czuły sposób niż takiego Wilbura. Niby obaj byli przyjaciółmi, ale jego serce dość stanowczo zaczęło wykładać różnice na stół.

Czuł się jak zakochana nastolatka. I podobało mu się to.

Nie miał pojęcia, która godzina była nim jego oczy się zamknęły i zasnął spokojnie. Niestety nie mógł sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek, bo już z samego rana obudziło go mocne płukanie do drzwi. Dosyć niechętnie podniósł się z łóżka otwierając je zaspany.

── W czym problem?

── Rodzice proszą jak najszybciej do salonu. ── średniego wzrostu starszy mężczyzna poinformował go z niemą prośbą w oczach o jak najszybsze zejście. Kiwnął głowa i zamknął drzwi, aby jak najszybciej się przygotować.

George pamiętał Williama od małego, dość długo pracował już dla jego ojca i trudno byłoby go pominąć w służbie. Podziwiał go za tą wytrzymałość i strzeże współczuł takowego pracodawcy, kiedy zaczął widzieć pewne rzeczy. Jednak ten wciąż tu był, wierny i uśmiechnięty, kiedy tylko George go potrzebował.

Może właśnie dla niego wciąż tu był.

Schodząc po schodach nie miał pojęcia czego miał się z spodziewać tak naprawdę. Czy dowiedzieli się kim był Clay? Odkryli jakąś jego tajemnicę? Załatwili mu ochroniarza? A może wydziedziczają go z rodziny i domu, ale jednak to byłaby już nagroda dla niego. Tyle pytań, a brak odpowiedzi.

Rodziców zastał na sofie w salonie. Niemal przeszedł go dreszcz na ich powagę i zimno wypisane na twarzach.

── Mamo, tato. ── kiwnął głową na przywitanie. ── Czy coś się stało?

── To nic poważnego, George. ── zaczęła matka. ── Dostaliśmy z tatą pilną wiadomość i musimy wyjechać na cztery dni. Ufamy ci i zostawimy samego z służbą.

── Mówiłeś, że ten twój chłoptaś ma ojca w policji, tak? Skoro mu ufasz możesz go tu zaprosić pod naszą nieobecność. Będziemy się czuć lepiej, że nie jesteś sam. ── dorzucił stary Davidson, Joseph. Najwidoczniej dosyć ciężko przechodziło mu to przez gardło. George domyślał się, że zwyczajnie nie do końca jeszcze pogodził się z jego orientacją. Nie żeby też mu to ułatwiał jakoś mocno.

── Mamo...? ── spojrzał na kobietę w szoku szukając potwierdzenia. Nie do końca mógł uwierzyć w słowa ojca.

── Tak jak powiedział, Joseph. Możesz go tu zaprosić, ale lepiej dla ciebie, gdyby go tu nie było jak wrócimy. ── Penelope posłała mu zimne spojrzenie i machnęła dłonią na syna dając mu znak, że może sobie pójść. ── Za godzinę wyjeżdżamy. ── dodała, gdy znikał za ścianą kierując się do kuchni. Skoro już jest na dole to chociaż zje śniadanie.

•  •  •

Dochodziła dziewiętnasta, kiedy zdecydował się napisać do Claya czy chce na wpaść na noc kolejnego dnia. Ot normalna wiadomość do przyjaciela o wspólną nockę pełną filmów i rozmów. W głowie już miał plan na większość rzeczy, które chciałby z nim zrobić, obejrzeć czy o czym porozmawiać. Nie dostał odpowiedzi, za to jego telefon zadzwonił, a on szybko odebrał.

── Ale co z twoimi rodzicami, George? ── to było pierwsze pytanie jakie usłyszała po odebraniu i uśmiechał się pod nosem dumnie.

── Wyjechali na cztery dni i to oni właśnie zaproponowali mi, żebym cię zaprosił. ── przyznał szczerze, nie chcąc ukrywać niczego przed Reeve. ── To jak będzie? Wpadasz?

── Przeszkadzałoby ci, gdybym wpadł już dziś?

── Huh, nie. ── zmarszczył brwi. ── Czy coś się stało Clay?

── Nie chcę tu być, Georgie.

── Wyślę ci adres i czekam.

Ledwie połączenie zostało zakończone, a George na szybko starał się ogarnąć każdy kąt pokoju. Nie miał zamiaru pozwolić starszemu spać gdzieś indziej niż jego własny pokój. Nie dało się ukryć, że był ciekawy co takiego się nie wydarzyło. Wątpliwości nie miał, że wina leżała po stronie ojca chłopaka. Żadne zaskoczenie. Clay wspomniał jak okrutny potrafi być w murach ich domu. Tak cholernie chciałby go ochronić przed tym człowiekiem.

Rzucił koc na łóżko i założył bluzę wychodząc z pomieszczenia, aby zejść zrobić dla nich herbatę i coś do jedzenia. Był w połowie robienia ciasta na gofry, kiedy po domu rozległ się dzwonek. Wytarł dłonie w ścierkę i zaglądają na kamerkę przy drzwiach dostrzegł Clay'a za bramą i bez zastanowienia włączył odpowiedni guzik wpuszczając go do środka, zaraz po tym otwierając drzwi obserwując jak wyższy niemal biegiem pokonuje drogę do drzwi. Nie zdążył nawet przejść przez próg, kiedy zamknął Davidsona w swoich ramionach bez żadnego słowa.

── Przepraszam, przepraszam, przepraszam...

── Clay? Co się stało? Dlaczego przepraszasz? ── objął go mocno przyciągając jak najbliżej.

── Wybacz mi, Georgie.

Stali tak kilka minut, w ciszy aż chłód objął nieco młodszego i zdecydował się to przerwać. Wpuściła chłopaka do środka i zerknął na jego torbę prowadząca go wpierw do pokoju, by mógł ją tam zostawić.

── Później wszystko obejrzysz i opowiesz, na razie chodź skończyć robić gofry.

Gotowanie na pewno nie było mocną stroną żadnego z nich, ale przynajmniej w miarę możliwości było zjadliwe. W akompaniamencie śmiechu i rozmowy zjedli i schował naczynia do zmywak zabierając ze sobą jedynie kubki z herbatą. George sprawdził czy drzwi są na pewno zamknięte i poprowadził ich do pokoju. Wskazał jedną z łazienek starszemu, a sam udał się do innej na dół biorąc szybki prysznic i wracając pierwszy do sypialni. ICH wspólnej sypialni na cztery długie noce. Wątpił, aby chłopak chciał go zostawać pod nieobecność jego rodziców. Nie było wątpliwości, że będzie tu z nim cały czas, a to mu całkowicie odpowiadało.

Clay w końcu pojawił się w środku. Na ustach błąkał się mu delikatny uśmiech, kiedy odkładał ubraniach na krzesło przy biurku i kierował się w stronę łóżka tuż obok przyjaciela.

── Chciałbyś coś obejrzeć? Może porozmawiać...? ── Clay pokręcił głową sięgając dłonią nad młodszym by zgasić lampkę na szafce nocnej, jedyne świtało w pokoju.

── Po prostu chodźmy spać, co? Porozmawiamy jutro.

Clay nie pytał, kiedy objął George'a swoimi ramionami i przyległ plecami do tych jego, a George nie miał zamiaru uciekać.

Było ciepło i przyjemnie, kiedy zasypiał. Uwielbiał to. Uwielbiał Clay'a.









──────────────
#becauseitsyouwatt on Twitter. (X)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 16 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Because it's you. { DNF }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz