Tajemnica ukryta na dnie serca

178 12 6
                                    

 — Sakura?

Dźwięczny głos przeszył martwą, unoszącą się w przestrzeni ciszę, sunąc wzdłuż opustoszałego szpitalnego korytarza i trafiając aż na sam jego koniec, do niewielkiej sali z lekko uchylonymi drzwiami. Prześlizgnął się między nimi niczym przypadkowy motyl i osiadł na skraju świadomości Sakury, wyrwawszy ją z głębokiego skupienia.

— Sakura!

Coraz wyraźniejszy odgłos miarowych kroków, które echem niosły się przez milczenie, aż w końcu zastygły, jak gdyby całe poszukiwanie dobiegło końca. I tak w rzeczy samej się stało. Zawiasy zaskrzypiały niecierpliwie pod wpływem nacisku czyjejś dłoni, ubrania zaszeleściły w ruchu, aż w końcu do pomieszczenia wsunęła się postać dojrzałej, blondwłosej kobiety o czujnym spojrzeniu orzechowych oczu.

— Tu jesteś.

Sakura odwróciła się, gdy głos dawnej mentorki stał się na tyle wyraźny, by oderwać jej uwagę od rzędów notatek, które dotąd skrupulatnie analizowała.

— Pani Tsunade? — mruknęła z wyraźnym zaskoczeniem w głosie i odłożyła na blat podkładkę z pękiem dokumentów.

Ale Piąta uśmiechnęła się tylko lekko. Przyjaźnie, z pewną dozą powściągliwości i zachęty, którą Sakura pamiętała z lat katorżniczych treningów. Bo ten właśnie uśmiech zawsze stanowił najcenniejszą pochwałę, jaką mogła wówczas otrzymać. I jaką do dziś nosiła w pamięci, zaraz obok masy ważnych jej sercu wspomnień.

Tsunade westchnęła, a następnie przesunęła wzrokiem po ścianach niezbyt dużego, choć dobrze wyposażonego pomieszczenia. Zdawać się mogło, że poza tym, co było widoczne na pierwszy rzut oka, szukała w nim odbicia czegoś, czego dawno już nie było.

— Ładnie się tu urządziłaś — powiedziała w końcu, a obcasy jej butów zastukały o gładkie kafelki, kiedy zrobiła kilka kroków w stronę Sakury. — Chociaż jeszcze lata temu nie powiedziałabym, że akurat ty odnajdziesz w tym wszystkim coś interesującego.

Ale w jej słowach nie krył się żaden zarzut. Sakura odebrała je raczej jako zdziwienie, do którego Tsunade miała pełne prawo. Bo gdyby sama miała teraz spojrzeć wstecz i ocenić kierunek rozwoju swoich medycznych zainteresowań, nie byłoby w nim miejsca na podobne działania. Wówczas w jej głowie istniał wyłącznie pomysł rozwoju Dziecięcej Kliniki Zdrowia Psychicznego, która miała stać się punktem zwrotnym jej życia i pretekstem do ucieczki poza strefę własnego komfortu. Początkowo tak właśnie było. Dopiero po czasie zdała sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie dało się ot tak za sobą zostawić, nawet jeśli wydawało się to równie łatwe.

W odpowiedzi skinęła głową, a później ukryła wszystkie swoje myśli za lekkim uśmiechem.

— Medyk powinien całe życie podnosić swoje kwalifikacje, by był w stanie służyć pomocą w każdej sytuacji. To pani słowa.

Tsunade wydała z siebie cichy odgłos, który do złudzenia przypominał prychnięcie.

— Tak — zgodziła się, spoglądając na Sakurę. Jej orzechowe tęczówki pobłyskiwały całą kakofonią emocji, które Piąta do tej pory zdawała się kryć pod kosmykami jasnych włosów. Zupełnie jakby nie miała pewności, czy były one właściwe akurat w tym miejscu i sytuacji. — Rzeczywiście ci to powtarzałam. To i masę innych rzeczy, o których mogłaś już zapomnieć, ale najwyraźniej wcale tak się nie stało.

Sakura zaprzeczyła, odwzajemniając spojrzenie dawnej mentorki. I chociaż początkowo bała się, że odnajdzie w obliczu kobiety jakąś zmianę, nawet najmniejszą, tak pomyliła się. Twarz Tsunade wciąż ujmowała urodą i kryła w sobie dawną siłę, jakby czas nie wyrzeźbił w niej śladu kolejnych bolesnych doświadczeń. Tylko jej oczy zdawały się łagodniejsze. Pełne ciepła i przejmującego spokoju, o który trudno było w czasach, gdy jej decyzje stawiały na szali ludzkie życie.

[SakuSasu] Jak Yin i YangWhere stories live. Discover now