26 5 19
                                    

Zaufanie zawsze zostanie złamane najszybciej tam, gdzie wsparcie i miłość grają główną rolę.




──────────────
ᴄʜᴀᴘᴛᴇʀ ᴠ
BROTHERS




ㅤㅤㅤ Clay zawsze miał nijakie podejście do rodziców. Na początku starał się jak mógł, aby zyskać ich uwagę i wsparcie. Okazywał szacunek i uśmiechał lekko, kiedy pochwalali jego zachowanie. Nawet nie zarejestrował momentu, gdzie został zamknięty w klatce swojego ojca pod jego twardą ręką i czujnym spojrzeniem matki. Nie wyobrażał sobie, że jakiekolwiek inne dziecko drży na widok rodziny i płacze w poduszkę, pragnąc ich miłości, jednocześnie. Z wiekiem i czasem przestało go to wszystko interesować, wręcz pragnął trzymać się od nich daleka, a jedyne miejsce, gdzie ich kolejno spotykam była kolacja.

Nie miał pojęcia, w którym momencie w ich domu pojawiła się dwójka chłopców. Moment ich przybycia wybił z głowy, bo miejsce tego wspomnienia zajęły uśmiechy rodziców, i to ile troski wkładali w spędzanie z nimi czasu, a ich rodzony syn mógł tylko stać obok i patrzeć na to z czystą zazdrością. Może, dlatego tam cholernie nienawidził Nicka i Tommy'ego. Aż do czasu, kiedy wszystko nabrało czarnych barw. Okazało się, że jego ojciec jest znacznie, kim groźniejszym niż zwykłym prawkiem z głównej strony gazety, a jeszcze szybciej zaczął wciągnąć swoich synów w ten biznes. Wtedy Nick i Clay poczuli dziwną więź, by się w tym wspierać i starać trzymać najdalej, jak da. Jedynie Thomas lgnął do starego Reeve. Na jego nieszczęście został odrzucony, a bracia szybko go przyjęli, chroniąc między sobą. Był najmłodszy, naiwny, a oni mu wybaczyli.

Dopiero przyszłość miała pokazać ich błędy.

• 

Clay pokręcił głową, wzdychając cicho. Słońce zachodziło odbijając ostatnie promienie na tafli morza. Powietrze byłoby już nieco chłodniejsze, a nieco senny George siedzący obok opierał głowę na jego ramieniu.

── Co się dzieje? ── zapytał go cicho i starszy zadrżał niekontrolowanie na jego ciepły oddech przy własnej skórze. ── Clay?

── To nic takiego Georgie. ── westchnął. Nie było nawet opcji, że powie o wszystkim brunetowi. Cały plan, który narzucił na niego ojciec poszedłby się pierdolić, a sam w sobie Clay byłby skończony. Ojciec wysłałby go pewnie zagranicę i odciął od nich całkowicie. Ewentualnie mniej groźna opcja to po prostu wyrzucenie na bruk i zostawienie z niczym. Tutaj, jednak istniała szansa, że szybciej sobie poradzi, a tylko dzięki znajomym, których tu miał. ── Nie zrozumiałbyś.

Davidson podniósł głowę nagle rozbudzony tymi słowami, próbując patrzeć na niego groźnie. Zaspane jednak oczy całkowicie to zmieniały i Reeve był zdania, że wygląda po prostu cholernie uroczo.

── Powtórzę, co się dzieje Clay? Jesteśmy przyjaciółmi, co nie?

── Jesteśmy. ── westchnął. ── Wiesz, że mój ojciec to prawnik, na ogół jest miłym człowiekiem. Jednak lubi mieć i czuć kontrolę nad wszystkim, więc czasem go ponosi w domu. Czasem po prostu uświadamiam sobie, że w tym domu nie mam swojego miejsca.

── Więc niech twoje miejsce będzie przy mnie, tu będziesz bezpieczny. ── rzucił szybko George, trzymając dłoń przy swoim sercu, jego policzki dość szybko pokryła czerwień na wypowiedziane przez siebie słowa, ale wciąż twardo patrzył w oczy starszego. Oczy, które teraz wypełniły się łzami. Jego ramiona objęły młodszego, który zaskoczony nie zrobił tego samego w pierwszej chwili. Dopiero czując łzy Claya na swoim ramieniu przycisnął go mocniej do siebie. Nie zdawał sobie sprawy jak wiele znaczyły jego słowa dla skulonego w jego ramionach chłopaka.

Księżyc błyszczał w całej swojej okazałości się już na niebie, kiedy wsiadali już do powrotnego pociągu. Obydwaj trzymali swoje dłonie i podsyłał nieśmiałe uśmiechy. Zaraz po tym, jak Clay się wypłakał, to George wyrzucił nieco więcej z siebie niż planował. Jeszcze długo siedzieli tam razem i płakali w swoje ramiona. Mimo że nie potrzebowali już potem więcej słów czuli się wręcz nadzy w tamtej chwili. Jakby odkryli swoje własne tajemnice, wszystkie po kolei, a jednak byli dla siebie tak cholernie obcy.

Clay miał wrażenie, że jego serce wyskoczy z piersi za każdym razem, gdy George rzucał mu lekkie uśmiechy, ściskał dłoń, czy patrzył tym zmartwionym wzrokiem. Pierwszy raz w życiu poczuł się lepiej tak ważny dla kogoś, był na pierwszym miejscu i George nie miał zamiaru nikomu poświęcić tyle uwagi co właśnie jemu. W jednej chwili chciał mu się przyznać do wszystkiego i po prostu spakować z nim, a potem uciec daleko od rygorystycznych rodziców. Szybciej jednak się wycofał i zamknął to wszystko w sobie. Musiał dać im czas. Miał przed sobą prawie cały rok. Może uda się jakoś odwlec ojca od całej tej zemsty albo naprowadzić rodziców młodszego do spłaty długu. Może istniała jakaś szansa na ich własne szczęście. Może nie wszystko było stracone. Wszystkie było pod znakiem zapytania.

Nie odezwali się do siebie, przysypiając na swoich miejscach. Clay zdążył dobić się jedynie do Nicka, by przyjechał po ich dwójkę, a nim się obejrzeli zamiast w pociągu siedzieli w samochodzie starszego Reeve.

── Thomas nabroił Clay. ── to były pierwsze słowa, jakie rzucił ten do brata, gdy obydwaj zajmowali miejsce z tyłu, mając dziwną ochotę być cały czas blisko siebie, tylko, dzięki temu George poczuł od razu, jak ten się spina i chyba dość niekontrolowanie ścisnął dłoń Davidsona.

── Poradzimy sobie z tym.

George nie pytał, a Clay w tym momencie nie wiedział, jak wiele miał na myśli Nick przez „nabroił”, bo w życiu się nie spodziewał, że Tommy okaże się być wiernym pionkiem jego ojca donoszącym na dwójkę kochających go braci. Kochających, bez jego wzajemności.





──────────────
#becauseitsyouwatt on Twitter. (X)

Because it's you. { DNF }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz