- Skąd go znasz? - ciągnął.

Wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok. Moje dłonie nagle wydawały mi się niezwykle interesujące. Patrzyłam na swoje poobgryzane paznokcie, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Poznałam go kiedyś na imprezie.

Wzrok brata wciąż wiercił we mnie dziury. Chciałam zrozumieć, skąd to przesłuchanie. Chciałam dowiedzieć się, dlaczego tak wypytuje o John'a, ale czułam się przegrana.

- Jakiej imprezie? - nie odpuszczał.

Przymknęłam oczy, czując ukłucie w środku. Widziałam, że na to pytanie nie mogę mu odpowiedzieć. A może po prostu nie chciałam.

- U znajomego ze szkoły - skłamałam.

- Tam się z tobą umówił? - głos chłopaka wciąż był ciężki.

Pokręciłam przecząco głową, a kilka kosmyków moich włosów opadło mi na twarz. Oczy mi się zaszkliły. Nie miałam siły nadal opierać się emocją.

- Ashley spotyka się z jego kolegą - wyznałam prawie szeptem.

Odważyłam się spojrzeć na swojego brata. Miał zaciśniętą szczękę. Knykcie na jego dłoniach pobielały.

- Jak się nazywa?

Patrzyłam w jego oczy, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę. W myślach w ekspresowym tempie analizowałam wszystkie za i przeciw. Dlaczego tak strasznie się na mnie złościł?

- Mike Davies - odpowiedziałam.

Widziałam jak jego mina się zmienia. Jak cały się spina, a w jego oczach rodzi się fala gniewu. Rozpętałam burze.

- Masz nigdy więcej się z nimi nie spotykać - wycedził - Jasne?

Błądziłam wzrokiem po jego twarzy. W myślach błagałam by wrócił. Gdzie się podziałeś, William? Przecież my tacy dla siebie nie jesteśmy.

- Dobrze - odparłam.

Spuściłam wzrok. Czułam, jak łzy zbierają się w moich oczach, znajdując upust. Kilka samotnych kropel spłynęło po moich policzkach. Trzaśnięcie drzwiami, sprawiło, że podskoczyłam do góry. W tamtym momencie i coś we mnie runęło.

***

- Nie rozumiem - Ashley pokręciła głową - Dlaczego tak się wściekł?

Przytulałam się do jej nóg, leżąc na łóżku. Następnego dnia od razu po szkole, poszłyśmy do jej domu. Wiedziała, że bardzo chcę o czymś porozmawiać i byłam jej tak cholernie wdzięczna, że znalazła dla mnie czas i ciepło przyjęła moje zdenerowanie.

Od rozmowy z William'em nie mogłam się na niczym skupić. Długo płakałam, przytulając się do wielkiej poduszki. Pragnęłam to wszystko zrozumieć, ale nie potrafiłam znaleźć wytłumaczenia.

- Myślisz, że to z nim się pobił? - zapytała.

Uniosłam głowę, spoglądając w jej błękitne oczy. Przeszło mi to przez myśl, ale wydawało mi się tak irracjonalne.

- Chyba nie - odparłam, kręcąc głową - Dlaczego mieliby sie bić?

Widziałam, jak Ashley wzrusza ramionami.

- Chłopcy są różni - odpowiedziała - Kto wie co mają w głowach.

Oblizałam spierzchnięte usta i potaknęłam głową. Może miała rację?

- Może pokłócili się o jakąś głupotę - ciągnęła - Znam William'a i jestem w szoku, tak samo jak ty... Ale może to nic poważnego?

Chciałam w to wierzyć. W głębi serca pragnęłam, by to wszystko okazało się tylko głupią sprzeczką, nieporozumieniem. Tylko dlaczego wciąż nie dawało mi to spokoju? Dlaczego czułam, że chodzi o coś więcej?

- Nie będę mogła jechać z wami w weekend - powiedziałam cicho, mocniej obejmując jej nogi.

Blondwłosa poprawiła się nerwowo, dotykając moich splątanych włosów. Jej delikatny dotyk, koił wszystkie moje nerwy. Był plastrem na rany.

- Nawet tak nie mów - odpowiedziała surowo - Walić William'a i jego chore zakazy!

Zaśmiałam się, słysząc jej oburzony ton. Podniosłam się i wyprostowałam. Wpatrywałam się w jej niebieskie oczy, błyszczące i takie głębokie.

- Wiesz, że nie lubię się z nim kłócić - odparłam.

Ashley pokiwała głową ze zrozumieniem, ale widziałam, jak zaciętość wciąż jej nie opuszcza.

- Więc nie wspomnimy mu o Mike'u.

Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Gdyby to było takie proste. Gdyby wystarczyło coś zataić, skłamać. Byliśmy z bratem swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Mieliśmy fantastyczny kontakt, zupełnie przeciwnie niż inne rodzeństwa. Był mi bliższy niż ktokolwiek inny. Myśl o naszej kłótni łamała mi serce, nie chciałam tego pogarszać. Przechodzić przez to kolejny raz.

- Naprawdę się zauroczyłaś, co? - powiedziałam po długiej ciszy.

Widziałam, jak coś w oczach mojej przyjaciółki zabłyszczało. Niewielki rumieniec wkradł się na jej policzki. Naprawdę się zakochała.

- Nie jestem pewna - odpowiedziała cicho - Wiesz, czasem bardzo chciałabym, żeby to wszystko poszło do przodu. Żebyśmy spróbowali - wypatrywała się czujnie w moją twarz - Ale obawiam się, że on nie czuje tego samego. Że jestem dla niego tylko nic nie znaczącym etapem.

Zmrużyłam oczy, przybliżając się do przyjaciółki. Usiadłam tuż obok niej, opierając się o ścianę. Nasze ramiona się zetknęły. Czułam jej fiołkowy zapach.

- Czy etapy nie są krótsze? - zapytałam - Spędzacie ze sobą sporo czasu, zgadza się na wszystko o co go poprosisz. Chce jechać z tobą na weekend.

Patrzyłam się w ścianę przed sobą. Chociaż Davies nie był moim ulubieńcem, widziałam, jak uszczęśliwia Ashley. Jak dziewczyna przy nim promienieje, śmieje się, staje bardziej pewna siebie. Nie chciałam odciągać jej na siłę od niego, bo wyimaginowałam sobie pewne obawy. I gdy, tak spoglądałam przed siebie, dotarło do mnie, że te obawy nawet nie dotyczyły jego. Że były skierowane do zupełnie innego chłopaka.

- Tyle, że ja nic o nim nie wiem, Jenny - powiedziała Ashley, chowając twarz w dłonie - Spędzamy ze sobą czas, ale tak niewiele rozmawiamy o zwykłych rzeczach. Nie zwierzamy się sobie, nie mówimy, co lubimy, a czego nie.

Objęłam ją ramieniem przyciągając do siebie. Pocałowałam ją delikatnie w czubek głowy, napajając się jej przyjemnym zapachem.

- Macie sporo czasu, żeby się tego wszystkiego dowiedzieć - wyszeptałam - Czasem, to co dostaje się od razu, jest dużo mniej warte, niż to, na co trzeba czekać.

____________________________
Ściskam Was mocno czytelnicy! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał 🖤 Jeśli znajdziecie chwilę, byłabym wdzięczna za podzielenie się ze mną waszymi opiniami 🖤

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now