Ogólnie to moje najgorsze uczucie, jakiego nienawidzę najbardziej, to w tedy kiedy ja idę po schodach, a ktoś jest za mną. Nie ważne, czy to chłopak, czy dziewczyna.  Zawsze w takich momentach, miałam wrażenie, że wzrok, osoby idącej za mną, ląduje na moich pośladkach. Tu było podobnie. Dlatego przyśpieszyłam kroku. Ja chodziłam po schodach, po dwa stopnie, a oni pomału za mną.

Gdy dotarliśmy do pokoju, już miałam wejść i zamknąć za sobą drzwi, jednak Adrien postawił buta, tak, że się nie domykały. Spojrzałam na niego w niezrozumieniu.

- Albo zostawiasz drzwi otwarte, albo wchodzimy z tobą. - mówi oschło, a mnie przychodzą ciarki, na ton jego głosu.

- Dlaczego? - pytam udając głupią.

- Żeby znowu nie przyszedł ci pomysł, z uciekaniem. - odpowiada, za niego Gabriel, podobnie zimnym głosem.

- Chyba nie jestem na tyle, poje... znaczy na tyle głupia, aby skakać z trzeciego piętra. - powiedziałam, jednak po ich minach wynikało tylko tyle, że mi nie uwierzyli, a ja musiałam się poddać.

Otworzyłam szerzej drzwi, tym samym wpuszczając całą, świętą trójkę do środka.  I kurwa to był mój błąd życia.

Na podłodze leżały puste butelki po alkoholu, jaki wczoraj wypiliśmy.

O kurwa. Mam przejebane.

- Z tego co widzę, ciekawie się wczoraj bawiliście. - zauważyła Iwan, podchodząc do jednej z pustych butelek.

- Bardzo. - odpowiadam, z wyczuwalną ironią w głosie.

- Świetnie. W takim razie, twoja kara będzie dłuższa. - mówi, rozsiadając się na łóżku Inez. 

- Co! Jaka kara?! Za co!? - krzyczę. 

- Po pierwsze, nie tym tonem, a po drugie za ucieczkę i picie alkoholu. Czy takie argumenty, do ciebie docierają? - pyta, a ja zaraz nie wytrzymam. Niby to dobre argumenty,ale jestem zaślepiona wściekłością, aby teraz o tym myśleć.

Jeszcze, to " czy te argumenty do ciebie docierają?" . Tłumaczy mi to, tak jakbym była dziecko ułomne i większości rzeczy nie rozumiała. To, że byłam blondynką, nie oznacza, że jestem głupia. Mam swój rozum, podobnie, jak każda blondi, którą napotykam.

- Nie nawidzę was. - mruczę pod nosem, jednak na tyle głośno, aby to usłyszeli.

Zaślepiona gniewem i frustracją pakuję w pośpiechu swoje rzeczy, nie patrząc na to, czy są one poskładane, czy też nie.

Zła, jak nigdy dotąd, pędem wyparowałam z pokoju dziewczyny . Zbiegałam ze schodów, niczym spidranowiec, robiący szybkiego parkura w Minecrafcie. Czyli bardzo szybko. Przez moment, myślałam, że się wywalę, jednak moje umiejętności w schodzeniu, okazały się na tyle dobre, że udało mi się uniknąć gleby.

- Do widzenia. - mówię ponurym tonem, nawet nie patrząc na May'e, która, jak zwykle, jest zajęta pracą.

- Do widzenia, Katrina. - odpowiada, tak jakby nie do końca, była pewna, czy coś powiedziałam, czy jedynie to w jej głowie. 

Gdyby nie to, że drzwi wyjściowe, były automatyczne, na pewno, bym nimi trzasnęła.

Jebane drzwi.   

Za każdym razem, jak byłam zła na coś, lub kogoś, automatycznie wkurzał mnie cały świat. I tym razem było tak samo. Nic nie było w stanie mnie uspokoić. Nawet, jakbym teraz zobaczyła Olivie, albo kogoś innego, moje nastawienie, byłoby takie same. Czyli bojowe.

Z jednej strony chciało mi się wyć, a z drugiej, wiedziałam, że płacz to oznaka słabości, a ja nie byłam słaba. Przynajmniej nie przy innych.

Zaadoptowana przez mafiozówWhere stories live. Discover now