Rozdział 2: Pierwsze kroki

227 37 2
                                    


Rozdział 2: Pierwsze kroki

1

Porę dnia nadal można określić jako względnie wczesną. Szli obecnie udeptaną ścieżką, a po obu stronach drogi roztaczały się wielkie pola złocistej pszenicy; takiej wysokości, jakby przemierzali labirynt. Deny szukając zajęcia, zerwał jedno ździebełko i wsadził je końcówką do buzi.

Najbardziej przeszkadzała mu błoga cisza. Nikomu nie paliło się do rozpoczęcia rozmowy. Chłopak przerzucał spojrzenie po towarzyszach, aż nie zatrzymał go na Lighcie.

To właśnie z powodu tego faceta, Deny tutaj był. Nie miał pojęcia ile jeszcze czasu będzie zmuszony przebywać w drużynie, ale do tej pory Light wywarł na nim niemałe wrażenie.

Deny przywykł do dzielenia ludzi na "dobrych" i "złych". Lighta na pewno wsadziłby do tej pierwszej kategori. Nie tylko był dla niego cały czas miły, ale ilekroć na niego patrzył, mężczyzna pałał sympatycznym wdziękiem. Takim że samemu miałeś ochotę się uśmiechnąć.

Ale to też nie znaczy, że Deny byłby w stanie ukazać mu litość. Nie miałby oporów przed zabiciem każdego, nawet kogoś dobrego. Kiedyś uważał pewną osobę za "dobrą", do momentu aż nie dowiedział się, że wymordowała jego rodziców. Chłopak w tamtym etapie życia zrozumiał, że wszyscy otaczający go ludzie to zwykłe odpadki. Nawet te osoby które pozornie nazywa "towarzyszami", tak naprawdę uważał za nic nie warte śmieci. Lecz na razie musiał się z nimi dogadywać.

– Lightcie, co cię podkusiło żeby wybrać akurat nas? Do drużyny? – zapytał wiedziony ciekawością. Miał dość grobowego milczenia.

No a przecież poza Elsele, co do jednego zanosili się bandę złodziei i morderców. Czemu oni? Light mógł zaprosić kogokolwiek chciał. Niemało nowicjuszy starało się o robotę poszukiwacza przygód. Widział takich w recepcji.

Tak jak wcześniej Deny wsadził w usta kawałek pszenicy, tak Light wsadził papierosa. Wystawił nawet opakowanie w stronę chłopaka.

– Skusisz się?

Na początku Deny się zawahał – ale w sumie – czemu nie?

– Dzięki – powiedział, biorąc jedną sztukę.

– Czemu was zaprosiłem, huh? – Light pociągnął dalej. – Aby na to odpowiedzieć, spytam gdzie byście byli, gdybyście odrzucili moją propozycję? Co każdy z was by teraz robił? – Puścił z ust dymek.

To... ciężkie pytanie. Deny starając się znaleźć odpowiedź, smętnie pogonił wzrokiem w dół, na rękojeść swego ukochanego miecza. Potem zerknął na papierosa. Jak to odpalić? Wpadł na pomysł, by na koniuszku palca zebrać wiązkę błyskawic. Posłużył się nią do odpalenia bibułki.

– Każdy z was jest z deczka problematyczny, jednak ja w każdym dostrzegam równie duży potencjał. Im cięższe czasy, tym jaśniejszej nadziei potrzebują ludzie. Moją nadzieją jest wiara w was. Wierzę, że kiedy już rozwinięcie skrzydła, użyjecie swojej siły aby pomagać innym. Bo nie kryjąc, jesteście diabelnie utalentowani. Dużo osiągnięcie. – Uśmiechał się uprzejmie, prostując ramię.

Aby pomagać innym, co? Cholera. Ten to potrafi złapać za serce.

Deny przyłożył papierosa do warg i naśladując kapitana, porządnie się zaciągnął.

– Ghawh! Ghhhgh! – Wykaszlał dym, mając wrażenie że rozerwało mu płuca. - "Co to za szatańska używka?!"

– Hahahah! – Light klepnął Dena w plecy. – Pierwszy raz? Nie bój się. Po tym jak się przyzwyczaisz, nie zechcesz pójść spać bez choćby jednego!

Łzy RozpaczyWhere stories live. Discover now