Rozdział 9

633 27 14
                                    

- Usiądź. - wskazał na kanapę, którą już dobrze znałam, za dobrze. Jednak zrobiłam tak jak mi mówił, usiadłam we wskazanym miejscu czekając aż ten do mnie dołączy z teczką

- Więc co odkryłeś Sherlocku?

- Więc Ashley ma złamane żebro i stłuczone kolano. Szczęście, że to złamało się jedno i że nie doszło do innych poważnych uszkodzeń. Poleci na przeciwbólowych w szpitalu i da rade. Jednak nie to mnie martwi. Córka twojego...

- Córka Andersona. Nie nazywaj go tak kiedy jesteśmy sami. - chłopak przytaknął

- Więc Córka Andersona, ma świeże jak i stare siniaki. Blizny po oparzeniu, no i w sumie ogólnie blizny po jakimś ostrzu. Ona sama bała się dotyku któregokolwiek z lekarzy, czy też pielęgniarek, a jak pytały o tym, czy mają zawołać do niej matkę, płakała i prosiła by nie. Zastanawia mnie tylko, czy była tylko katowana, czy nie była zmuszana do...

- Chyba sobie żartujesz? Jak w ogóle można zrobić coś takiego własnemu dziecku, jak ja ją dorwę to zabije. - chłopak przysunął się bliżej, po czy złapał mnie za ramiona

- Wiem, że masz ochotę to zrobić nie tylko z tego powodu. Widziałem jak na niego patrzysz. Jednak on patrzy tak na nią. Może ty tego nie widziałaś, ale ja tak. Jak tylko się tu zjawił, wyglądali jak szczęśliwe małżeństwo, które martwi się o córkę. - przerwał na chwilę, by spojrzeć mi w oczy - Nie mówię ci tego, dlatego bo byłaś dla mnie kimś ważnym, mówię ci to jako przyjaciel. Nie chce byś płakała. Byś cierpiała przez kogoś kto nie jest wart twoich łez.

- Gdybym mogła uwolniłabym się od niego. Nie chce być z człowiekiem, który tyle... Ale z drugiej strony... Ja go kocham. Co mam zrobić?...

Po naszej rozmowie ruszyliśmy razem do małej Anderson, która bardzo ucieszyła się na mój widok. Porozmawiałam z nią szczerze, ale ona i tak się upierała, że sama je sobie zrobiła. Pytałam na koniec czy chce się jeszcze z kimś zobaczyć, odpowiedziała że z Willem wiec tylko on został wpuszczony. Ja z Shanem udaliśmy się razem na parking, gdzie stała moja matka, wraz z panią Anderson. Natomiast Ryan obiecał mi, że porozmawia z Willem na temat siniaków i zachowania małej Ashley.

- Millie. - spojrzałam za siebie na matkę - Myślę, że powinnaś jechać do domu, słabo wyglądasz.

- Nic mi nie jest po za tym miałam dzisiaj...

- Sorry Shane, ale zabieram ci moją siostrę. Polecenie Willa. - odparł James, Shane spojrzał na mnie, ja mu tylko kiwnęłam głową, nie mając siły na nic, chłopak pożegnał się ze mną i poszedł

- Mogę wiedzieć od kiedy jesteś chłopcem na posyłki? - w tym samym czasie na moje ramiona ktoś założył marynarkę

- Kiedy twój mąż rozmawia z twoim byłym, ja muszę być na posterunku. Przy okazji kazał ci to założyć. A i powiedzieć, że...

- Jedźmy już, - momentalnie koło nas pojawił się Will

- Tak szybko?

- Nie będę słuchał bzdur. Powiedziałem mu, że się śpieszę i tyle. Millie, wszystko w porządku?

- Nie mam ochoty się z tobą kłócić wiec jedźmy. Proszę. - dodałam idąc w stronę auta Willa, ukradkiem widziałam jak się żegna i idzie, a w sumie raczej biegnie za mną.

Droga do domu minęła w ciszy, wszystko dlatego bo usiadłam z tyłu i udawałam, że śpię. Pod domem zdziwiłam się kiedy drzwi od samochodu się otworzyły, a Will wziął mnie na ręce.

- Co ty robisz?

- Spałaś nie chciałem cię obudzić, po za tym zasługujesz na to by cię cały czas noszono. - odparł, zamykając drzwi i ruszając do klatki, gdzie przez całą drogę do mieszkania byłam na jego rękach. Myślałam, że w domu mnie odstawi, jednak myliłam się zaniósł mnie prosto do sypialni i położył na łóżku. - Musimy porozmawiać więc proszę nie zasypiaj, ja idę coś sprawdzić. - długo nie wracał z tego sprawdzania, w pewnym momencie usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami wejściowymi, więc wstałam i ruszyłam do źródła dźwięku.

- Will? - wyszłam z pokoju - Will gdzie ty... - Moim oczom ukazał się Will w samym ręczniku, widać było, że dopiero co brał prysznic - Serio? To to musiałeś załatwić?

- Nie, przed chwilą jeszcze była tu Lisa. A umyć się poszedłem bo zabranie wszystkich rzeczy jej trochę zajęło.

- Aaaa. Czekaj co? - podszedł do mnie i ręcznik którym wycierał sobie włosy rzucił mi na twarzy - Ile ty masz lat? - Kiedy go ściągnęłam Will był niebezpiecznie blisko

- Hm... Dwadzieścia pięć tak mi się wydaje. - złapał mnie w tali przyciągając jeszcze bliżej - Obiecaj mi, że nie będziesz już rozmawiała z tym całym doktorkiem sam na sam. Ja pozbyłem się Lisy, więc ty możesz to dla mnie zrobić.

- Po pierwsze to mój przyjaciel, po drugie jak to się jej pozbyłeś?

- Kazałem jej iść na razie do hotelu, a jak znajdę jej mieszkanie to tam się przeniesie. - po tej wypowiedzi mnie pocałował, ale tak inaczej, namiętniej. Znowu mnie trzymał tylko tym razem to ja na niego wskoczyłam, dałam się ponieść chwili i uczuciom.

W tamtym momencie to moje serce decydowało, nie rozum. W ten sposób już parę sekund później znalazłam się pod Andersonem. Oglądał każdy mój tatuaż, każdą bliznę. Sama nie wiedziałam co robię oddając mu się w całości, jednak chciałam więcej. I więcej dostałam już po chwili, tak jakby czytał mi w myślach. Nie dam rady opisać tego jak było cudownie, a mój rozum wrócił dopiero po tym jak oboje doszliśmy. Wiedząc co zrobiłam z jednej strony czułam się źle z drugiej byłam szczęśliwa i nie czułam nic oprócz rozkoszy. Nie wiedziałam jednak, że to przed czym ostrzegał mnie Ryan może być...



Wiem kochacie mnie za takie zakończenia <3

To co widzimy się niedługo? ;)

My Mafia Queen [Zawieszone]Kde žijí příběhy. Začni objevovat