Usłyszałam dźwięk swojego telefonu, gdy wkładałam czarne vansy. Z obuwiem postanowiłam postawić na wygodę. Nie ma nic gorszego, niż wysokie obcasy na imprezie. Jak ktokolwiek potrafi wytrzymać w szpilkach dłużej niż dwadzieścia minut?

Sięgnęłam po telefon i spojrzałam na wyświetlacz.

Ashley: Już jesteśmy.

Jeszcze raz przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem dobrze. Schowałam do kieszeni czarnej ramoneski, papierosy i klucze.

Zbiegłam po schodach i już miałam wychodzić z domu, gdy przypomniałam sobie, że nie poinformowałam o wyjściu ojca. Wróciłam się, sprawdzając salon, ale nie odnalazłam go tam. Weszłam więc do kuchni. Mój tata stał przy blacie, coś mieszając w metalowej misce. William siedział przy wyspie.

- Tato... - zaczęłam, wchodząc im w słowo.

Dwie pary oczu spoczęły na mnie. Widziałam jak obydwoje mierzą mnie wzrokiem i unoszą brew. Byli jak dwie krople wody, jeśli chodziło o zachowanie i mimikę.

- Wychodzę. Ashley namówiła mnie na domówkę u naszego znajomego... - miałam ogromną nadzieję, że obejdzie się bez większych problemów.

- Jennifer... - zaczął mój ojciec, z poważną miną.

- Niech idzie - przerwał mu William.

Chwilę patrzyli na siebie, jakby toczyli ze sobą niemą rozmowę. Czekałam, nerwowo poruszając swoimi palcami. Mimo, iż byłam już pełnoletnia, wciąż mieszkałam pod dachem mojego ojca i nie chciałam się z nim kłócić.

- Nie wracaj późno - powiedział w końcu, grożąc mi palcem.

Odetchnęłam z ulgą, uśmiechając się szeroko.

- Dziękuję - prawie podskoczyłam do góry z radości, po czym się odwróciłam.

- Baw się dobrze! - usłyszałam głos swojego brata, gdy byłam już przy drzwiach.

Podziękowałam mu i wyszłam na zewnątrz. Wciąż było ciepło, mimo iż słońce zaczynało powoli zachodzić. Z podekscytowaniem podeszłam do auta Ashley, które zaparkowała na moim podjeździe. Otworzyłam drzwi pasażera i weszłam do środka. Miejsce z przodu zajmował uśmiechnięty James.

- Wio przygodo! - krzyknął, gdy blondwłosa ruszyła.

Przyglądałam się krajobrazowi za oknem. Niebo zrobiło się różowe, a światła latarni zostały powoli włączane.  Wszystko wyglądało magicznie, a ja czułam jak narasta we mnie podekscytowanie.

Po parunastu minutach, wjechaliśmy do niebezpiecznej części naszego miasta. Przeszły mnie ciarki, gdy zobaczyłam kilku pijanych mężczyzn stojących przy jednym ze sklepów. Oglądałam stare, szare kamienice i zniszczone bary, które mijaliśmy. Moje zadowolenie zaczął przyćmiewać strach. Gdzie my właściwie się znaleźliśmy?

Kamienica Mike'a z niczym nie równała się tej, przed którą zaparkowała Ashley. Czułam jak cała się spinam, gdy moja przyjaciółka zaczęła zbierać swoje rzeczy i wychodzić na zewnątrz. James wyglądał na równie obojętnego, ale dziwnie zamilkł, co dawało znak, że urok tego miejsca i jego przyćmił.

Przyglądałam się przez szybę kilku osobom, stojącym razem w grupce. Kilku mężczyzn było dosyć postawnych i gdybym spotkała ich sama gdzieś na mieście, na pewno bym zawróciła.

Z zamyślenia wyrwała mnie Ashley, stukająca w auto i ponagalająca nas. James wygramolił się z samochodu, a ja z wielką niechęcią poszłam w jego ślady. Zrobiło mi się dziwnie zimno i przeszły mnie ciarki. Nagle czułam się nietypowo mała.

LOST (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz