– A nie trzymasz w swoim domu jakiegoś niebezpiecznego stwora, który tuż po przekroczeniu progu mnie rozszarpie? – spytała ironicznie. – To zdecydowanie byłoby w twoim stylu.

– Spokojnie. Poza personelem mam tam jeszcze tylko starszą siostrę i małą pięciolatkę.

– To... to ty masz dziecko? – spytała wyraźnie zaskoczona.

– Pytasz poważnie? – parsknąłem, unosząc brew. - Ja i dziecko? Doprawdy niezłe. – Zaśmiałem się. – To moja siostrzenica.

– Ach, no jasne – odparła nieco speszona.

– A więc jeśli w dalszym ciągu nie masz nic przeciwko, ani nie boisz się, że cię porwę, to możemy ruszać?

– Mam ogromną nadzieję, że tego nie pożałuję.

Dziewczyna przez resztę drogi milczała. I pomimo początkowego optymizmu dostrzegłem w jej spojrzeniu nutkę zwątpienia. Przypuszczałem, że podjęcie przez nią tej decyzji wynikało w głównej mierze z jej aktualnego stanu. Jednak czy tak właściwie mi to przeszkadzało? Raczej niekoniecznie.

Być może lekko okrutne było wykorzystywanie jej emocji do własnych osobistych celów, ale niby od kiedy to miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Jednak zdawało mi się, że istniało wręcz milion powodów, dla których nie powinienem był tego robić. Coś w mojej głowie wręcz, krzyczało, abym natychmiast się z tego wycofał. Gdyż zapraszając ją do własnego domu, po części zapraszałem ją również do mojego świata. Do świata, który może ją doszczętnie zniszczyć. A ja nie miałem żadnej pewności, czy zdołam ją przed tym uchronić.

Jednak jeśli zgodzi się na nasz mały układ to i tak wyjdzie dokładnie na to samo. Była zdeterminowana. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że w tym momencie raczej nic nie będzie w stanie nakłonić jej do odwrotu. A to oznaczało, że będziemy musieli przywyknąć do swojego towarzystwa.

Po dotarciu na miejsce spojrzałem na Clare, która z niezwykłym zainteresowaniem przyglądała się całej posiadłości.

Wyszedłem z samochodu. A następnie otworzyłem drzwi i wyciągnąłem rękę, żeby pomóc jej wysiąść. Clare w dalszym ciągu wydawała się dość zmieszana. Jednak po chwili zawahania, odwzajemniła mój gest.

I właśnie w tym momencie chwytając jej delikatną dłoń, dostrzegłem na jej nadgarstku sine ślady niemal odciśniętej męskiej dłoni. Z początku pomyślałem, że powstały dzisiejszego wieczora. Jednak przyglądając się im nieco dłużej zorientowałem się, że wyżej również znajdują się podobne ślady, znacznie bladsze.

– On ci to zrobił? – spytałem, wciąż spoglądając na jej dłonie. Kobieta, orientując się o czym mówię, natychmiast schowała ręce. I starała się zakryć widoczne ślady materiałem swojej bluzy.

– Spytałem, czy to on ci to zrobił – ponowiłem pytanie.

– To bez znaczenia. Przecież nie możesz go za to zabić – wypaliła niemal natychmiast. – To w końcu człowiek.

– Zaczynam szczerze w to wątpić – wycedziłem przez zęby.

– Posłuchaj, naprawdę nic mi nie jest – starała się mnie przekonać. – To nic takiego. Problem został rozwiązany. I nie chce już nigdy więcej o nim słyszeć.– Przysięgam, że niemal się we mnie zagotowało, po jej słowach.

– I nie usłyszysz  – odparłem stanowczo. – Już ja o to zadbam.

I byłem stuprocentowo pewny, że nie było najmniejszej opcji, że tak zostawię tę całą sprawę. Mimo że jeszcze niezbyt dobrze znałem Clare, to nie pozwoliłbym, żeby jakąkolwiek kobietę tak potraktowano. Z jedną istotną różnicą. Dla żadnej innej bym nie zabił.

Deliverance - Edevane Brothers 1Where stories live. Discover now