ROZDZIAŁ 4

554 22 81
                                    

Blazehouse, Gentelmen's Club, Brooklyn

Próbuję powstrzymać odruch ziewania, zasłaniając dłonią usta. Gdybym tylko mógł, leżałbym teraz w łóżku, oglądał telewizję i drapał za uchem McCoya. Jestem wykończony, a jest dopiero południe. 

Dopijam whisky i odpalam papierosa. Opieram się ramieniem o ścianę, obserwując przez okno młodego chłopaka, który niesie na barkach dziewczynę ubraną w czerwony płaszcz. Śmieją się, gdy przebiega przez ulicę i nawet wyobrażam sobie ten beztroski dźwięk. Ten widok sprawia, że coś szarpie moim żołądkiem i dopiero uświadamiam sobie, że nie zjadłem dziś śniadania. 

- Może ktoś wysyła te kartki na jego zlecenie? Ale nie wiem po co - zastanawia się na głos Tom. - Byłbym w stanie to zrozumieć, jeśli znowu trafił do jakiegoś zamkniętego zakładu. Ale pytanie brzmi dlaczego, skoro uciekł z poprzedniego? To bez sensu.

- W przypadku Elliotta bardzo mało rzeczy miało sens. Sugeruję wam ochłonąć, bo te kartki na razie zupełnie nic nie znaczą. To nie groźby, a pocztówka syna dla matki - burzy się Severio, krążąc po gabinecie Vincenta od dobrych kilku minut.

Moja głowa robi się coraz cięższa i z trudem utrzymuję ją w pionie. Czy wziąłem dziś tabletki? Odruchowo chwytam za kieszeń spodni, ale okazuję się, że nawet ich ze sobą nie zabrałem. 

- Ian? 

- Hm? - Odwracam wzrok na Severio. 

- Jesteś nieobecny. 

- Bo zaczynacie się powtarzać. Dotarliście do jakiegoś wniosku? - Zerkam na pozostałych. - No właśnie. Powiedziałem już, że jestem pewny, że to nie jego pismo. Z mojej strony to wszystko. 

- A dowody? Kiedyś byś tego tak nie zostawił. Od kiedy bierzesz za pewniak tylko jedną opcję, jak możliwości może być więcej? 

- Może mnie to już nie obchodzi? - rzucam obojętnie. 

Severio przygląda mi się dłuższą chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. 

- A co uważasz Severio za dowód? - Ten spogląda pytająco na Vincenta, który nie podnosi wzroku znad monitora, gdy do niego mówi. - Nie zapominaj, że mowa tu o naszym bracie. Porównaliśmy pisownie z kartki do podpisu Elliota, gdy miał 13 lat. Rozumiem, że minęło sporo czasu, ale nie wierzę w tak drastyczną zmianę, więc mam nadzieję, że ostatni raz słyszę podważanie mojego stanowiska. 

- To nie jest podważanie twojego stanowiska. Po prostu sprawa jest na tyle dziwna, że musimy być ostrożni. Niewiedza jest niebezpieczna - odpowiada Severio, krzyżując dłonie na piersi. - A jemu - kiwa na mnie głową - powinniście odciąć te prochy. Jest naćpany. Ledwo myśli. 

- Czy wszyscy obraliście sobie za cel wyprowadzenie mnie z równowagi? - komentuję, ciężko wzdychając. - Nic z tego. Te prochy są mocne. 

- Za mocne - dodaje Severio. 

- Wracając do tematu - wcina się Tom. - Może na wszelki wypadek zainstaluję w Todt Hill kilka dodatkowych kamer?

- Nie zrobię z własnego domu fortecy. - Vincent nie kryje frustracji i zaczyna masować skroń. - Nie prowadzimy wojny. Kamery na zewnątrz, w garażu i gabinecie są wystarczające. 

- Rozumiem. - Tom skina głową, choć jego mina wskazuje, że to nie jest jeszcze koniec tego tematu. - A ufasz personelowi? 

- Na tyle, na ile to konieczne.

- Po prostu to przemyśl. Może chociaż postawimy kogoś do ochrony? 

- Tom. Dość. 

Vincent odchyla się na fotelu, a jego spojrzenie jest utkwione w widoku zza oknem. 

Bractwo Omerta [2] - PokutaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz