Rozdział 25

3K 120 38
                                    

Adrien

Dźwięk opadanego ciała. 

To ostatnia myśl, jaka przyszła mi do głowy, bo chwile później zarwałem się z łóżka, na którym siedziałem i ruszyłem w stronę drzwi do łazienki. Nacisnąłem klamkę, jednak drzwi ani drgnęły. Zacząłem za nią szarpać, ale to nic nie dało.

- Katrina?! - krzyknąłem.

- Wszystko okej? - zapytał Iwan, który również podszedł do drzwi. Jednak żadne z nas nie dostało odpowiedzi. Odpowiedziała nam cisza. - Kurwa. - warkną. - Gabriel, zawołaj Alex'a!

W czasie, kiedy blondyn wyszedł, ja z całej siły waliłem w drzwi. Miałem nadzieję, że to choć trochę pomorze, chociaż w małym stopniu. Widziałem kątem oka, jak Iwan chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie powstrzymał się.

- Co się dzieje? - usłyszałem głos Alex'a, tuż za mną.

- Wieź broń i strzel w ten zamek. - poinstruował go ciemnowłosy, a ja się odsunąłem. Mimo jego dosyć spokojnego i opanowanego tonu, wiedziałem, że był tak samo zdenerwowany jak ja. Albo nawet bardziej.

W końcu to jego dziecko.

Brunet wykonał polecenie, bez żadnych pytań. Gdy tylko strzelił, wparowałem wściekle do łazienki. 

Gdy tylko zobaczyłem nieprzytomną dziewczynę na podłodze, coś we mnie pękło. Jakbym bał się, że coś tracę.  Kucnąłem przy niej, łapiąc za ramiona. Jej głowa poleciała do tyłu, a ręce opadły na podłogę.

Jakby była nie żywa.

- Gabriel, zadzwoń po naszego lekarza! Ma tu być za piętnaście minut, i ani sekundy więcej! - krzyknął Iwan, widząc nieprzytomną dziewczynę. - Kurwa - szepnął sam do siebie.

 Spojrzałem na niego. Złączył ręce na karku, odchylając głowę do tyłu i przymknął powieki. Wróciłem wzrokiem do dziewczyny. Nadal miałam zamknięte oczy, neutralny wyraz twarzy, a całe jej ciało było wiotkie. Na prawdę wyglądała na nie żywą.

Przytuliłem ja mocno do siebie.

Nie wiem co jej jest, ale musi z tego wyjść. Jest młoda, całe życie przed nią. Jej pierwszy chłopka. Pierwszy raz (chociaż, pewnie i tak stanie się to po trzydziestce). Jest tyle rzeczy, których musi jaszcze spróbować.

- Już jedzie - z zamyśleń wyrwał mnie głos Gabriela, wchodzącego do pomieszczenia. - Ja pierdolę... - szepnął zszokowany, sam do siebie. Szybkim krokiem podszedł do mnie i Katriny. Dwoma palcami sprawdził jej puls. - Żyje - powiedział, ledwie słyszalnie.

Tyle dobrego.

- Przenieście ją na łóżko i zakręćcie tę wodę, do cholery. - warknął Iwan, wychodząc z łazienki. - Wracaj do domu. Na dziś koniec twojej roboty. - zwrócił się do Alex'a, a chwile później, ten wyszedł.

W czasie, kiedy blondyn wstał i wyłączył prysznic, ja pędem podniosłem jej wiotkie ciało, po czym ostrożnie położyłem do łóżka. Nadal nie otworzyła oczu, ale jej klatka piersiowa, ledwie podnosiła się i opadała, co mnie, w jakimś tam stopniu uspokoiło.

Po około piętnastu minutach, zjawił się lekarz. Starszy mężczyzna, koło sześćdziesiątki, w białym fartuchu, z zakolami na głowie.

- Dzień dobry. - przywitał się z Iwanem, podając sobie dłonie. Podszedł do łóżka, gdzie leżała, nieprzytomna dziewczyna. - Co się stało? - spytał, kładą dużą torbę medyczną, koło jej łózka.

- Jest nie przytomna, od jakiś piętnastu minut. - odpowiada ciemnowłosy, stojąc tuż obok niego. Jestem prawie pewien, że gdyby się teraz obudziła, to zeszła na zawał. 

Zaadoptowana przez mafiozówWhere stories live. Discover now