***


Nim się obejrzałam nastał piątek. Byłam zmęczona, niewyspana i jedyne o czym marzyłam, to o własnym łóżku. Powoli wpakowywałam swoje rzeczy na tyle siedzenie swojego auta, gdy Ashley nie przestawała namawiać mnie na imprezę.

Od poniedziałku w kółko powtarzała to samo - Jak będzie fajnie. Jak bardzo mnie prosi, a nawet błaga bym poszła tam z nią. W końcu nawet pozwoliła sobie na manipulację, mówiąc w jakim niebezpieczeństwie może się znaleźć, gdy będzie sama. Byłam już tym tak cholernie zmęczona. Ten temat się nie kończył. Nie dość, że nie byłam w nastroju, to miałam obawy co do tego towarzystwa. Dodatkowo jeszcze nie do końca pogodziłam się z ojcem. Nie chciałam go zawieźć kolejny raz. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, że miałabym go o to prosić.

Może już jakiś czas temu skończyłam osiemnaście lat, ale nadal czułam pewne zobowiązania wobec niego. Wychowywał mnie i mojego brata przez większość czasu sam. Moja matka zmarła, gdy byłam jeszcze dzieckiem i musieliśmy sobie pomagać, wspierać się, być dla siebie nawzajem oparciem. Kompletnie zmizerniał po jej stracie. A ja nie chciałam sprawiać mu kłopotów i ani go zawieść.

- Zrobię dla Ciebie wszystko - Ashley nadal nie odpuszczała.

Westchnęłam ciężko, otwierając drzwi od strony kierowcy. Nie miałam siły na tą dyskusję. Chciałam tylko wrócić do domu i odpocząć. Ten ciężki tydzień się kończył, ale już wiedziałam jak trudny będzie następny. Nie potrzebowałam imprez, ani alkoholu.

- Muszę jechać, Ash - podniosłam głowę, wpatrując się przepraszająco w jej niebieskie oczy - Obydwie dobrze wiemy, że to nie skończyłoby się dobrze - dodałam, wsiadając.

Nim odjechałam, widziałam jak wyrzuca ręce do góry z irytacją. Była taka uparta. Nauczona, że musi mieć wszystko, o czym tylko zapragnie. Nie chciałam się z nią sprzeczać, ani jej ranić. Ale cholernie nie chciałam się na to godzić. To nie był wspaniały chłopak, który skradł jej serce. To ktoś, kto miał zapchać dziurę po stracie poprzedniego. To mogło zwiastować jedynie kłopoty.

Po dziesięciu minutach zaparkowałam na podjeździe swojego domu. Szybko zebrałam rzeczy z auta i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Delikatnie nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Mój tata rzadko kiedy je zamykał. Zupełnie przeciwnie niż ja. Ja czułam się bezpieczniej przekręcając klucz.

Odłożyłam swoją torbę na podłodze w holu i powoli zdjęłam buty. W pomieszczeniu od razu poczułam zapach cynamonu. Weszłam głębiej do domu i udałam się w stronę kuchni. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc swojego śmiejącego się ojca oraz Lindę tuż obok niego. Stali odwróceni do mnie bokiem. Ten widok był tak przyjemny, beztroski. Kobieta dotknęła ramienia mojego ojca, odchylając głowę do tyłu i śmiejąc się jeszcze głośniej.

Linda poznała się z moim ojcem w pracy. Obydwoje są weterynarzami. Kiedyś potrzebując konsultacji udała się do gabinetu mojego taty. Chociaż on nigdy się do tego nie przyzna, moim zdaniem od razu przypadła mu do gustu. Miała krótkie, zawsze idealnie ułożone blondwłosy do ramion, malutki nos, ładne brązowe oczy. Była średniego wzrostu i kilka lat młodsza od mojego ojca.

Rzadko jednak u nas bywała. Ale gdy tylko się u nas zjawiała, coś się w moim tacie zmieniało. Dłużej wpatrywał się w siebie w lustrze, dokładniej układał fryzurę i psikał się swoimi ulubionymi perfumami. Ja też lubiłam, gdy do nas przychodziła. Wnosiła światło do naszego domu.

- Dzień dobry, Lindo - powiedziałam, gdy odwrócili się w moją stronę.

Posyłałam jej uśmiech, który od razu odwzajemniła.

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now