Rozdział 4.

18 3 0
                                    

Damon

- Nie jesteś głodna? - przyglądałem się, jak Mazen miesza w swojej sałatce.

- Mhm ? - zapytała jakby wyrwana z transu.

- Wszystko dobrze ? - patrzyłem na nią uważnie.

- Tak, zwyczajnie się zamyśliłam.

- Jesteś małomówna, a to raczej niecodzienne. - zaśmiałem się.

- Mam kilka spraw na głowie.

- Jak nie miałaś czasu, mogłaś napisać, zrozumiałbym.

- Nie, chciałam się z Tobą zobaczyć. - uśmiechnęła się delikatnie, a ja czułem, jak moje serce przyspiesza, a uśmiech powiększa z sekundy na sekundę.

Chciałaś się ze mną zobaczyć.

- Cieszy mnie to. - starałem się brzmieć spokojnie.

- Opowiedz mi, co u Ciebie. - odsunęła jedzenie, opierając łokcie na stoliku, podtrzymując rączkami swoją brodę.

- Nie wiem, co chcesz usłyszeć. - zawahałem się.

- Wszystko, nie musisz niczego omijać. - powiedziała zachęcająco.

- Łącznie z moim porannym prysznicem ?

- Jeśli tak ci będzie wygodniej ? - uniosła prawą brew wyzywająco.

- Sama tego chciałaś. - puściłem jej oczko, na co dziewczyna wybuchła śmiechem. - Tego mi właśnie w tobie brakowało.

- O czym mówisz ? - zapytałem zaciekawiony.

- O tym twoim pięknym uśmiechu. - powiedziała szybko, ale za chwilę jakby przemyślała swoje słowa.

Jej policzki zrobiły się lekko czerwone, ale ona, zamiast zawstydzić się bardziej, uniosła swój podbródek i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

-

Ten spędzony czas z Mazen, może i był krótki, ale wystarczył, bym czuł się o niebo lepiej.

Dzisiejszy poranek nie należał do najlepszych. Jeden z miejscowych, podrzędnych dilerów twierdził, że te jego ścierwo, które sprzedawał, pochodziło z mojego magazynu.

Musiałem się tym zająć osobiście, pech chciał, że podczas mojego standardowego przesłuchania serce chłopaka nie wytrzymało. Okazało się, że cierpiał na jedną z chorób serca, kto mógł wiedzieć ?

Nie chciałem tego, nigdy nie wstaje z zamiarem zabicia kogoś. Niestety często bywa inaczej.

- Kobieta przyjęła pieniądze bez zbędnych pytań. - odezwał się Harry, wyrywając mnie z myśli.

- Dobrze. - odpowiedziałem.

Starałem się sprawdzać rodziny osób, które zginęły z mojej reki, czy przypadkiem nie były jedynymi żywicielami rodziny. Jeśli tak, dostawały pieniądze od anonimowego darczyńcy, bo chociaż ci ludzie nie ginęli bez przyczyny, to nie zaznaczy, że ich rodziny musiały, aż tak na tym ucierpieć.

Wiem, brzmi to niedorzecznie, chyba tak próbowałem uciszyć moje znikome poczucie winy.

- Jaki mamy cel ? - zapytał Harry, prowadząc samochód.

- Lotnisko. - muszę odwiedzić brata.

-

NieWłaściwy BratWhere stories live. Discover now