Obiecaj, przyjacielu

148 11 3
                                    

 — Wszystkie parametry wydają się poprawne. Sprawdziłam drożność i wygląda na to, że obieg czakry powoli się stabilizuje.

— To świetna wiadomość.

— Jeśli do rana nic się nie zmieni, przypuszczalnie będzie to pierwszy raz, kiedy uda nam się przywrócić do sprawności pacjenta w podobnym stanie. Naprawdę szczerze wierzę w ten sukces. Bo jeśli tylko to się powiedzie, będziemy w stanie sztucznie stymulować obieg czakry.

— Tak. To może okazać się szansą dla tych, którzy utracili swoje zdolności.

— Oczywiście, pani doktor. Jesteśmy przygotowani na ciężką pracę.

Chwila ciszy. Szmer kroków o drewnianą podłogę oraz stęknięcie zawiasów drewnianych drzwi, które umilkły w pół dźwięku, przerwane pełnym spokoju głosem:

— Dziękuję za twoją pomoc, Yuuki.

— To mój obowiązek. Pani... doktor?

— Tak?

— Brakowało pani w szpitalu.

Musiała się uśmiechnąć. Lekko, z wdzięcznością, a może nawet z pewnego rodzaju zawstydzeniem. Tak jak potrafiła uśmiechać się tylko Sakura, słysząc niespodziewany komplement lub pochwałę, której nie uważała za słuszną. Choć może wcale tego teraz nie zrobiła? Może pozwoliła drzwiom zamknąć się z cichym trzaskiem, a westchnienie, które opuściło jej usta było oznaką zniecierpliwienia?

Nie. To jedno się nie zmieniło. Pomimo iż lata zgasiły w niej narowisty temperament, tak Sakura wciąż kryła w piersi niezrozumiałą dobroć.

Dobroć, której Sasuke nigdy nie potrafił w sobie obudzić, dopóki nie obrócił całego swojego życia w zgliszcza.

Sakura chwilę siedziała bez ruchu. Widział ją, stojąc na obszernym balkonie, skryty w mroku, który bezkreśnie roztaczał się nad całą wioską. Noc zdążyła już wedrzeć się w każdy zakątek Konohy i tylko rytmiczna melodia skrytych w zaroślach cykad oraz pojedyncze pohukiwania sów wyzierały spod jej gęstego płaszcza. Sasuke, stając się częścią owej ciszy, chował twarz przed wylewającym się zza okna migotliwym światłem lampy i chociaż wiedział, że zatrzymała go tu tylko przelotna ciekawość, to nie mógł się zmusić, by odejść. Z niezrozumiałego sobie powodu chciał wiedzieć, że Sakurze nic nie groziło, jakby w jakiś absurdalny sposób czuł się odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo. A tak przecież nie było. Ostatnia sytuacja była zwykłym zbiegiem okoliczności — ot znalazł się obok i zrobił to, co zrobiłby na jego miejscu każdy inny shinobi. Zareagował. I przypuszczalnie, jak każdy inny shinobi, również poczuł konieczność upewnienia się, że jego wysiłek nie poszedł na marne.

— Wiem, że tam jesteś...

I już prawie wmówił sobie, że ten pełen spokoju głos wybrzmiał wyłącznie w jego głowie, kiedy Sakura podniosła się. A potem odwróciła się, spoglądając przez ciemność prosto na niego.

— ...Sasuke.

Musiał być nieostrożny i prawdopodobnie stracił koncentrację. Na chwilę, krótki moment, który wystarczył, by Sakura wyczuła jego czakrę, odzierając go z cienia tak łatwo, jakby był amatorem. Mimo to nie poruszył się ani o centymetr. Patrzył tylko, jak odkładała na skraj biurka stertę dokumentów, a po tym szła w stronę balkonowych drzwi i wchodziła prosto w ciemność. Nagły podmuch nocnego wiatru uderzył ją w twarz, unosząc kilka krótszych kosmyków różowych włosów, które szybko opadły jej na policzki.

[SakuSasu] Jak Yin i YangWhere stories live. Discover now