- Myślisz, że to dobry znak? - zapytał William.

Wzruszyłam ramionami, ciężko przełykając ślinę. Wciąż mi wmawiano, że to tylko sny. Że nie było w nich żadnego drugiego dna, którego tak uporczywie się doszukiwałam.

- Nie wiem, Will - zaczęłam cicho - Może to tylko sen.

Sięgnęłam po butelkę mleka i znów się z niej napisałam. Zaschło mi w gardle, ale picie wcale tego nie uśmierzyło.

- Myślisz czasem o niej? - nie odpuszczał.

W pewnym momencie miałam ochotę odwrócić się i wyjść. Zakończyć ten bolący temat. Czułam, jak palił mnie każdy kawałek ciała.

Patrzyłam na swojego brata. Już dawno nie widziałam go w takim stanie. Rozbitego i smutnego. Tyle lat nie wracaliśmy do tego tematu. Starannie omijaliśmy wszystko, co mogło o nią zachaczyć Nikt nie chciał rozdrapywać starych ran.

- Codziennie - odpowiedziałam szczerze.

Powoli podeszłam do krzesła na przeciwko William'a i na nim usiadłam. Nerwowo przyglądałam się swoim krótkim paznokciom.

- Ja też - wyznał mój brat - Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał.

Przytaknęłam ze zrozumieniem. Czułam się tak samo. Chociaż nigdy o tym nie mówiłam, myśl o matce towarzyszyła mi każdego dnia.

- Czasem jestem taki wściekły, że jej nie ma - mówił dalej.

Poczułam, jak oczy zachodzą mi łzami. Pomrugałam szybko, próbując się opanować. Nie chciałam płakać. Nie teraz.

- Znałaby odpowiedź na wszystko - powiedziałam - Nie było pytania, które by ją złamało.

William pokiwał głową, uśmiechając się pod nosem.

- Tak, mogła doradzić w każdej sprawie - dodał - Była niezwykle mądra.

Zgodziłam się z nim. Czułam jak smutek ogarnia moje ciało, ale też było mi lżej. Zapomniałam, jak uzdrawiająca mogła by rozmowa o niej. A tym bardziej, gdy rozmawiałam o mamie z William'em. Nikt inny nie potrafił zrozumieć mnie tak jak on. Czuliśmy w końcu to samo.

- Jesteś do niej podoba - wypalił w pewnym momencie - Patrzę na Ciebie i widzę ją. W każdym twoim ruchu, sposobie poruszania się, w twoich słowach.

Jedna łza wydostała się z mojego oka. Samotnie popłynęła wzdłuż policzka. Coś bolała mnie w środku. Patrzyłam na William'a. Na jego równe rysy twarzy, na brązowe oczy - takie same jak mamy. Przyglądałam się jego zbyt długim włosom, opadającym na twarz. I chociaż bardzo chciałam zgodzić się z tym, co mówił, widziałam matkę nie w sobie, a w nim.

***

- Nie mogę uwierzyć, że Owen nie zaprosił mnie na imprezę - mówiła z wyrzutem Ashley.

Siedzieliśmy na podwórku szkolnym, przy jednym ze stolików. Jedliśmy lunch i wygrzewaliśmy się w promieniach słońca. Moja nieprzespana noc dawała mi się we znaki. Piłam już trzecią kawę, wcale nie czując się bardziej pobudzona.

- Przecież beze mnie będzie tam nudno! - kontynuowała.

James zaśmiał się pod nosem, przełykając kęs swojej kanapki.

- Chyba nudne imprezy podobają się Owen'owi bardziej - powiedział - W końcu, co ciekawego jest w obijaniu sobie twarzy albo rozbijaniu całej zastawy matki.

Morris z dumą się uśmiechał, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów, na co Ashley nachyliła się nad nim i dała mu kuksańca w ramię. Zawył teatralnie, pocierając obolałe miejsce.

LOST (ZAKOŃCZONE)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum