ROZDZIAŁ 8

285 19 85
                                    

30.12.2016 r.

14 godzin do transportu - 6:47

Remy

Tego ranka zderzenie z ziemią wybudza mnie ze snu. Otwieram oczy i wspinam się na łokciach, aby unieść głowę. Przez moment nie wiem, co się stało, że spadłam z łóżka, ale po chwili ktoś dobija się do drzwi mojego pokoju. 

- Remington? Wszystko w porządku? - słyszę zza drzwi moją współlokatorkę. 

- Tak, tak! - odpowiadam pośpiesznie. - To był tylko zły sen. 

- Przestraszyłaś mnie! Słyszałam, jak krzyczysz!

- Przepraszam! Już wszystko dobrze!

Nic nie jest dobrze. Zimny pot spływa po moim karku i czole. Nie pamiętam nic z tego, co mi się śniło, ale nawet po łóżku widzę, że nie było to nic przyjemnego. Poduszki i kołdra leżą na ziemi razem ze mną. Mam za sobą tyle koszmarów, że ten jeden to nic straconego. Jestem zmęczona, jakbym nie spała całą noc i brak mi nawet chęci, aby się podnieść. W końcu zmuszam się, by stanąć na równe nogi. Sprawdzam w telefonie godzinę. Jest chwilę przed siódmą, więc to najwyższa pora, aby zacząć szykować się do pracy.

Stojąc pod prysznicem, gdzie letnia woda spływa po mojej twarzy, zaczynam kojarzyć, że tej nocy znowu śnił mi się mój oprawca. Słyszałam w tym koszmarze również śmiech Sophie, choć wcale jej w nim nie widziałam. Opieram się dłonią o zimne kafelki, nie mogąc sobie poradzić z ciężarem własnego ciała. Mimo wysiłku krople wody mieszają się z łzami. Nie mogę na siebie patrzeć. Ten widok napawa mnie obrzydzeniem. Stałam się pruderyjna, choć nigdy nie miałam nawet namiastki tej cechy. 

Zakładam szlafrok, ale tylko na chwilę, by wchłonął wilgoć. Wyjmuję z szafki bandaż. Staję przed lustrem, niechętnie patrząc na swoje nagie piersi i zaczynam owijać je szorstkim materiałem. Korektorem przykrywam sińce pod oczami, zakładam przetarte jeansy i luźną bluzę. Oto ja - gotowa na kolejny, monotonny dzień. 

Jestem w tym mieszkaniu około pół roku, ale wciąż nie mogę się przyzwyczaić to dzielenia przestrzeni z obcymi osobami. Ostatecznie wspólna jest tylko łazienka, bo każdy z nas ma w swoim pokoju aneks kuchenny, ale to nadal klimat studenckiego życia, choć college'u  nigdy nie doświadczyłam. 

Przygotowuję sobie śniadanie, po czym zaczynam również szykować kanapki dla Iana. Mam tylko nadzieję, że zdążę mu je podrzucić. Kupiłam wczoraj dla niego trochę owoców. Zupełnie nie mam pojęcia, jakie lubi, ale wiem, że na pewno za rzadko je jada. 

Dostaję powiadomienie.

"Czy możemy się spotkać przed twoją pracą?"

Patrzę na wiadomość, na swoje odbicie w lustrze i znowu na wiadomość od Savinniego. 

"Coś się stało?"

Po wysłaniu stwierdzam, że mogłam się zastanowić dłużej nad odpowiedzią. Może pomyśleć, że nie chcę się z nim widzieć. Szybko wysyłam kolejnego sms-a.

"I tak, oczywiście."

Zrezygnowana siadam na łóżku ze wzrokiem utkwionym w ekranie, ale on nic nie odpisuje. Przekręcam się na poduszki, próbując powstrzymać chęć, by nie wysłać kolejnej wiadomości. Wyjdę na natrętną. Ale nie powinnam się przecież tym przejmować. To on prosi o spotkanie. O spotkanie. Właśnie. Pierwszy raz pyta, czy się spotkamy. To dużo. Dużo, jak na niego. 

Bractwo Omerta [2] - PokutaWhere stories live. Discover now