Czystość wśród brudu

93 14 67
                                    

– Lynn, weź broń. 

Głośny rozkaz Negana dobiegł do moich uszu, gdy dostawczak wreszcie się zatrzymał. Podniosłam swoje lekko skostniałe ciało do pozycji stojącej i z beczki wyciągnęłam spluwę. Sprawdziłam, czy była załadowana i po chwili znalazłam się poza przyczepą, w której przesiedziałam całą podróż. 

Nim zdążyłam zeskoczyć, Carl był nieco szybszy i wyminął mnie płynnym ruchem. Moje ramię delikatnie się spięło, gdy poczułam mocne szturchnięcie, co najmniej jakbym miała mu zejść z drogi. 

– Idiota – mruknęłam pod nosem, gdy widziałam, że próbował się oddalić bez pozwolenia Smitha. 

Jego dalsze kroki powstrzymał Simon, który zagwizdał w charakterystyczny sposób. Z pewnością kojarzył mu się z jednym. 

Ze Zbawcami, rzecz jasna

– Dokąd zmierzasz, cwaniaku? – zaświergotał Simon. 

Carl parsknął cynicznie, kręcąc głową. Był naprawdę wściekły.

– Do domu? – zapytał, jakby to najoczywistsza rzecz na świecie. 

Jego odpowiedź przerwał rechot Negana, który zaczął uderzać w bramę Alexandrii. Z szerokim uśmiechem spojrzał na młodego Grimesa.

– Oczywiście, że do domu.

               

                                ***

Alexandria naprawdę miała w sobie coś żałosnego. Dlaczego, gdy dookoła panowała wszędzie śmierć, oni bawili się w udawanie zwykłego życia? Ładne domki, skoszona trawa... czy to naprawdę było ich rozwiązanie?

Mijając kolejne uliczki z uzbrojeniem w swoim ręku, zauważyłam że domy nijak się od siebie różniły. Każdy był niemalże tej samej wielkości, a trawniki były w równych odległościach od chodnika. Przerażająca monotonność i imitacja życia sprzed apokalipsy. 

Słońce nieśmiało przeciskało się przez wysokie bramy osady, a jego promienie odbijały się od okien. 

Carl i Negan szli w nieznanym przeze mnie kierunku, choć wyglądało to tak, jakby Smith po prostu go śledził. 

Chłopak nagle przystanął w miejscu. Z pogardą podniósł wzrok na stojącego obok niego Negana i wzruszył, najwyraźniej sfrustrowany ramionami. 

– No i gdzie twój stary? – Zdążyłam jedynie usłyszeć pytanie Smitha, zanim znalazłam się tuż obok nich. – Pardon, twój tata? 

Kowboj odwrócił wzrok. Najwyraźniej nie był w stanie dłużej słuchać Negana. 

– Powiedziałem – odparł na pozór spokojnie chłopak, lecz jego ton można było przyrównać do góry lodowej. – Nie ma i dziś nie wróci – wydedukował. 

Na twarzy Smitha zagościło sztuczne rozczarowanie. Założył kij na swoje ramię i cicho westchnął.

Moją uwagę przyciągnęła pewna dziewczyna, wpatrująca się prosto we mnie z założonymi dłońmi. Miała długie, jasnobrązowe włosy i kraciastą koszulę, podobną do tych, które nosił Carl. 

Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w nią nieodgadnionym wzrokiem. Bardzo irytowało spoglądanie na moją osobę bez konkretnego celu. Nie lubiłam na sobie żadnego wzroku. Mimo, że byłam na tyle rozpoznawalna wśród Zbawców, raczej nikt nie odważył przetrzymywać spojrzenia dłużej, niż na trzy sekundy. Może byłam wariatką, ale liczyłam takie rzeczy. 

Zdecydowanie byłam wariatką.

Z chwilowego letargu wyrwał mnie jaskrawy, przepełniony ekscytacją głos Smitha.

Ci, którzy żyją...[CARL GRIMES]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن