Rozdział 13

3.5K 138 48
                                    

Gabriel

Po tam jak Katarina wyszła z kuchni, nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić. Postanowiłem, że pójdę do Iwana, powiem jak wygląda sprawa, a później na siłownię.

Ruszyłem w stronę gabinetu. Byłem przed drzwiami, gdy usłyszałem głosy.

-... jak to możliwe? - zapytał lekko poirytowany Iwan. - przecież się go pozbyliśmy... tak... tak. Dobrze w takim razie będziemy ostrożniejsi... jak najbardziej... Do widzenia. - odpowiedział rozłączają się.

Zastanawiałem się, o co może chodzić. Zapukałem i nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka. Mężczyzna spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

Nic nie powiedziałem tylko, usiadłem na jednym z foteli.

- Co chcesz, jestem zajęty. - powiedział poddenerwowany.

- Kto dzwonił?

-Nie ważne.

- Jestem twoim bratem i prawą ręką. Chyba mam prawo wiedzieć. -  mówiłem patrząc na niego uważnie. Iwan westchnął ciężko, po czym usiadł za swoim masywny fotelu.

-Dzwonił Ben. Zabójca ojca, żyje. - odpowiedział. Zamurowało mnie. Spodziewałem się wszystkiego.

- Ale... ale jak? -  zapytałem

- Okazało się, że wiedział, iż chcemy go wyeliminować i upozorował własną śmierć. - mówił przeczesując nerwowo włosy.

- Kurwa.- przekląłem pod nosem. - I co teraz?

- On będzie chciał się zemścić. Najprawdopodobniej obierze sobie za cel Katrinę. - podsumował. 

- WoW, brawo geniuszu. - parsknąłem. - Pytam się co z tym zrobimy. 

- Szczere, średnio wiem. To komplikuje również sytuację z jej nocowaniem. - powiedział przejeżdżając dłonią po twarzy. Pierwszy raz od dłuższego czasu widziałem, że serio sobie nie radzi.

- Pozwolimy jej pójść, ale Alex będzie z nią 24/7. Oczywiście łazienkę i pokój darujemy sobie, ale ogólnie to będzie za nią chodził.

- Dobrze. - zgodził się. Już wstawałem, aby opuścić pomieszczenie, lecz powstrzymał mnie Iwan.- A co to były za krzyki? 

- Kelly oparzyła się olejem. Adrien zawiózł ją do szpitala. 

- Cholera. Dobra będzie miała wolne, do czasu, aż wyzdrowieje. Do tego czasu sobie sami będziemy gotować. Jak co, to sobie coś  zamówimy. - zarządził.

- Dobra. Ja idę pomóc Katrinie przenosić rzeczy do pokoju.

-Dobrze, a jak się z nią dogadujesz?

- Rodzę sobie najlepiej z was wszystkich. - stwierdziłem i wyszedłem z pomieszczenia.

Byłem lekko pod buzowany. Ten śmieć powinien dawno gnić w czeluściach piekła, torturowany przez samego Lucyfera w najokrutniejszy sposób. Zadarł z nie właściwymi osobami.

Aby trochę się rozluźnić, Ruszyłem z stronę siłowni. Nie fatygowałem się z przebieraniem. Potrzebowałem wyładować emocje, aby nie odbiły się na Katrinie, która chyb nadal czekała, aż pomogę jej z rzeczami.

Gdy tylko znalazłem się w pomieszczeniu, podbiegłem do worka i z całej siły walnąłem w niego. Zrobiła się mała dziura, ale mnie to nie powstrzymało. Waliłem tak długo, do puki nie opadłem z sił. Ręce miałem lekko czerwone i gdzie nie gdzie leciały małe, chude stróżki krwi.

Uspokoiłem się i poszedłem do pokoju, gdzie jeszcze powinna być dziewczyna. Nie myliłem się, leżała na łóżku oglądając coś. Stanąłem w drzwiach opierając się ich framugę. Uniosła na mnie wzrok.

Zaadoptowana przez mafiozówWhere stories live. Discover now