•••

"-Proszę bardzo. Weź to i to - i będziesz potrzebować jedno z tych...".

Maomao skrzywiła się na widok wszystkich rzeczy, które na nią leciały. Tą, która rzucała w jej stronę różem, pudrem wybielającym i ubraniami, była kurtyzana Meimei. Były w jej pokoju w Gryszpanowym Pawilonie

-Siostrzyczko, nie potrzebuję tego" - powiedziała Maomao, zabierając kosmetyki jeden po drugim i odkładając je na półki.

"Jak to nie" - powiedziała Meimei, zirytowana. -Wszyscy inni mają tam jeszcze lepsze rzeczy niż te. Przynajmniej postaraj się wyglądać przyzwoicie".

-Tylko kurtyzany tak się stroją do pracy."

Maomao właśnie spojrzała w bok, wewnętrznie żałując, że nie może zająć się mieszaniem ziół, które zebrała poprzedniego dnia, gdy w jej stronę poleciała wiązka drewnianych tabliczek do pisania.
Jej szanowana starsza siostra była troskliwa, ale czasami wybuchowa.
"-W końcu dostałaś pracę, którą warto mieć i nawet nie próbujesz zachowywać się tak, jakbyś tam należała? Słuchaj, świat jest pełen ludzi, którzy zabiliby, żeby być na twoim miejscu. Jeśli nie będziesz wdzięczna za to, co masz, twoja ciężko zdobyta klientela ucieknie ci sprzed nosa!".

-Och, bardzo dobrze..." powiedziała Maomao. Bez względu na to, czy zarządzała nią starsza pani, czy Meimei, edukacja w Pawilonie mogła być nieco szorstka. Ale w jej słowach była prawda.

Maomao nieco ponuro podniosła tabliczki. Drewno było ciemne w miejscach, w których pisano, a potem wielokrotnie wymazywano; obecnie widniały na nim słowa pieśni, napisane delikatną ręką. Meimei była już wystarczająco stara, by myśleć o wycofaniu się z pracy kurtyzany, ale jej inteligencja sprawiała, że jej popularność wciąż rosła.
Potrafiła pisać piosenki, grać w Go i Shogi, a tym samym zabawiać swoją klientelę. Była jedną z tych kurtyzan, które sprzedawały nie tyle swoje ciało, co osiągnięcia.

"-Masz teraz świetną pracę. Oszczędzaj wszystkie pieniądze, jakie możesz zarobić". Kobieta z drewnianymi paskami sprzed chwili zniknęła, zastąpiona przez słodką, troskliwą starszą siostrę. Pogłaskała policzek Maomao wypielęgnowaną dłonią, odgarniając włosy za ucho.

Dziesięć miesięcy wcześniej Maomao została porwana i sprzedana jako służąca w tylnym pałacu. W najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że po udanym powrocie do dzielnicy rozkoszy, znów będzie tam pracować. Dla otaczających ją osób musiała się to wydawać jedyna taka okazja w życiu.
Stąd surowe spojrzenie Meimei.

-Tak, siostro" - powiedziała posłusznie Maomao po chwili, a Meimei uśmiechnęła się swoim wdzięcznym uśmiechem kurtyzany.

"-Mam nadzieję, że zarobisz coś więcej niż tylko pieniądze. A może uda ci się znaleźć dobrego mężczyznę, hmm? Musi być ich tam mnóstwo, aż kipią od gotówki. Byłabym zachwycona, gdybyś przyprowadziła kilku z nich, by zostali moimi klientami".
Uśmiech tym razem nie był tak łaskawy; był w nim wyraźny element zimnej kalkulacji.
Jej chichocząca starsza siostra wyglądała trochę jak stara wariatka, która prowadziła to miejsce, pomyślała Maomao.
Dziewczyna musiała dbać o siebie, by przetrwać w tym zawodzie. Ostatecznie Maomao została wysłana w drogę z dużym tobołkiem wypełnionym po brzegi ubraniami i kosmetykami.
Wróciła do swojego prostego domu, potykając się pod ciężarem.

Dzień, w którym wspaniały szlachcic pojawił się w dzielnicy rozkoszy dwa tygodnie po opuszczeniu przez Maomao tylnego pałacu, był wciąż świeży w jej pamięci.
Eunuch, ze swoimi szczególnymi skłonnościami, usłyszał - na szczęście - słowa Maomao wypowiedziane pół żartem i wziął je sobie do serca. Przyniósł madame więcej niż wystarczającą ilość pieniędzy, by pokryć długi Maomao, a nawet miał na tyle przyzwoitości, by przynieść w prezencie rzadkie zioło lecznicze. Podstemplowanie umowy nie zajęło nawet trzydziestu minut.

Tak więc Maomao miała wznowić pracę w tym najbardziej renomowanym z miejsc pracy. Była nieco niechętna do ponownego opuszczenia ojca i zamieszkania w swoim miejscu pracy, ale warunki narzucone przez jej nowy kontrakt były, o ile mogła to stwierdzić, znacznie łagodniejsze niż poprzednio.
Co więcej, tym razem nie zniknie bez śladu. Jej ojciec powiedział jej z łagodnym uśmiechem, żeby robiła, co chce, ale potem jego twarz na chwilę pociemniała, gdy spojrzał na jej kontrakt.
Co to miało znaczyć?

"-Wygląda na to, że byli bardzo hojni "- zauważył ojciec Maomao, a w pobliżu gotował się duży garnek z ziołami leczniczymi.
Maomao w końcu odłożyła przykryty tkaniną tobołek i rozprostowała ramiona. Ich rozpadający się dom był tak przewiewny, że było zimno nawet przy rozpalonym kominku, a ona i jej ojciec mieli na sobie po kilka warstw. Przyłapała go na pocieraniu kolana, co było pewnym znakiem, że stara rana go boli.

-Nie mogę zabrać ze sobą zbyt wiele" - powiedziała Maomao, patrząc na ładunek, który już przygotowała. "Moździerz i tłuczek są niezbędne, nie obejdę się też bez notatnika. No i trochę obawiam się pozbywać bielizny..."

Gdy Maomao marszczyła brwi i narzekała, jej ojciec zdjął garnek z ognia i podszedł do niej.

"-Moja Maomao, nie jestem pewien, czy możesz to zabrać ze sobą" - powiedział i wyjął moździerz i tłuczek z jej tobołka, wywołując tym samym spojrzenie. -Nie jesteś lekarzem. Spróbuj je przynieść, a mogą się domyślić, że planujesz kogoś otruć. Nie patrz tak na mnie. Podjęłaś tę decyzję i nie możesz jej teraz cofnąć."

-Jesteś tego pewny?" Maomao osunęła się na brudną podłogę. Jej ojciec od razu domyślił się, co tak naprawdę chciała powiedzieć.

"W porządku, dokończ przygotowania i połóż się do łóżka. Możesz poprosić ich, by dali ci twoje narzędzia, tylko z czasem. Byłoby niegrzecznie nie skupiać się na pracy, przynajmniej pierwszego dnia."

-Tak, w porządku..." Maomao z niechęcią odłożyła narzędzia aptekarskie na półkę, po czym wybrała kilka najbardziej przydatnych prezentów, jakie otrzymała i włożyła je do swojego tobołka.
Spojrzała krzywo na puder wybielający i muszelkę pełną różu, ale w końcu dołączyła ten drugi, który nie zajmował zbyt wiele miejsca.

Wśród prezentów znajdowała się świetna wyściełana bawełniana kurtka.
Może skorzystali z okazji, by podrzucić jej coś, o czym zapomniał któryś z klientów; z pewnością nie wyglądała jak coś, co nosi kurtyzana.

Maomao patrzyła, jak ojciec chowa garnek i dokłada drewna do ognia. Następnie podszedł do swojego łóżka, prostej maty z trzciny, i położył się. Jego pościel składała się jedynie z innej maty i ubogiej szaty wierzchniej.

"-Kiedy skończysz, zgaszę światło" - powiedział, przyciągając do siebie lampę naftową. Maomao spakowała resztę swoich rzeczy, po czym położyła się do łóżka po drugiej stronie pokoju. Wpadła jednak na pewien pomysł i przeciągnęła swoją matę do spania w stronę łóżka ojca.
"-Cóż, minęło trochę czasu odkąd to robiłaś. Myślałem, że nie jesteś już dzieckiem".

-Nie jestem, ale jest mi zimno."
Czy sposób, w jaki Maomao odwróciła wzrok nie był zbyt oczywisty? Przypomniała sobie, że miała około dziesięciu lat, kiedy zaczęła spać sama. Minęły lata. Wcisnęła nową bawełnianą kurtkę między siebie a ojca i pozwoliła, by oczy jej się zamknęły. Przewróciła się na bok i zaokrągliła plecy, przyjmując pozycję embrionalną.

"-Znowu będzie tu samotnie" - powiedział spokojnie jej ojciec.

-Nie musi być. Tym razem mogę wrócić do domu, kiedy tylko zechcę."
Ton Maomao był krótki, ale nie mogła nie zauważyć ciepła ramienia ojca na swoich plecach.

"-Tak, oczywiście. Wracaj kiedy tylko zechcesz."
Dłoń zmierzwiła jej włosy. Nazywała go ojcem, tatą, ale jego wygląd był bliższy starszej kobiecie i wszyscy zgadzali się, że jego sposób bycia był matczyny.

Maomao nie miała matki. Nie jako takiej. Miała za to ojca, który się nią opiekował,
starszą madam i jej nieskończenie żywe starsze siostry.
"I mogę do nich wracać, kiedy tylko zechcę."

Czuła ciepło ojcowskiej dłoni, uschniętej jak stara gałąź, wciąż głaszczącej jej włosy, gdy jej oddech wpadł w stały, równy rytm snu.

Zapiski Zielarki - TŁUMACZENIE PL Księga 2Onde histórias criam vida. Descubra agora