🦋 ROZDZIAŁ XX 🦋

Começar do início
                                    

— Przypominasz mi twojego ojca, gdy miał osiemnaście lat — powiedziała, obejmując kubek palcami.

Dante zmrużył oczy. Nie wiedział, czy powinien traktować to jako dobry czy zły znak.

— Tak?

— Bardzo. Co chwilę wdawał się w bójki z mojego powodu. — Kobieta zachichotała na napływające wspomnienia. — Wystarczyło, że ktoś powiedział coś, co mu się nie spodobało, albo dotknął mnie w nieodpowiedni sposób. Tylko że przemoc nie jest dobrym sposobem na rozwiązywanie konfliktów.

Chłopak spuścił wzrok.

— Wiem. — Potarł o siebie dłonie i zacisnął je w pięści, żeby przestać maltretować skórki. — Nie przywaliłem Nathanowi, a bardzo chciałem. Dziwnie to zabrzmi, ale Erin dużo pomogła mi z wirusem. Myślę, że jestem w stanie nauczyć się kontrolować moje wybuchy agresji.

Viola spojrzała na niego zaciekawiona. Rozumiała jego obawę — jak zwykła dziewczyna była w stanie pomóc mu z tak nienaturalną sprawą? Nie miała o tym zielonego pojęcia. Cały ten świat wciąż był dla niej czymś nowym, nieznanym.

Dante postanowił nie ujawniać dokładnych metod i zostawić je dla siebie. Póki wyzywanie wirusa, aby bardziej się postarał, pozostawało tajemnicą jego i Erin, nie wydawało mu się to aż takie głupie.

— Przy niej czuję się... lepiej — przyznał nieśmiało, lekko się uśmiechając. Nie przywykł do tego, że jego mama częściej była w domu i miał więcej czasu, aby z nią rozmawiać. Zwłaszcza o uczuciach. — Ale wciąż w głębi serca boję się, że mogę jej zrobić krzywdę.

Pani Redfield odstawiła kubek na stolik, przelotnie spojrzała na zegarek, a następnie objęła syna. Ten delikatnie oparł głowę na jej piersiach, czując na potylicy rytm bicia jej serca. Dłonią pogładziła go po policzku.

— Rozumiem, że się boisz, ale chyba jesteś świadomy, że nie możesz chować się przez całe życie. — Drugą ręką zaczęła przeczesywać jego włosy. — Nie możesz odkładać swojego szczęścia na drugi plan ze względu na wirusa.

Słyszał te słowa tyle razy, że straciły już swoją moc. Doskonale o tym wiedział, ale poczucie winy, które od czasu do czasu przypominało o swoim istnieniu i nie pozwalało mu spać po nocy, nie dawało mu ich przyswoić. Nie lubił się do tego przyznawać.

— Wiesz, co sobie pomyślałem, kiedy tata po raz pierwszy powiedział mi o wirusie? — Patrzył przez okno bez wyrazu. Delikatny wiatr poruszał liśćmi drzewa przed domem. — „Ale super, będę mógł wykorzystywać moje moce, żeby czynić dobro". Zamiast czynić dobro, cały czas traciłem nad sobą kontrolę i krzywdziłem innych.

Viola odsunęła od siebie syna i zmusiła bo, aby na nią spojrzał. Nie potrafił odczytać tego, co kryło się wtedy w jej oczach. Wyglądało na mieszankę współczucia i zrozumienia z czymś jeszcze.

— Jesteś tak blisko osiągnięcia nad nim pełnej kontroli, Dante. Kiedyś w ogóle nie potrafiłeś tego zrobić. Wpadałeś w szał. — Uśmiechnęła się lekko. Teraz jej oczy błyszczały, chociaż nie pojawiły się w nich łzy. — Spójrz na siebie teraz.

Chłopak wywrócił oczami.

— No faktycznie, świetnie mi idzie. Przypomnę ci, że zabiłem człowieka.

— To był jedyny moment, kiedy faktycznie kogoś skrzywdziłeś i nawet wtedy zrobiłeś to w obronie drugiej osoby. W pozostałych przypadkach zawsze udawało ci się odzyskać kontrolę w porę. — Zrobiła krótką pauzę, podczas której pocierała kciukami jego ramiona. — Jestem z ciebie dumna.

W tamtym momencie przyjemne ciepło rozlało się po sercu Dantego. Zrozumiał, że potrzebował coś takiego usłyszeć.

Po tej krótkiej rozmowie Viola musiała zacząć szykować się do pracy. Pomimo że nie spędziła swojego poranka spokojnie w samotności i ciszy, nie narzekała. Czuła się zdecydowanie lepiej, niż kiedykolwiek.

Bez wyjścia [Redfield #2]Onde histórias criam vida. Descubra agora