Złośliwość rzeczy martwych

84 14 37
                                    

Strzał.

Pierwszy, krótko po nim i drugi.

Niemal natychmiast zerwałam się na równe nogi, przewracając krzesło, na którym jeszcze chwilę temu siedziałam. Jak zwykle, zbyt szybko zachwaliłam dzień. Zbiegłam po prowizorycznych schodkach i pędem ruszyłam w stronę ciężarówki.

Nienawidziłam, gdy ktoś próbował ze mnie robić idiotkę. Takie rzeczy nie mogły się dziać. Przynajmniej nie na mojej warcie, za którą byłam odpowiedzialna.

Ten zadufany gnojek choć raz musiał ponieść konsekwencje za swoje irracjonalne, do niczego nie prowadzące czyny.

– Kyle! – wrzasnęłam, wciąż biegnąc do ciężarówki. Mimo, że go nie widziałam, to miałam szczerą nadzieję, że mnie usłyszy. Na wieży ktoś musiał stać, a ja na tamtą chwilę byłam zbyt zdeterminowana, by tylko z boku obserwować sytuację. – Hej! – Ponownie krzyknęłam, tym razem jeszcze głośniej.

Kyle z natury był głupim chłopakiem. Na dobrą sprawę, wszyscy mężczyźni nie błyszczeli inteligencją i mieli szczególny problem z myśleniem naprzód. Nie był to utarty stereotyp, który specjalnie powtarzałam, by wkurzyć każdego osobnika płci męskiej. To miało swoje potwierdzenie w faktach. Za każdym razem, gdy dochodziło do takiego typu sytuacji, oni nie potrafili działać pod presją.

O przedmiotowym traktowaniu kobiet w obozie Zbawców wolałabym raczej nie wspominać. Negan znikąd nie miał paru żon, ukazując tym samym naszą zerową pozycję w obozie.

Jako dziewczyna, byłam informowana o zdecydowanie mniejszej ilości spraw, niż powinnam. Jednak od jakiegoś czasu, gdy skończyłam szesnaście lat, zauważyłam małą poprawę ze strony Smitha. On także nie lubił tego, że za wszelką cenę chciałam być samodzielna i traktowana na równi z chłopakami. Jego zachowanie w tej kwestii było żałosne. Mogłam zabijać, ale nie mogłam wiedzieć więcej, bo według niego byłam ,,zbyt smarkata''. Ciekawe, kiedy szanowny dowódca Zbawców wreszcie przyjmie do wiadomości, że Roselynn Sharewood była kobietą, a nie dziewczynką, którą przypadkowo znalazł w lesie pełnym szwendaczy.

Moją krótką analizę przerwał widok martwego Kyle'a, leżącego tuż obok ciężarówki.

Zmarszczyłam brwi, wykrzywiając twarz w niezrozumieniu. Uniosłam wzrok na Negana, który obejmował Carla ramieniem. Twarz Smitha lekko się zachmurzyła, gdy zobaczył moją postać.

– Wybacz, kiddo - Mruknął na pozór łagodnie. – Carl nie chciał zabić twojego ziomka. Co nie? – Negan szturchnął go Lucille w ramię, lecz natychmiast odskoczył od kija.

Przeniosłam wzrok na Grimesa, który w swoich oczach nie posiadał cienia skruchy, że zabił czyjegoś znajomego.

Znałam Kyle'a, odkąd Zbawcy zaczęli istnieć. Czy go lubiłam, pozostawało kwestią dyskusyjną. Już dawno przestałam dzielić ludzi na tych, których darzyłam sympatią, bądź nie. Liczyła się tylko przydatność. I w tej kwestii musiałam przyznać, że tak. Kyle był przydatnym człowiekiem.

Nawet nie sądziłam, że jego martwe ciało sprawi, że na chwilę przestanę myśleć zerojedynkowo i rzeczywiście coś poczuję.

Leżał zakrwawiony i pozbawiony życia na asfalcie, a jego cała głowa skąpała się w rozległej kałuży krwi.

Wzięłam głębszy oddech i gdy poczułam uderzający, metaliczny zapach unoszący się znad jego ciała, niemal natychmiastowo przeniosłam wzrok na sprawcę.

Stał z kamienną miną obok Negana, gdy ten żartował w najlepsze i wydawał się świetnie bawić zaistniałą sytuacją. Gdy jego błękit zderzył się z moimi tęczówkami, poczułam dziwny przypływ agresji.

Ci, którzy żyją...[CARL GRIMES]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum